[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego pięćdziesięcioczteroletni członek wił się wspodniach jak dorsz w koszyku.Rankiem będzie już w samolocie, w drodze na zebranieSenackiego Komitetu Ochrony Zdrowia stanu Illinois, które zostało zwołane w celuznalezienia alternatywnego rozwiązania wobec jego propozycji, polegającej na likwidacjinajniższych indywidualnych kont, stanowiących najwyższe ryzyko.Sto czterdzieści tysięcyrodzin, czyli wszyscy, którzy znalezli się poniżej dolnej granicy, zostałoby wyeliminowanychz projektu.Mimi wyszła z toalety, wyglądając jeszcze ponętniej niż przedtem.George podał jejkieliszek.- Twoje zdrowie - powiedział.- Za nas oboje.Za dzisiejszą noc.- Za Hopewell - odparła z uśmiechem i trąciła się z nim kieliszkiem.- Może czegośspróbujesz? - Położyła dłoń na jego przegubie.- Gwarantuję, że to nada twoim planomgłębszy sens.- Wyjęła z torebki flakonik.- Otwórz usta.Kiedy to zrobił, nalała mu na język dwie krople.Poczuł gorycz tak intensywną, żeniemal podskoczył.- Czy to nie mogłoby mieć lepszego smaku? Na przykład wiśni?- Jeszcze jedną.- Uśmiechnęła się uwodzicielsko.- Chcę być pewna, że jesteś dlamnie gotów.%7łe jesteś gotów dla nas.Ponownie otworzył usta.Serce biło mu jak młotem.Mimi nalała mu na język następną kroplę.Uśmiech na jej twarzy zmienił się - stał sięzimny.Zcisnąwszy mu palcami jednej ręki policzki, odwróciła flakonik do góry dnem.Usta George a wypełniły się gorzkim płynem.Próbował go wypluć, ale przechyliłamu głowę do tyłu, dopóki nie przełknął.Oczy wyszły mu z orbit.- Co to jest, do cholery? - wymamrotał.- Trucizna - odpowiedziała Mimi, chowając flakonik do torebki.- Nadzwyczajnatrucizna dla nadzwyczajnego faceta.Jedna kropla zabija człowieka w ciągu paru godzin.Połknąłeś tyle, że wystarczyłoby dla całego San Francisco.Jego kieliszek z szampanem upadł i rozbił się na podłodze.Próbował wykrztusićpołknięty płyn.Ta suka jest nienormalna.A może to tylko żart? Po chwili poczuł w żołądkurozdzierający ból.- To za wszystkich, których przez całe życie kantowałeś, panie Bengosian.Nie znasznikogo z nich.Za rodziny, które na ciebie liczyły.Za Hopewell.Za Felicję Brown, któraumarła na czerniaka, choć można go było jeszcze wyleczyć.Za Thomasa Ortiza.Czy tonazwisko coś ci mówi? Twoi ludzie, zajmujący się eliminacją osób stanowiących ryzyko,powinni je znać.Ten człowiek zastrzelił się, nie mogąc zapłacić za operację guza mózgu uswojego syna.Na tym polega wasze opróżnianie walizek.Czyż nie tak to nazywacie, panieB.?George czuł, że ból w żołądku staje się nie do wytrzymania.Jego usta wypełniły siękleistą pianą.Wypluł ją na koszulę, lecz nadal miał uczucie, jakby jego wnętrzności szarpałyżelazne szpony.Wiedział, co się z nim dzieje.Obrzęk płuc.Szybko postępującaniewydolność organów wewnętrznych.Muszę wezwać pomoc, pomyślał.Może jakoś dotrędo drzwi.Ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na podłogę.Mimi stanęła nad nim, patrząc na niego z szyderczym uśmieszkiem.Wyciągnął ku niejrękę.Chciał ją uderzyć, złapać za gardło, udusić.Nie mógł się jednak ruszyć.- Proszę.- wycharczał.Uklękła przy nim.- Jakie to uczucie, kiedy się opróżnia twoją walizkę, panie Bengosian? Bądz tak miły iotwórz jeszcze raz usta.Szeroko!Zebrał wszystkie siły, by nabrać powietrza do płuc, ale nie udało mu się to.Jego językspuchł do monstrualnych rozmiarów, a szczęka zdrętwiała.Mimi podsunęła mu pod oczyniebieski kawałek papieru.Przynajmniej wydawało mu się, że jest niebieski, bo jego oczyzrobiły się szkliste i światło załamywało się w nich tak, że nie widział wyraznie kolorów.Zobaczył tylko mgliste zarysy logo Hopewell.Mimi zgniotła papier w kulkę i włożyła mu ją do ust.- Dzięki za twoją troskę o Hopewell, ale twoje ubezpieczenie było niestety za niskie.ROZDZIAA 25W środku nocy obudził mnie sygnał komórki.Zerwałam się i spojrzałam na zegar.Cholera, dopiero czwarta.Półprzytomna sięgnęłam po telefon, usiłując odczytać numer na wyświetlaczu.Dzwonił Paul Chin.- Słucham cię, Paul.Co się stało? - wymamrotałam.- Przepraszam, że cię obudziłem.Jestem w hotelu Clift.Byłoby dobrze, gdybyś tuprzyjechała.- Odkryłeś coś? - Było to głupie pytanie.Telefon o czwartej nad ranem mógł oznaczaćtylko jedną rzecz.- Tak.Mam wrażenie, że sprawa bomby u Lightowerów trochę się skomplikowała.Osiem minut pózniej - tyle zajęło mi włożenie dżinsów, kamizelki i kilka ruchówgrzebieniem - pędziłam moim explorerem przez Vermont w stronę Siódmej Ulicy, zrozpraszającym mrok spokojnej nocy kogutem na dachu.Przed jasno oświetlonym, świeżo odrestaurowanym wejściem do hotelu stały trzywozy policyjne i samochód z kostnicy.Clift był jednym z najlepszych starych hoteli iniedawno został odnowiony w fantazyjnym stylu.Pokazałam swoją odznakęfunkcjonariuszom przy wejściu i znalazłam się w środku, od samego progu zaskoczonaprzepychem wnętrza: kanapą przystrojoną strusimi piórami, rogami byków na ścianach iinnymi podobnymi przedmiotami.Kilku zdenerwowanych pracowników hotelu stało w foyer,nie wiedząc, co ze sobą zrobić.Pojechałam windą na ostatnie piętro, gdzie czekał na mnieChin.- Ofiara nazywa się George Bengosian.To gruba ryba z opieki zdrowotnej -poinformował mnie, prowadząc do apartamentu denata.- Lepiej się przygotuj.Nie żartuję.Zobaczyłam kolejne ekskluzywne wnętrze, a w nim ciało, oparte o nogę stołukonferencyjnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Jego pięćdziesięcioczteroletni członek wił się wspodniach jak dorsz w koszyku.Rankiem będzie już w samolocie, w drodze na zebranieSenackiego Komitetu Ochrony Zdrowia stanu Illinois, które zostało zwołane w celuznalezienia alternatywnego rozwiązania wobec jego propozycji, polegającej na likwidacjinajniższych indywidualnych kont, stanowiących najwyższe ryzyko.Sto czterdzieści tysięcyrodzin, czyli wszyscy, którzy znalezli się poniżej dolnej granicy, zostałoby wyeliminowanychz projektu.Mimi wyszła z toalety, wyglądając jeszcze ponętniej niż przedtem.George podał jejkieliszek.- Twoje zdrowie - powiedział.- Za nas oboje.Za dzisiejszą noc.- Za Hopewell - odparła z uśmiechem i trąciła się z nim kieliszkiem.- Może czegośspróbujesz? - Położyła dłoń na jego przegubie.- Gwarantuję, że to nada twoim planomgłębszy sens.- Wyjęła z torebki flakonik.- Otwórz usta.Kiedy to zrobił, nalała mu na język dwie krople.Poczuł gorycz tak intensywną, żeniemal podskoczył.- Czy to nie mogłoby mieć lepszego smaku? Na przykład wiśni?- Jeszcze jedną.- Uśmiechnęła się uwodzicielsko.- Chcę być pewna, że jesteś dlamnie gotów.%7łe jesteś gotów dla nas.Ponownie otworzył usta.Serce biło mu jak młotem.Mimi nalała mu na język następną kroplę.Uśmiech na jej twarzy zmienił się - stał sięzimny.Zcisnąwszy mu palcami jednej ręki policzki, odwróciła flakonik do góry dnem.Usta George a wypełniły się gorzkim płynem.Próbował go wypluć, ale przechyliłamu głowę do tyłu, dopóki nie przełknął.Oczy wyszły mu z orbit.- Co to jest, do cholery? - wymamrotał.- Trucizna - odpowiedziała Mimi, chowając flakonik do torebki.- Nadzwyczajnatrucizna dla nadzwyczajnego faceta.Jedna kropla zabija człowieka w ciągu paru godzin.Połknąłeś tyle, że wystarczyłoby dla całego San Francisco.Jego kieliszek z szampanem upadł i rozbił się na podłodze.Próbował wykrztusićpołknięty płyn.Ta suka jest nienormalna.A może to tylko żart? Po chwili poczuł w żołądkurozdzierający ból.- To za wszystkich, których przez całe życie kantowałeś, panie Bengosian.Nie znasznikogo z nich.Za rodziny, które na ciebie liczyły.Za Hopewell.Za Felicję Brown, któraumarła na czerniaka, choć można go było jeszcze wyleczyć.Za Thomasa Ortiza.Czy tonazwisko coś ci mówi? Twoi ludzie, zajmujący się eliminacją osób stanowiących ryzyko,powinni je znać.Ten człowiek zastrzelił się, nie mogąc zapłacić za operację guza mózgu uswojego syna.Na tym polega wasze opróżnianie walizek.Czyż nie tak to nazywacie, panieB.?George czuł, że ból w żołądku staje się nie do wytrzymania.Jego usta wypełniły siękleistą pianą.Wypluł ją na koszulę, lecz nadal miał uczucie, jakby jego wnętrzności szarpałyżelazne szpony.Wiedział, co się z nim dzieje.Obrzęk płuc.Szybko postępującaniewydolność organów wewnętrznych.Muszę wezwać pomoc, pomyślał.Może jakoś dotrędo drzwi.Ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na podłogę.Mimi stanęła nad nim, patrząc na niego z szyderczym uśmieszkiem.Wyciągnął ku niejrękę.Chciał ją uderzyć, złapać za gardło, udusić.Nie mógł się jednak ruszyć.- Proszę.- wycharczał.Uklękła przy nim.- Jakie to uczucie, kiedy się opróżnia twoją walizkę, panie Bengosian? Bądz tak miły iotwórz jeszcze raz usta.Szeroko!Zebrał wszystkie siły, by nabrać powietrza do płuc, ale nie udało mu się to.Jego językspuchł do monstrualnych rozmiarów, a szczęka zdrętwiała.Mimi podsunęła mu pod oczyniebieski kawałek papieru.Przynajmniej wydawało mu się, że jest niebieski, bo jego oczyzrobiły się szkliste i światło załamywało się w nich tak, że nie widział wyraznie kolorów.Zobaczył tylko mgliste zarysy logo Hopewell.Mimi zgniotła papier w kulkę i włożyła mu ją do ust.- Dzięki za twoją troskę o Hopewell, ale twoje ubezpieczenie było niestety za niskie.ROZDZIAA 25W środku nocy obudził mnie sygnał komórki.Zerwałam się i spojrzałam na zegar.Cholera, dopiero czwarta.Półprzytomna sięgnęłam po telefon, usiłując odczytać numer na wyświetlaczu.Dzwonił Paul Chin.- Słucham cię, Paul.Co się stało? - wymamrotałam.- Przepraszam, że cię obudziłem.Jestem w hotelu Clift.Byłoby dobrze, gdybyś tuprzyjechała.- Odkryłeś coś? - Było to głupie pytanie.Telefon o czwartej nad ranem mógł oznaczaćtylko jedną rzecz.- Tak.Mam wrażenie, że sprawa bomby u Lightowerów trochę się skomplikowała.Osiem minut pózniej - tyle zajęło mi włożenie dżinsów, kamizelki i kilka ruchówgrzebieniem - pędziłam moim explorerem przez Vermont w stronę Siódmej Ulicy, zrozpraszającym mrok spokojnej nocy kogutem na dachu.Przed jasno oświetlonym, świeżo odrestaurowanym wejściem do hotelu stały trzywozy policyjne i samochód z kostnicy.Clift był jednym z najlepszych starych hoteli iniedawno został odnowiony w fantazyjnym stylu.Pokazałam swoją odznakęfunkcjonariuszom przy wejściu i znalazłam się w środku, od samego progu zaskoczonaprzepychem wnętrza: kanapą przystrojoną strusimi piórami, rogami byków na ścianach iinnymi podobnymi przedmiotami.Kilku zdenerwowanych pracowników hotelu stało w foyer,nie wiedząc, co ze sobą zrobić.Pojechałam windą na ostatnie piętro, gdzie czekał na mnieChin.- Ofiara nazywa się George Bengosian.To gruba ryba z opieki zdrowotnej -poinformował mnie, prowadząc do apartamentu denata.- Lepiej się przygotuj.Nie żartuję.Zobaczyłam kolejne ekskluzywne wnętrze, a w nim ciało, oparte o nogę stołukonferencyjnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]