[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Potrzebuję pewnej wielkiej przysługi; ty jedna możesz mi ją oddać.Tylu mam ludzi na każde zawołanie, ale nikogotakiego, komu mogłabym zaufać.W sprawie niezmiernej wagi  pózniej ci ją wytłumaczę  muszę pomówić niezwłocznie z tym ojcem gwardianem kapucynów, który cię tu do mnie przyprowadził, biedna moja Aucjo.Alekonieczne jest, by nikt nie wiedział, że to ja go tutaj wezwałam.Nikogo nie mam prócz ciebie, komu mogłabym wtajemnicy zawierzyć to poselstwo.Prośba ta przeraziła Lucję.Pragnąc się od niej uwolnić i nie kryjąc zdumienia, jakim ją napawała, poczęła wyłuszczaćpowody, które signora powinna była, jej zdaniem, zrozumieć, a nawet z góry przewidzieć.Bez matki, sarna jedna, naodludnych drogach, w obcej sobie okolicy.Ale Gertruda, która miała za sobą iście szatańską szkołę, objawiła ze swejstrony wiele przykrego zdziwienia, że napotyka na taki opór u osoby, u której mogła się spodziewać większych dlasiebie względów.Argumenty Lucji uznała za błahe i wręcz śmieszne.W biały dzień! Parękroków zaledwie! Droga ta sama, którą Lucja przebyła niewiele dni przedtem, a nawet gdyby jej nigdy w życiu niewidziała, nic łatwiejszego niż objaśnić ją tak, że o zabłądzeniu mowy być nie mogło!Signora mówiła tak długo, aż biednej Lucji, poruszonej do głębi, a równocześnie trochę dotkniętej, wyrwały się słowa: Więc dobrze.Cóż mam tedy zrobić? Pójdziesz do klasztoru kapucynów  tu signora opisała jej raz jeszcze drogę  poprosisz o wezwanie ojcagwardiana i powiesz mu w cztery oczy, żeby przyszedł tu do mnie niezwłocznie.Tylko niech nie mówi nikomu, że toja go wezwałam. Ale co powiem gospodyni, która nigdy nie widziała, żebym stąd wychodziła, i zapyta, dokąd idę? Postaraj się przejść niepostrzeżenie.A jeżeli ci się to nie uda, powiesz, że idziesz do takiego a takiego kościoła,gdzie ślubowałaś się pomodlić.Biedna dziewczyna ujrzała przed sobą nową trudność: kłamstwo.Ale signora wydawała się tak zmartwiona jej oporem,tak wymownie przekonywała ją, że nie przystoi, by błahy skrupuł sumienia przeważył nad wdzięcznością, że Lucja,bardziej oszołomiona niż przekonana, ale nade wszystko przejęta współczuciem, powiedziała: Dobrze, pójdę.Boże, dopomóż mi! I wstała.Gertruda odprowadziła ją spoza kraty ciężkim, ponurym spojrzeniem.A kiedy dziewczyna stanęła na progu drzwi,tamta, jakby pod wpływem przemożnego jakiegoś uczucia, zawołała: Posłuchaj, Aucjo!Lucja odwróciła się i postąpiła z powrotem w kierunku kraty.Ale już inna myśl, silniejsza nad wszystko, zdążyłaopanować umysł nieszczęsnej Gertrudy.Udając, że nie jest zadowolona z udzielonych przedtem wskazówek,wytłumaczyła raz jeszcze Lucji, jak ma iść, i odprawiła ją ze słowami: Zrób wszystko, jak mówiłam, i wracaj rychło.Lucja wyszła.Nie zauważona przez nikogo przeszła furtę klasztorną i ruszyła ulicą, trzymając się blisko murów, oczy spuściwszy kuziemi.Otrzymane wskazówki i własna pamięć pomogły jej trafić bez trudu do bramy miejskiej.Minęła ją i poszła, skupiona i nieco trwożna, gościńcem; niebawemdoszła do bocznej drogi wiodącej do klasztoru.Przypomniała ją sobie; droga ta tworzyła  i tworzy po dziś dzień  coś w rodzaju koryta rzeki, wrzynającego się pomiędzy dwa wysokie brzegi pokryte gęstymi zaroślami, osłaniającymiją z góry niby sklepienie.Skręciwszy w tę odludną drogę Lucja czuła wzrastający z każdą chwilą lęk.Przyśpieszyła kroku; po chwili jednaknabrała nieco otuchy widząc stojącą nie opodal podróżną karocę, a przy jej otwartych drzwiczkach dwóch mężczyznrozglądających się dokoła, jakby nie byli pewni swej drogi.Idąc dalej usłyszała, jak jeden z nich mówił do drugiego: Otóż i jakieś poczciwe dziewczę, które na pewno wskaże nam drogę.I istotnie, kiedy podeszła bliżej, ten sam podróżny zapytał w sposób znacznie bardziej dworny, niż można się byłospodziewać po jego wyglądzie: Czy waćpanna zechciałaby wskazać nam łaskawie drogę do Monzy? Jadąc w tę stronę oddalacie się od niej, panowie  odpowiedziała biedaczka. Monza w tamtej jest stronie. iodwróciła się wskazując ręką kierunek.Wtedy drugi podróżny (był to Nibbio) chwycił ją znienacka wpół i uniósł w górę.Lucja, przerażona, odwróciłagwałtownie głowę i krzyknęła, ale złoczyńca wepchnął ją siłą do karocy; inny, siedzący wewnątrz, rzucił ją,szamoczącą się, na siedzenie naprzeciwko; trzeci przycisnął jej do ust chustkę tłumiąc krzyk w jej krtani.Równocześnie wsunął się do wnętrza Nibbio, zatrzaśnięto drzwiczki i karoca ruszyła co koń wyskoczy.Tamten, któryzadał Lucji owo zdradzieckie pytanie, pozostał na drodze.Rozejrzał się w prawo i w lewo, chcąc się przekonać, czy nienadbiegnie kto, zaalarmowany krzykiem dziewczyny.Nie widząc nikogo, skoczył na strome zbocze, chwytając sięgałęzi, wdrapał się szybko na brzeg parowu i zniknął.Był to jeden z hultajów będących na służbie u Egidia; stał on naczatach przy domu swego pana, śledząc wyjście Lucji z klasztoru.Przyjrzał się jej dobrze, żeby ją łatwo rozpoznać, poczym pobiegł krótszą drogą i czekał na nią w wyznaczonym miejscu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl