[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, czego od niego oczekują.Zwycięzca mógł liczyć nie tylko na dzban piwa, lecz także na pocałunek dziewczyny,której wianek albo chustkę podniesie.Reina nie mogła odwrócić oczu.On na nią patrzył.Wiedziała, na co czeka wmilczeniu.Ale ona nie miała kwiatów, a jedwabnej przepaski, którą przytrzymywała włosy, niezamierzała poświęcać.Czy on tego nie rozumie?Nie mogła się już dłużej bawić.Zbyt wiele ryzykowała.Zresztą sam spokój duszy matki był dla niej na tyle istotny, żeodwróciła się i zacisnęła pięści.Kiedy znów spojrzała na Arilla, wychodził już z wody, a w garści triumfująco ściskałzieloną chustkę.Ingalill rzuciła się ku niemu, jeszcze zanim znalazł się na brzegu, on zaś, zdumiony jejzapałem, całował ją długo, z zaangażowaniem.Gdy inni uczestniczący w zapasach przyszli poklepać go po plecach i pogratulować,musieli niemalże odrywać Ingalill od jego ręki.Zwyczajem było, że wybrana przez zwycięzcę dziewczyna biegnie do piwnicy po jegopiwo, potem zaś powinni odtańczyć jeden taniec.Nic więcej nie była mu winna.Reina jednak zobaczyła, że Arill kładzie się na trawie, Ingalill zaś, rozćwierkana,ułożyła się przy nim i użyła swej odświętnej halki do wytarcia mu włosów i zmoczonejtwarzy.Bardzo ją to zapiekło.Serce chciało wyrwać się z piersi.Aurora, która obserwowaławszystko w milczeniu, lecz uważnie, spokojnie szepnęła jej do ucha:- Jesteś zazdrosna, Reino? Ty go kochasz.Teraz, kiedy sama znam to uczucie, już otym wiem.Reina odwróciła się do niej wolnym ruchem, popatrzyła w piwne oczy.Auroraspokojnie skinęła głową.- Kocham twego brata i dlatego poznaję to, co masz teraz wypisane na twarzy.- Nie! - syknęła Reina.- On nie chce być nawet moim przyjacielem! Zresztą nawetgdyby zechciał, matka obdarłaby nas oboje ze skóry.On jest przecież ze Storlendet, czyś tycałkiem już o tym zapomniała? Aurora patrzyła na nią ze smutkiem, lecz nie odwracała oczu.- Posłuchaj mnie, Reino.Jeśli jest tak, jak mówię, to nie pozwól, by cokolwiek ciprzeszkodziło.To wstyd i hańba przed czymkolwiek cię powstrzymywać.Reina wreszcie oderwała od niej oczy.Przeszedł ją dreszcz.Nie śmiała spojrzeć wstronę Arilla, ale opryskliwie zawołała do Ingalill, że muszą już wracać do domu.W odpowiedzi usłyszała tylko jej cichy śmiech.Dopiero wtedy podeszła do nich, by jasno i wyraznie dać Ingalill do zrozumienia, żeto ona tutaj decyduje.Przecież nazajutrz muszą wcześnie wstać, a poza tym Johanna czeka nanie w domu.Ingalill ściągnęła wargi niezadowolona.- Ale przecież jest tak wesoło! No i jeszcze nie tańczyliśmy, prawda, ArilluStorlendet?Jego twarz była sztywną maską.Ingalill po przyjacielsku pchnęła go w pierś.- Chodz, przecież należy ci się taniec.A ty, Reino, przynajmniej tyle możeszzaczekać.Teraz jednak Reina rozzłościła się już na dobre.Złapała Ingalill za włosy i postawiłana nogi.- Znów ściągasz na siebie wstyd! - wypluła.- Jesteś dziwką i gzisz się z mężczyzną,którego, jak wiesz, my z Vildegard brzydzimy się nawet dotknąć.Z synem mordercy!Krąg ludzi wokół nich się rozstąpił.Roziskrzone spojrzenia trafiły Arilla, a on cały się pod nimi skulił.Poderwał sięjednak na nogi, chwycił Ingalill za drugą rękę i patrząc Reinie prosto w oczy, oświadczyłwładczym głosem:- Twoja przyjaciółka jest już dorosła.Wydaje mi się, że nie masz nad nią żadnejwładzy, panienko.A jeśli chodzi o potomstwo morderców, to jest nas tu więcej, których się oto podejrzewa!Ludzie wstrzymali oddech.Czy teraz, gdy wspomniał o wstydzie ciążącym na jej zmarłym ojcu, ta nieobliczalnapanna wywoła skandal? Czy ośmieli się podrapać twarz również chłopakowi ze Storlendet?Ona jednak ich rozczarowała.Ze szlochem puściła Ingalill i uciekła.Aurora lekkimkrokiem pobiegła za nią, a ludzie wybuchnęli śmiechem.Ale w oczach Arilla nie było oznak wesołości.Tańczył przygnębiony i poruszał się takgwałtownie, że Ingalill pojękiwała w jego objęciach. - Nie tak mocno, dech mi zapiera! Przeprosił ją z warknięciem i całkiem puścił.A potem rzucił się biegiem w stronę kościoła i zniknął w cieniu ciężkich dębów.Zapewne postanowił wrócić do domu.Jakiś starszy mężczyzna wystąpił z gromady i ujął zmieszaną Ingalill pod ramię.- Musisz mu wybaczyć, on nie jest zupełnie sobą.Pozwól, że zaproszę cię na kropelkęna pocieszenie.Nieładnie cię potraktował, piękna panienko.Podziękowała oszołomiona i popatrzyła w górę w bladoniebieskie oczy.Wiedziała, żeto stryj Arilla, brat jego ojca, wyznaczony na opiekuna chłopaka.- Dziękuję - szepnęła żałośnie.- Naprawdę nie wiem, co mu się stało.Stryj śmiał sięze zrozumieniem.- Cóż, ten chłopak znany jest z tego, że nie umie postępować z damami.Prawdziwy zniego odludek, taki milczący i dziwny.Ale to pracowity chłop, bardzo pracowity i silny jakwół.Ingalill pokiwała głową.To prawda, Arill pokazał, co potrafi.- Niech panienka pójdzie teraz ze mną i napije się razem ze starym dziadem.No i jeślipanienka pozwoli, to z przyjemnością dokończę ten taniec, którego on odmówił.Ingalill uśmiechnęła się słodko i przyjęła propozycję.Srebrne guziki przy kamizeli tego mężczyzny były grube i solidne, a zapach bijący zjego ust świadczył o tym, że nie da jej do picia marnego, pędzonego gdzieś cichaczem wdomu bimbru.- A więc sądząc z tego, co się u nas słyszy, panienka przeniosła się na Vildegard ipracuje u Johanny? No cóż, to będzie twarda szkoła, ale panienka może sama już zdobyławykształcenie?Ingalill ze śmiechem pokręciła głową tak, że czerwona grzywa włosów rozsypała jejsię na ramionach.Wstążka rozwiązała się w tańcu.- Och, a gdzieżby tam! I wcale też nie mam takich planów! Jestem przyzwoitą młodąkobietą, która z największą przyjemnością wyjdzie za mąż i zajmie się domem i rodziną!Mężczyzna uśmiechnął się i ze zrozumieniem pokiwał głową.- No, w każdym razie piękna jesteś dostatecznie.Aż za piękna, ośmielę się twierdzić,by mieć do czynienia z najprzeróżniejszymi ludzkimi słabościami i chorobami.Jakże wytwornie on się wyraża, niemal jak jakiś oficer! Ingalill potarła ręką policzek izamyślona oblizała wargi.Mężczyzna śledził każdy jej ruch.- No tak, tak się sprawy mają, że przeprowadziłam się do mojej.ciotki.Ale tylkotymczasowo.Przypuszczam, że najpózniej jesienią ogłoszone zostaną moje zaręczyny.To właściwie już postanowione.- Ale dzisiejszego wieczoru szczęśliwego wybranka chyba tu nie było? Bo inaczejmoże panienka mieć kłopoty.Ingalill roześmiała się, przekrzywiając głowę.- Wie pan, panie Storlendet, wydaje mi się, że był.Ale on nie jest z tych, co to nieumieją odróżnić powagi od zabawy.Mężczyzna wychylił się w przód, oczarowany tą dwuznaczną wypowiedzią.A potemochryple szepnął do niej znad brzegu kieliszka z wódką:- Za to ty, piękna panienko, jak sądzę, raczej to potrafisz? Córka Heleny odrzuciławłosy w tył, wypięła piersi w jego stronę i roześmiała się dzwięcznie.- Wypijmy jeszcze raz! Doprawdy, wspaniała jest ta wódka, na którą pan zaprasza,panie Storlendet.- O, najlepsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl