[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Rozdział czwartyJedyne światło w pomieszczeniu pochodziło z lampy ustawionej tak, by oświetlaćmiejsce tuż nad obnażonymi pośladkami leżącej na boku Charlotte Thomas.Huttnerpodszedł do łóżka od strony pleców chorej i trochę odsunął lampę.Zesztywniał, zarazjednak zmusił się do przybrania swobodniejszej pozy.David, który szedł tuż za nim,był zaskoczony, wręcz nieco rozbawiony reakcją doświadczonego chirurga, przestałsię jednak dziwić, kiedy przyjrzał się przyczynie zachowania Huttnera.Odleżyna,którą starszy kolega określił mianem  paskudnej , była znacznie gorsza.W plecachziała dziura średnicy mniej więcej piętnastu centymetrów, brzegi tworzyły nagiemięśnie, ze śladami wysychających okładów.Ze środka  niczym niewidome oko wyzierał nagi kawałek kości krzyżowej wielkości sporej monety.Huttner wzruszył ramionami, jakby chciał stwierdzić:  Bywały gorsze rzeczy, zktórymi sobie radziliśmy, prawda?.David spróbował coś powiedzieć, ale udało mu się jedynie pokręcić głową.Widywał niezliczone odleżyny i rany najróżniejszego pochodzenia, ale to. Charlotte, to ja, doktor Huttner  powiedział ordynator, wyłączył lampę i zapaliłprzyćmioną lampkę, umieszczoną u wezgłowia łóżka.Podciągnął prześcieradłopowyżej pasa chorej i przeszedł na drugą stronę łóżka.David podążył za nim,przyjrzał się zawieszonym na stojakach butelkom z płynami infuzyjnymi, pasom,przytrzymującym ciało Charlotte, ułożone na boku, cewnikowi odprowadzającemumocz, przewodowi dostarczającemu tlen oraz drenowi.Na pierwszy rzut okarozumiał celowość użycia każdego przewodu i każdej rurki.Były tak samonarzędziami jego profesji jak wielkie lampy i instrumentarium chirurgiczne na salioperacyjnej.Od razu zauważył także co innego: pustkę na twarzy pani Thomas  nieruchome,pozbawione emocji spojrzenie oraz oczy, które wyglądały jak płaskie wilgotne krążki ispoglądały tępo w półmrok.Nawet w oddechu  cichym, rytmicznym pojękiwaniu brakowało życia.Charlotte Thomas miała  szczególny wygląd , jak w swym prywatnymsłownictwie określał taki stan David.Straciła wolę życia, nie miała tej szczególnejdawki energii, koniecznej do wyjścia z śmiertelnej choroby; zgasła iskra, która częstodecydowała o tym, że następował medyczny cud i człowiek nie stawał się kolejnąpozycją statystyk umieralności.David zastanawiał się, czy Huttner widzi to samo i czuje tę pustkę.Jakby wodpowiedzi na nie zadane pytanie, wysoki chirurg ukląkł przy łóżku, wsunął dłońpod głowę Charlotte i przekręcił ją tak, by móc patrzeć jej w oczy.Przez niemal minutę tak tkwili  doktor i pacjentka w niemej boleści.David stał kilka metrów dalej iprzełykał ślinę, aby usunąć coś ciężkiego, co zbierało mu się w gardle.CzułośćHuttnera była w takim samym stopniu prawdziwa jak niespodziewana  sytuacjaukazała nowe oblicze tego skomplikowanego jak kalejdoskopowy obraz człowieka. Nie czuje się pani najlepiej?  powiedział w końcu.Charlotte skrzywiła z wysiłkiem wargi  była to chyba próba uśmiechu  ipokręciła głową.Huttner zsunął jej włosy z czoła i przeciągnął dłonią po policzku. W każdym razie temperatura jest po raz pierwszy od jakiegoś czasu niemalnormalna.Mam nadzieję, że zaczynamy opanowywać zapalenie płuc. Mówił,starannie mieszając pocieszające wieści z niedobrymi. Czy ból pleców nieco osłabł? Kolejne pokręcenie głową. Jeśli wszystko zacznie się uspokajać, tak jak sięspodziewam, za dzień lub dwa będziemy mogli wyjąć sondę z nosa.Wiem, że bardzoprzeszkadza.Może teraz, kiedy leży pani na boku, osłucham płuca, potemprzewrócimy panią na plecy i sprawdzę, czy nie ma nowych odgłosów w brzuchu.Zbadał ją pobieżnie, sprawdził poziom płynów w kroplówkach, ilość moczu w workupod łóżkiem i znów ukląkł przy niej. Wyjdzie pani z tego, Charlotte.Musi pani w towierzyć  powiedział łagodnie, ale z naciskiem.Tym razem Charlotte udało się uśmiechnąć ze smutkiem i znowu pokręciła głową. Niech pani będzie cierpliwa, nie traci wiary i jeszcze trochę wytrzyma  naciskałHuttner. Domyślam się, jak bardzo pani cierpi i dlatego czuję się okropnie, ale wiem,że kroczek po kroczku sytuacja się odwraca.Zanim się pani obejrzy, już się będziemalować i szykować na spotkanie ze wspaniałymi wnukami, o których tyle mi paniopowiadała. Przerwał.David obserwował go.Huttner miał ściągnięte brwi, ustanapięte.Sprawiał wrażenie próbującego siłą woli wlać w duszę chorej nieco energii inadziei.Charlotte Thomas nie reagowała. Aha, niemal bym zapomniał  dodał nakoniec. Domyślam się, jak bardzo musi być pani zmęczona oglądaniem dzień wdzień mojej uśmiechniętej gęby.Będzie pani mogła kilka dni ode mnie odpocząć.Wyjeżdżam na konferencję na Cape i zastąpi mnie ten przystojny lekarz.Był przezkilka lat szefem stażystów w White Memorial.To tak świetny szpital, że nie wzięlibymnie tam nawet na internę.Nazywa się David Shelton. Huttner dał Davidowi znak, by podszedł.David zajął jego miejsce, położył ręce na prześcieradle i oparł na nich brodę.Choćgłowę miał oddaloną o piętnaście centymetrów od Charlotte, kilka sekund zajęło jejskoncentrowanie wzroku na jego twarzy. Jestem David, pani Thomas.Jak się pani czuje?  Cholera, już kilka razyodpowiadała na to głupie pytanie. Czy czegoś pani potrzebuje? Mógłbym coś dlapani zrobić?  Zaczekał chwilę, aż było jasne, że nie otrzyma odpowiedzi.Kiedy zaczął wstawać, Charlotte Thomas wyciągnęła kruchą, posiniaczoną dłoń i złapała go za rękęz nieoczekiwaną siłą. Doktorze Shelton, niech pan posłucha  powiedziała chrapliwym, łamiącym sięgłosem, w którym kryła się dziwna moc. Doktor Huttner to wspaniały człowiek icudowny lekarz.Bardzo chce mi pomóc, ale musi mu pan coś uzmysłowić.Nie chcę,by mi pomagano.Chcę, by powyjmowano ze mnie wszystko i ułożono mniewygodnie, abym mogła zasnąć.Musi mu to pan uzmysłowić.Proszę.To dla mniestraszna tortura.Koszmar.Niech pan coś zrobi, by zrozumiał.Jej oczy błysnęły i zamknęły się.Kilka razy głęboko wciągnęła powietrze i opadłaciężko na poduszkę.Oddech spowolniał.David przestraszył się, ale po chwili zaczęłachrapliwie, rytmicznie oddychać.David był w stanie jedynie wyszeptać: Wszystko będzie dobrze, pani Thomas.Huttner wziął go za rękę i wyprowadził z sali.Na korytarzu stanęli naprzeciwko siebie.Huttner pierwszy przerwał milczenie. Niezły wieczór, co?  rzucił z wyrozumiałym uśmiechem. Aha. David stukał czubkiem stopy w podłogę.Powiedziałby więcej, bał sięjednak, że rozklei się na oczach ordynatora.Huttner popatrzył na niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl