[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spięłam włosy, by nikt nie widział, żeich nie umyłam.Gdy wyszłam z łazienki, dom był upiornie cichy.Przystanęłamna korytarzu, ale poza brzęczeniem lodówki nie słyszałam żadnego dzwięku.Ostrożnie weszłam do kuchni, nasłuchując.%7ładnego ruchu.Na blacie leżałatorebka z przyczepioną do niej karteczką, obok był klucz. To jest maść.Smaruj nią szwy dwa razy dziennie.Carol zostanie kilka dni umatki, potrzebuje przestrzeni.Wszystko będzie inaczej.Zamknij za sobą drzwina ten klucz".Kręcąc głową, przeczytałam wiadomość kilka razy.Naprawdę wierzył, że cośsię zmieni? Azy popłynęły mi po twarzy.Otarłam je dłonią.Wzięłam podręcznikii wyszłam.Zamek w drzwiach kuchennych wydał zupełnie inny niż wcześniejdzwięk, kiedy przekręciłam klucz.Walcząc z cisnącymi się do oczu łzami,zeszłam ze schodów.- Jest w domu? - zapytał Evan, kiedy zatrzasnęłam drzwi samochodu.Nie zdziwiło mnie, że coś zauważył.Chociaż długie rękawy koszuli zakryłybandaż, charakterystyczne wybrzuszenie było widoczne gołym okiem.- Nie - szepnęłam, spoglądając w okno.- Zatrzymała się u swojej matki nakilka dni.- Nie możesz tam dłużej zostać.- Wiem - wymamrotałam.Nie mogłam na niego patrzeć, resztką sił powstrzymywałam łzy.Nawet niechciałam myśleć, co w rzeczywistości oznaczają jego słowa.Do szkołydojechaliśmy w milczeniu.Evan wyłączył silnik i odwrócił się do mnie.- Emmo? - odezwał się łagodnie.- Dobrze się czujesz?Pogładził mnie dłonią po policzku.Rzuciłam mu się w ramiona i wybuchłampłaczem.Przytulał mnie tak długo, aż przestałam płakać.Otarłam łzy ispojrzałam w jego szkliste oczy.Zamknął powieki i pocałował mnie delikatnie.- Chcesz jechać teraz? - zapytał.- Teraz? - wykrztusiłam z siebie.- Dlaczego nie? Na co mamy czekać? Zwiadomość tego, co właśnie zaproponował, przygniotła mnie.Nawyobrażenie pakowania się i wspólnej ucieczki ścisnęło mnie w gardle ipoczułam przypływ adrenaliny.- Jutro - zasugerowałam.Potrzebowałam jednego dnia, żeby poskładaćrozbiegane myśli.- Nie będzie jej w domu.Daj mi noc na spakowanie się i jutromożemy wyjechać.Dokąd tylko chcesz.- Jutro rano, kiedy będziesz wychodzić, dom będzie pusty? -upewnił się.- Zgadza się.- W takim razie będę na ciebie czekał.Wez wszystko, czego potrzebujesz.Przytaknęłam.Czy naprawdę mogę to zrobić? Rzucić wszystko i wyjechaćjak najdalej stąd, wystawiając własną przyszłość na ryzyko? Potrzebowałamdoby, by podjąć decyzję.lako że spózniliśmy się na pracę własną, musieliśmy zaczekać w sekretariaciena zajęcia z plastyki.Evan w milczeniu trzymał mnie za rękę lub obejmował wpasie, kiedy przechodziliśmy szkolnym korytarzem z klasy do klasy.Jego siłapchała mnie do przodu, a jednocześnie rozdzierała wewnętrznie.- %7łe co macie zamiar zrobić? - Sara omal nie oszalała, kiedy Evan powiedziałjej o naszych planach.- Jak to sobie wyobrażacie? Na jak długo chceciewyjechać?Wpatrywałam się w nią, nie potrafiąc jej udzielić odpowiedzi.Dokładnie tesame pytania kotłowały się w mojej głowie.- Mam plan - oznajmił Evan.- Powiem ci o nim pózniej, obiecuję.Sara pokręciła głową w osłupieniu, słowem i zachowaniem wyrażającwszystkie moje wątpliwości.Nagle z głośników usłyszeliśmy komunikatwzywający mnie do gabinetu wicedyrektora.Wszyscy troje zamarliśmy.Kilkaciekawskich spojrzeń zwróciło się w naszą stronę.Miałam wrażenie, że mójżołądek ze zdenerwowania zmienił się w ognistą kulę.Evan oznajmił, że idzieze mną.- Zostań, poradzę sobie - zapewniłam go.- Spotkamy się na dziennikarstwie.Na ciężkich jak z ołowiu nogach ruszyłam do gabinetu.Pan Montgomeryczekał na mnie przed drzwiami.Weszłam do środka i zadrżałam na widokwszystkich twarzy spoglądających na mnie zza stołu konferencyjnego.- Emily - zwrócił się do mnie pan Montgomery władczym tonem - usiądz,proszę.Opadłam na krzesło na końcu stołu.Wiedziałam, czego ode mnie chcą.Zacisnęłam zęby i wyprostowałam plecy.Byłam gotowa na to, co miałonastąpić. - Zebraliśmy się tu, ponieważ martwimy się o ciebie.- Głęboki głos panaMontgomery'ego gruchnął ponad stołem.Oschły i powściągliwy, bez cieniawspółczucia.- Chcielibyśmy, byś wyjaśniła nam, skąd się wzięły twojeokaleczenia.Czy ktoś cię bije?- Nie - zaprzeczyłam kategorycznie.- Emmo - powiedziała trenerka Straw cieplejszym tonem.-Wiemy, że niemasz skłonności do ulegania wypadkom, wbrew temu, do czego próbujesz nasprzekonać.Chcemy tylko wiedzieć, co się dzieje.- Nic się nie dzieje - odparłam.- Nie jesteśmy tu po to, by ci uprzykrzać życie - zabrzmiał melodyjny, pełenempatii głos pani Mier.- Naprawdę martwimy się o ciebie.Chcemy tylkopomóc.Ze ściśniętym gardłem spojrzałam w jej łagodne brązowe oczy Jak mogłazrobić mi coś takiego?- Przysięgam, że nie potrzebuję żadnej pomocy - zaprotestowałam.Zdradzałmnie łamiący się głos.- Czy Evan Mathews cię krzywdzi? - zapytał pan Montgomery.Jego oskarżenie przeraziło mnie.Pani Mier zerknęła na niego w osłupieniu.- On nigdy by mnie nie skrzywdził - niemal warknęłam, rozwścieczona jegosugestią.Moja impulsywna reakcja zaskoczyła ich, poprawili się na swoichkrzesłach.- Wiem - próbowała załagodzić sytuację pani Mier.- Ale ktoś inny tak.Powiedz nam, proszę, kto to jest.- Nie mogę.- Zacisnęłam zęby i walczyłam ze zbierającymi się w moichoczach łzami.- Emmo, wiemy, że to trudne - przerwała szkolna psycholog, pani Farkis.-Obiecujemy, że jeśli nam powiesz, nic złego już ci się nie stanie.Zapewniamcię.- Tego nie może pani wiedzieć - szepnęłam.Patrzyli na mnie w milczeniu.Zacisnęłam dłoń.Chciałam stamtąd uciec.- Nie mogę tego zrobić.Zerwałam się i pobiegłam w stronę drzwi.Za sobą usłyszałam szuranieodsuwanych krzeseł.Kilka osób chciało mnie zatrzymać.- Zostawcie ją - powstrzymała ich pani Farkis.Zalana łzami pobiegłam wzdłuż korytarza.Kiedy znalazłam się pod salą, wktórej odbywały się zajęcia z dziennikarstwa, otarłam twarz i choć trochęwyrównałam oddech.Sara spojrzała w szybę w drzwiach i udała, że musi wyjść do toalety.- Musimy jechać - rzuciłam, kierując się do szafki.- Co się stało?- Chcieli wysondować, co jest grane, ale nie powiedziałam im.Saro, ja muszęstąd uciec.- Ale dokąd?- Pojedzmy do mnie, najpierw się spakuję.Potem niech się dzieje, co chce.- Mam pójść po Evana?- Jeszcze nie.Musimy ustalić, gdzie się z nim spotkamy.Pytali, czy to on robimi krzywdę.- Co takiego? Czy naprawdę są aż tak głupi? - krzyknęła z niedowierzaniem.Chwyciłyśmy swoje torby.Nie troszczyłam się o spakowanie książek;zresztą, czy będę ich jeszcze potrzebować? Zbiegłyśmy bocznymi schodami,chcąc uniknąć wyjścia przez główne drzwi.Zatrzymałam się pod ścianąbudynku, a Sara poszła po samochód.Serce waliło mi jak oszalałe, ciało drżało,nie mogłam ustać w miejscu.Kiedy Sara podjechała, podbiegłam do samochodu, wsiadłam i zapadłam sięw fotel.Próbowałam się uspokoić, ale nie było to takie proste.Wszystko działosię zbyt szybko.Jeszcze nie docierało do mnie, co mam zamiar zrobić, aleczułam, że ze strachu tracę zmysły.W czasie drogi do domu Sara nie odzywała się.Ja pozostawałam zatopiona wmyślach, zwątpieniu i tysiącu niedorzecznych pytań.Nawet nie zauważyłam,kiedy skręciłyśmy w moją ulicę.W kieszeni Sary odezwał się telefon.- Cześć - powiedziała, zerkając na mnie.- Tak jedziemy do niej po rzeczy.Przez jakiś czas słuchała w milczeniu, zaciskając usta.- Evan, nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł.Dobrze, spotkamy się tam zagodzinę.- Co powiedział? - zapytałam, kiedy się rozłączyła.- Za godzinę spotkamy się pod jego domem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl