[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten fortissimo zabrzmiał, tamten nuci z cicha,Ten zdaje się wyrzekać, tamten tylko wzdycha;Tak dwa stawy gadały do siebie przez pola,Jak grające na przemian dwie arfy Eola.Mrok gęstniał; tylko w gaju i około rzeczki,W łozach, błyskały wilcze oczy jako świeczki,A dalej, u ścieśnionych widnokręgu brzegów,Tu i ówdzie ogniska pastuszych noclegów.Nareszcie księżyc srebrną pochodnię zaniecił,Wyszedł z boru i niebo i ziemię oświecił.One teraz, z pomroku odkryte w połowie,Drzemały obok siebie jako małżonkowieSzczęśliwi: niebo w czyste objęło ramionaZiemi pierś, co księżycem świeci posrebrzona.Już naprzeciw księżyca gwiazda jedna, drugaBłysnęła; już ich tysiąc, już milijon mruga.Kastor z bratem Polluksem jaśnieli na czele,Zwani niegdyś u Sławian: Lele i Polele;NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG158Teraz ich w zodyjaku gminnym znów przechrzczono,Jeden zowie się L i t w ą, a drugi K o r o n ą.Dalej niebieskiej W a g i dwie szale błyskają;Na nich Bóg w dniu stworzenia (starzy powiadają)Ważył z kolei wszystkie planety i ziemie,Nim w przepaściach powietrza osadził ich brzemię;Potem wagi złociste zawiesił na niebie:Z nich to ludzie wag i szal wzór wzięli dla siebie.Na północ świeci okrąg gwiazdzistego S i t a,Przez które Bóg (jak mówią) przesiał ziarnka żyta,Kiedy je z nieba zrucał dla Adama ojca,Wygnanego za grzechy z rozkoszy ogrojca.Nieco wyżej D a w i d a w ó z, gotów do jazdy,Długi dyszel kieruje do Polarnej Gwiazdy.Starzy Litwini wiedzą o rydwanie owym,%7łe niesłusznie pospólstwo zwie go Dawidowym,Gdyż to jest wóz Anielski.Na nim to przed czasyJechał Lucyper, Boga gdy wyzwał w zapasy,Mlecznym gościńcem pędząc w cwał w niebieskie progi,Aż go Michał zbił z wozu, a wóz zrucił z drogi.Teraz, popsuty, między gwiazdami się wala,Naprawiać go archanioł Michał nie pozwala.I to wiadomo także u starych Litwinów(A wiadomość tę pono wzięli od rabinów),%7łe ów zodyjakowy S m o k, długi i gruby,Który gwiazdziste wije po niebie przeguby,Którego mylnie W ę ż e m chrzczą astronomowie,Jest nie wężem, lecz rybą.Lewiatan się zowie.Przed czasy mieszkał w morzach, ale po potopieZdechł z niedostatku wody; więc na niebios stropie,Tak dla osobliwości, jako dla pamiątki,Anieli zawiesili jego martwe szczątki.Podobnie pleban mirski zawiesił w kościeleWykopane olbrzymów żebra i piszczele.Takie gwiazd historyje, które z książek zbadałAlbo słyszał z podania, Wojski opowiadał;Chociaż wieczorem słaby miał wzrok Wojski staryI nie mógł w niebie dojrzeć nic przez okulary,Lecz na pamięć znał imię i kształt każdej gwiazdy;NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG159Wskazywał palcem miejsca i drogę ich jazdy.Dziś mało go słuchano, nie zważano wcaleNa Sito ni na Smoka, ani też na Szale;Dziś oczy i myśl wszystkich pociąga do siebieNowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie:Był to k o m e t a pierwszej wielkości i mocy,Zjawił się na zachodzie, leciał ku północy;Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera,Jakby chciał zająć puste miejsce Lucypera,Warkocz długi w tył rzucił i część nieba trzeciąObwinął nim, gwiazd krocie zagarnął jak sieciąI ciągnie je za sobą, a sam wyżej głowąMierzy, na północ, prosto w gwiazdę biegunową.Z niewymownym przeczuciem cały lud litewskiPoglądał każdej nocy na ten cud niebieski,Biorąc złą wróżbę z niego tudzież z innych znaków;Bo zbyt często słyszano krzyk złowieszczych ptaków,Które na pustych polach gromadząc się w kupy,Ostrzyły dzioby, jakby czekając na trupy.Zbyt często postrzegano, że psy ziemię ryłyI jak gdyby śmierć wietrząc, przerazliwie wyły:Co wróży głód lub wojnę; a strażnicy boruWidzieli, jak przez smętarz szła dziewica moru,Która wznosi się czołem nad najwyższe drzewa,A w lewym ręku chustką skrwawioną powiewa.Różne stąd wnioski tworzył stojący przy płocieCywun, co przyszedł zdawać sprawę o robocie,I pisarz prowentowy w szeptach z ekonomem.Lecz Podkomorzy siedział na przyzbie przed domem.Przerwał rozmowę gości, znać, że głos zabiera;Błysnęła przy księżycu wielka tabakiera(Cała z szczerego złota, z brylantów oprawa,We środku za szkłem portret króla Stanisława);Zadzwonił w nią palcami, zażył i rzekł:  PanieTadeuszu, Waścine o gwiazdach gadanieJest tylko echem tego, co słyszałeś w szkole.Ja o cudzie  prostaków poradzić się wolę.I ja astronomiji słuchałem dwa lataW Wilnie, gdzie Puzynina, mądra i bogataNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG160Pani, oddała dochód z wioski dwiestu chłopówNa zakupienie różnych szkieł i teleskopów;Ksiądz Poczobut, człek sławny, był obserwatoremI całej Akademiji naonczas rektorem,Przecież w końcu katedrę i teleskop rzucił,Do klasztoru, do cichej celi swej powróciłI tam umarł przykładnie.Znam się też z Zniadeckim,Który jest mądrym bardzo człekiem, chociaż świeckim.Owoż astronomowie planetę, kometę,Uważają tak jako mieszczanie karetę;Wiedzą, czyli zajeżdża przed króla stolicę,Czyli z rogatek miejskich rusza za granicę;Lecz kto w niej jechał? po co? co z królem rozmawiał?Czy król posła z pokojem, czy z wojną wyprawiał?O to ani pytają.Pomnę, za mych czasów,Gdy Branecki karetą swą ruszył do JassówI za tą niepoczciwą pociągnął karetąOgon targowiczanów, jak za tą kometą Lud prosty, choć w publiczne nie mieszał się rady,Zgadnął zaraz, że ogon ów jest wróżbą zdrady.Słychać, że lud dał imię m i o t ł y tej komecie,I powiada, że ona milijon wymiecie.A na to rzekł z ukłonem Wojski:  Prawda, JaśnieWielmożny Podkomorzy; przypominam właśnie,Co mnie mówiono niegdyś, małemu dziecięciu,Pamiętam, choć nie miałem wówczas lat dziesięciu,Kiedy widziałem w domu naszym nieboszczykaSapiehę, pancernego znaku porucznika,Co potem był nadwornym marszałkiem królewskim,Na koniec umarł wielkim kanclerzem litewskim,Miawszy lat sto i dziesięć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl