[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A spośród nich eksplodowała Juliet; skoczyła na Glendę i zarzuciła jej ręce na szyję. Ona chce, żebym znowu to robiła  oznajmiła zdyszana. Mówi, że mogę pojechać do Quirmu, nawetdo Genoi! Mówi, że zapłaci mi więcej, jak nie będę pracować dla nikogo innego, i że świat jest ostrygą.Niewiedziałam! Ale przecież masz już stałą pracę w kuchni. odpowiedziała Glenda, zaledwie w trzech czwartychdrogi do przytomności.Pózniej, o wiele częściej, niżby chciała, przypominała sobie, jak wygłaszała te słowa,gdy wokół rozbrzmiewały oklaski.Poczuła lekki nacisk na ramieniu  obok stanęła jedna z tych nieodróżnialnych młodych kobiet z tacą. Madame przesyła pozdrowienia, panienko, i chciałaby zaprosić panienkę oraz pannę Juliet na spotkaniew swoim buduarze. To miło z jej strony, ale powinnyśmy chyba.Powiedziałaś: w buduarze? Tak.Może jeszcze coś do picia? To przecież ważna uroczystość.Glenda rozejrzała się po rozgadanym, roześmianym, a przede wszystkim pijącym tłumie.W sali byłogorąco jak w piecu. Dobrze, ale jednak nie sherry, jeśli można.Masz coś bardzo zimnego i musującego? Oczywiście, panienko.Mnóstwo.Dziewczyna wyjęła dużą butelkę i fachowo napełniła wysoki, żłobiony kieliszek czymś, co wyglądało jakbąbelki.Glenda wypiła i bąbelki wypełniły ją także. Mmm.całkiem dobre  uznała. Trochę jak dorosła lemoniada. W taki sposób pije ją madame, rzeczywiście. Ehm.A ten buduar jest duży?  zainteresowała się Glenda, dość chwiejnie podążając za dziewczyną. Och, myślę, że całkiem spory.Jest tam już chyba ze czterdzieści osób. Naprawdę? To duży buduar.Dzięki bogom, pomyślała.Przynajmniej ta zagadka została rozwiązana.Powinni w książkach zamiesz-czać porządne wyjaśnienia.Nigdy nie była pewna  ponieważ nie miała pojęcia, co to jest buduar  co można w nim znalezć, kiedyczłowiek sam się w nim znajdzie.Przekonała się, że zawiera w sobie ludzi, gorąco i kwiaty  nie w bukietach,ale w kolumnach, w wysokich stosach napełniających powietrze mdlącą perfumą, gdy ludzie wypełniali całąresztę ciasno upakowanymi słowami.Chyba nikt nie mógł zrozumieć, co mówi ktoś inny, choć może nie tobyło ważne.Może ważne było, żeby być tutaj i być widzianym, jak się to mówi.Goście rozstąpili się i zobaczyła Juliet, nadal w migotliwej kolczudze i nadal z brodą.Salamandry bły-skały przez cały czas, co wskazywało na ludzi z ikonografami, prawda? Brukowe azety pełne były zdjęć ludzibłyszczących na obrazkach.Nie miała na nie czasu.Jednak gorsze było to, że jej niechęć nie miała dla nichżadnego znaczenia.Błyszczeli i tak.A teraz stała wśród nich Juliet, błyszcząca najbardziej ze wszystkich. Chyba przydałoby mi się trochę świeżego powietrza  mruknęła Glenda.Przewodniczka poprowadziła ją delikatnie do dyskretnych drzwi. Toalety są tam, proszę pani.I były  tyle że długie, przyjemnie oświetlone pomieszczenie też wyglądało jak z bajki, całe w draperiachi aksamitach.Piętnaście zaskoczonych wizerunków Glendy spoglądało na nią z piętnastu luster.Było to takprzytłaczające, że musiała usiąść w bardzo kosztownym fotelu na wygiętych nogach, który także okazał siębajkowo wygodny.Ocknęła się gwałtownie, wyszła chwiejnie i zagubiła się w ciemnym świecie zastawionych skrzynkamicuchnących korytarzy, aż w końcu natrafiła na bardzo wielką salę.Wyglądała raczej jak pieczara.Na drugimkońcu były szerokie, podwójne drzwi, prawdopodobnie zawstydzone tym, że wpuszczają do wnętrza szareświatło, które nie tyle rozjaśniało, ile oskarżało.Podłogę zaścielał chaos pustych wieszaków i pudeł.W jed-nym miejscu woda przeciekała przez dach i na kamieniach uformowała się kałuża, mocząc jakąś tekturę. Tacy są.Siedzą tam, w tych swoich wytwornościach i klejnotach, a na tyłach tylko brud i śmieci.Prawda, moja droga?  rozległ się głos w ciemności. Wyglądasz mi na damę, która potrafi dostrzec meta-forę, kiedy mają przed samym nosem. Coś w tym rodzaju  mruknęła Glenda. A kto pyta?Pomarańczowe światełko rozjarzyło się i zgasło w półmroku. Ktoś palił papierosa wśród cieni. Zawsze jest tak samo, skarbie.Gdyby dawali nagrodę za to, co jest od dupy strony, o pierwsze miejscetoczyliby prawdziwą bitwę.Widziałem w życiu kilka pałaców i wszędzie jest tak samo: wieżyczki i proporceod frontu, a na tyłach pokoje służby i rury.Dolać ci? Nie możesz się tutaj kręcić z pustym kieliszkiem, bę-dziesz się wyróżniać.W chłodniejszym powietrzu czuła się lepiej.Wciąż trzymała w ręku kieliszek. Co to takiego? Wiesz, gdyby to było dowolne inne przyjęcie, dostałabyś pewnie najtańsze musujące wino, jakie tylkoda się wycisnąć przez skarpetę, ale madame nie oszczędza.To prawdziwy szampan. Co? Myślałam, że piją to tylko arystokraci! Nie, skarbie.Ci, którzy mają pieniądze.Czasami to jedno i to samo.Przyjrzała się rozmówcy dokładniej i na moment wstrzymała oddech. Co? Ty jesteś Pepe? To faktycznie ja, skarbie. Ale nie jesteś całkiem.całkiem. Gorączkowo zamachała rękami. Jestem po pracy, skarbie.Nie muszę się martwić tym. Zamachał rękami równie gorączkowo. Mamtutaj butelkę tylko dla siebie.Też się napijesz? No, powinnam chyba tam wrócić. Po co? %7łeby skakać koło niej jak stara kwoka? Daj jej trochę swobody, skarbie.Jest teraz jak kaczątko,które właśnie znalazło wodę.W mroku Pepe wydawał się wyższy.Może to przez jego język i to, że przestał trzepotać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl