[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrząc w ślad za oddalającą się kolebką, chyboczącą się pomiędzydwoma przybranymi w czarno-białe czapraki końmi, strażnik z LesTournelles pomyślał: Co ten król w niej widział? Jest starsza od mojejbabki i pomarszczona jak suszona śliwka.Znalazłszy się z powrotem w sali audiencyjnej swej luksusowejparyskiej rezydencji, diuszesa Valentinois zaczęła krążyć w kółko potureckim dywanie, nieczuła na upływ czasu.Każdy, kto choć przeszedłobok pałacu  pazie, gapie, ludzie niskiego stanu, którzy w przeszłościnie zostaliby wpuszczeni na dziedziniec  wszyscy byli dziś milewidzianymi gośćmi. Czy król żyje? Czy wyzdrowieje?  powtarzała zrozpaczonaDiana.Na czwarty dzień udało jej się wreszcie zasnąć po zażyciu opium.Obudziła się z krzykiem i kazała służebnej, by natychmiast wezwałamiejskich kuszników i kazała im uwięzić astrologa Simeoniego.Kobieta uznała, że diuszesa majaczy, i podała jej następną porcjęopium.Nazajutrz w porannej godzinie przyjęć nie pojawiło się wieluwysoko urodzonych gości.Dziedziniec, zwykle pełen ludzi proszą-cych o różne przysługi, dziś był pusty, podobnie jak stół diuszesy wporze obiadu.Diana wpadła w panikę i pchnęła gońca do głowyrodu, który tyle jej zawdzięczał, lecz Gwizjusz wysłał jej w odpo-wiedzi lakoniczny liścik, w którym informował, że przywykli roz-mawiać z prawowitymi władczyniami, a nie byłymi metresami kró-lów. Ale przecież on żyje, on jeszcze żyje  powiedziała. NaBoga, nie pozwolę się traktować w ten sposób, póki król oddycha!341 Z każdą mijającą godziną opuszczona przez wszystkich diuszesawyglądała coraz gorzej.Przygarbiła się, jej skóra przybrała szarawyodcień, a ledwie widoczne zmarszczki pogłębiły się w wyrazne bruzdy,jak gdyby wraz z życiem konającego króla gasł czar, który dotądchronił ją przed starością.Wstała i wzięła do ręki leżące na toaletcelusterko.Znad zdobionego klejnotami stanika sukni i nieskazitelnejkoronkowej kryzy spojrzała na nią twarz sędziwej kobiety.Twarzpodobna do tamtej strasznej mumii w kuferku.nie, o Boże, to byłata upiorna głowa! Mrugnęła do niej z lustra łuszczącą się powieką.Z okrzykiem zgrozy diuszesa odrzuciła od siebie zwierciadło, którerozprysnęło się na mnóstwo szklanych odłamków.Ale nikt tego nieusłyszał i nikt nie przyszedł sprzątnąć.Kiedy wieczorne cienie wydłużyły się, siedząca przed tacą z nie-tkniętym posiłkiem diuszesa posłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi.Paz, skierowany przez odzwiernego do jej komnaty, wręczył jej listopatrzony królewską pieczęcią.Otworzyła go pospiesznie.Zaadreso-wany był do  jejmości Poitiers  nie diuszesy, najdroższej kuzynkiczy nawet czcigodnej pani, lecz tak po prostu:  Jejmość Poitiers.Królowa żądała zwrotu klejnotów koronnych, sum przekazanychDianie z królewskiego skarbca, zamków i podarunków w kosztowno-ściach i ziemi, których nie szczędził kochance król.W pierwszymrzędzie domagała się Chenonceau, białego pałacu owiewanego łagod-nymi zefirami, miejsca tylu przyjemnych zabaw, sterczącego niczymweselny kołacz na brzegu rzeki Cher.List był zimny i precyzyjny jaknóż chirurga i przejął diuszesę chłodem.On musi żyć, musi żyć, powtarzała w duchu, opadając na rzez-biony klęcznik stojący przy łożu.W uszach jednak szemrał jej głospodobny do szelestu zeschłych liści: Chciałaś, by królowa nigdy niezdobyła jego serca, i już nigdy go nie zdobędzie.Spełniłem twojeżyczenie.W lochach Les Tournelles wyprowadzono przed naprędce usta-wiony szafot czterech skutych łańcuchami przestępców. Nie teraz, jeszcze nie teraz, na miłość boską!  krzyknął jedenna widok zamaskowanego kata, dzierżącego ciężki topór. In nomine Patris et Filio, et Spiritus Sanctis  zaintonowałtowarzyszący im ksiądz, kończąc pospieszną modlitwę znakiem krzy-ża.Ciemne, wilgotne pomieszczenie śmierdziało myszami i pleśnią. To rozkaz.Medycy chcą waszych głów  odezwał się kat.I tak jesteście skazani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl