[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ZacisnÄ…Å‚ wielkie Å‚apska wjeszcze wiÄ™ksze pięści.Mięśnie ramion napięły siÄ™, żyÅ‚y wystÄ…piÅ‚y spod skóry.Ronnie wstaÅ‚a, wykorzystujÄ…c najlepiej, jak umiaÅ‚a, swoje metr siedemdziesiÄ…t dwawzrostu.ByÅ‚a spokojna.JeÅ›li nawet przejmowaÅ‚a siÄ™, że miaÅ‚a przed sobÄ… cięższego opięćdziesiÄ…t kilogramów faceta, nie dawaÅ‚a tego po sobie poznać.- George, gdzie jest Peggy?AypnÄ…Å‚ na mnie, po czym przeniósÅ‚ wzrok na Ronnie.UniósÅ‚ rÄ™kÄ™, jakby chciaÅ‚ jÄ…uderzyć.- Gdzie ukryÅ‚eÅ› ciaÅ‚o?OdwróciÅ‚ siÄ™ do mnie.PatrzyÅ‚am na niego, nie podnoszÄ…c siÄ™ z miejsca.Aby mniedopaść, musiaÅ‚by najpierw przeskoczyć lub ominąć stolik do kawy.WiedziaÅ‚am, gdzie usiąść,by znalezć siÄ™ poza jego zasiÄ™giem.Choćby na tyle, abym zdążyÅ‚a siÄ™gnąć po broÅ„.Albowywalić faceta przez okno.Druga możliwość coraz bardziej przypadaÅ‚a mi do gustu.- Precz z mego domu.Ronnie cofnęła siÄ™, stajÄ…c dalej od niego.KoÅ‚ysaÅ‚ siÄ™ miÄ™dzy nami jak spurpurowiaÅ‚yna twarzy czÅ‚owiek - góra.- Precz z mego domu.- To niemożliwe, George.Wiemy, że jÄ… zabiÅ‚eÅ›.- Może  wiemy to zbyt mocnesÅ‚owo, ale  jesteÅ›my raczej przekonane nie zabrzmiaÅ‚oby dość dobitnie.- Na twoim miejscu usiadÅ‚abym, George, chyba że zamierzasz naprawdÄ™ narobić sobiei nam kÅ‚opotów.- Tak, tak, usiÄ…dz, George.- Nie popatrzyÅ‚ przez ramiÄ™, by upewnić siÄ™, gdzie stanęłaRaina.WÄ…tpiÄ™, aby George byÅ‚ w stanie naprawdÄ™ zrobić krzywdÄ™, ale ostrożnoÅ›ci nigdy zawiele.WolaÅ‚am nie odrywać wzroku od ważącego ponad sto kilogramów faceta.To mogÅ‚obyokazać siÄ™ szkodliwe dla zdrowia.SpojrzaÅ‚ na Raine.WydawaÅ‚ siÄ™ zbity z tropu. - Co to ma znaczyć, u licha?- O Boże - jÄ™knęła Ronnie.PatrzyÅ‚a za mnie z rozdziawionymi ustami.CoÅ› dziaÅ‚o siÄ™ z tyÅ‚u za mnÄ…, ale co? WstaÅ‚a: nie odrywajÄ…c wzroku od George'a,jednak on już mnie nie patrzyÅ‚.Mimo to dla pewnoÅ›ci odstÄ…piÅ‚am od niego.ZnalazÅ‚szy siÄ™ w bezpiecznej odlegÅ‚oÅ›ci,stanęłam w miejscu, skÄ…d mogÅ‚am zobaczyć wejÅ›cie.Raina miaÅ‚a na sobie brÄ…zowe, jedwabne body, szpilki i to wszystko.PoÅ‚y futra byÅ‚yrozchylone, krwistoczerwona podszewka dramatycznie podkreÅ›laÅ‚a kontury jej ciaÅ‚a.- WydawaÅ‚o mi siÄ™, że mieliÅ›cie siÄ™ nie ujawniać, dopóki was nie zawoÅ‚am.Cisnęła futro w kaÅ‚użę topniejÄ…cego Å›niegu na podÅ‚odze.WeszÅ‚a do pokoju miÄ™kkim,koÅ‚yszÄ…cym siÄ™ krokiem.Ronnie i ja wymieniÅ‚yÅ›my spojrzenia.- Co jest grane? - wyszeptaÅ‚a Ronnie.WzruszyÅ‚am ramionami.Nie miaÅ‚am pojÄ™cia.Raina nachyliÅ‚a siÄ™ nad jedwabnymi kwiatami na stoliku do kawy, bezceremonialnieukazujÄ…c George'owi Smitzowi szczupÅ‚e poÅ›ladki.Kolory zniknęły z jego twarzy.Palce dÅ‚oni rozdarÅ‚y siÄ™ powoli.WyglÄ…daÅ‚ na zbitego z tropu.Cóż.Nie on jeden.Raina uÅ›miechnęła siÄ™ do niego.PodniosÅ‚a siÄ™ wolno, bardzo wolno, prezentujÄ…cGeorge'owi prężne, dumnie sterczÄ…ce piersi.Nie byÅ‚ w stanie oderwać wzroku od jej dekoltu.WyprostowaÅ‚a siÄ™, przesunęła dÅ‚oÅ„mi po body, wygÅ‚adzajÄ…c je i leciutko muskajÄ…c krocze.George miaÅ‚ wyrazne kÅ‚opoty z przeÅ‚kniÄ™ciem Å›liny - Raina podeszÅ‚a do mężczyzny naodlegÅ‚ość wyprostowanego palca, spojrzaÅ‚a na niego i spomiÄ™dzy jej peÅ‚nych, zmysÅ‚owych ustpopÅ‚ynÄ…Å‚ szept.- Gdzie jest Jason? UniósÅ‚ brwi.- Kim jest Jason?PowiodÅ‚a paznokciami po jego policzku.Paznokcie wysuwaÅ‚y siÄ™ coraz dalej i dalejspod skóry, aż staÅ‚y siÄ™ zakrzywionymi jak haki pazurami.KoÅ„ce wciąż miaÅ‚y kolor smażonejdyni.Wsunęła te pazury pod jego podbródek, ostrożnie, by nie rozciąć skóry.- Jedno skaleczenie i bÄ™dziesz raz na miesiÄ…c wyÅ‚ smÄ™tnie do księżyca.To byÅ‚o kÅ‚amstwo.Wciąż pozostawaÅ‚a w ludzkiej postaci.Nie mogÅ‚a go zarazić.George zbladÅ‚ jak płótno.Jego twarz byÅ‚a biaÅ‚a jak papier.- Gdzie jest ciaÅ‚o paÅ„skiej żony, panie Smitz? - zapytaÅ‚am.Takiej pogróżki nie warto byÅ‚o marnować na tylko jedno pytanie.- Ja.nie rozumiem, o co chodzi.Ja nic nie wiem. - Nie okÅ‚amuj mnie, George, nie lubiÄ™ tego.UniosÅ‚a drugÄ… dÅ‚oÅ„ przed jego twarzÄ… ipazury wysunęły siÄ™ spod skóry jak zakrzywione sztylety.ZaskomlaÅ‚ żaÅ‚oÅ›nie.- George, gdzie jest Peggy? - wyszeptaÅ‚a.Jego gÅ‚os wciąż brzmiaÅ‚ ponÄ™tnie i kuszÄ…co.Zamiast pogróżki równie dobrze mogÅ‚aby szeptać miÅ‚osne wy - znanie.Nie odrywajÄ…c dÅ‚oni od jego podbródka, powoli opuÅ›ciÅ‚a drugÄ… rÄ™kÄ™.PodążyÅ‚ za niÄ…wzrokiem.SpróbowaÅ‚ opuÅ›cić gÅ‚owÄ™, ale uniemożliwiÅ‚y to pazury Rainy.SapnÄ…Å‚ cicho.Raina rozdarÅ‚a okrwawiony fartuch.Dwa szybkie, zamaszyste ciÄ™cia.Ubranie podspodem pozostaÅ‚o nietkniÄ™te.Talent.- Ja.jÄ… zabiÅ‚em.ZabiÅ‚em Peggy.O Boże.ZastrzeliÅ‚em jÄ….- Gdzie ciaÅ‚o? - spytaÅ‚am.Raina najwyrazniej zbyt dobrze siÄ™ bawiÅ‚a, by zwracaćuwagÄ™ na szczegóły.- W szopie za domem.ZakopaÅ‚em jÄ… tam.- Gdzie Jason? - warknęła Raina.Dotknęła pazurami krocza dżinsów George'a.- Boże, nie mam pojÄ™cia, kim jest Jason.BÅ‚agam, nie wiem.NaprawdÄ™ nie wiem.- OddychaÅ‚ z coraz wiÄ™kszym trudem.Do pokoju wszedÅ‚ Gabriel.ZostawiÅ‚ gdzieÅ› kurtkÄ™ i miaÅ‚ teraz na sobie tylko obcisÅ‚y,czarny podkoszulek, skórzane spodnie i buty.- Nie miaÅ‚by jaj, aby zaÅ‚atwić Jasona i resztÄ™.- Czy to prawda, George? Nie masz jaj? - Raina delikatnie przesunęła palcami po jegokroczu.Pazury wpiÅ‚y siÄ™ w dżinsy, nie rozdzierajÄ…c jednak materiaÅ‚u.- BÅ‚agam, nie rób mi krzywdy.Raina nachyliÅ‚a siÄ™ ku jego twarzy.Pazury sprawiaÅ‚y, że George musiaÅ‚ stanąć napalcach, w przeciwnym razie zostaÅ‚by skaleczony.- JesteÅ› żaÅ‚osny.WbiÅ‚a pazury w dżinsy, rozrywajÄ…c materiaÅ‚.George zemdlaÅ‚.Raina szybko cofnęła dÅ‚onie, aby go nie zranić.WyrwaÅ‚a niemal idealny krÄ…g materiaÅ‚u.Przez dziurÄ™ w spodniach byÅ‚o widać biaÅ‚egatki.Gabriel uklÄ™knÄ…Å‚ przy ciele, miÄ™kko balansujÄ…c na palcach stóp.- Ten czÅ‚owiek nie porwaÅ‚ Jasona.- Szkoda - wycedziÅ‚a Raina.RzeczywiÅ›cie szkoda.KtoÅ› porwaÅ‚ oÅ›mioro, niesiedmioro zmiennoksztaÅ‚tnych.Ósma byÅ‚a Peggy Smitz.Jej zabójca leżaÅ‚ na podÅ‚odze zwyrwanym ze spodni rozporkiem.Kto byÅ‚ sprawcÄ… znikniÄ™cia tych lykantropów? I po comiaÅ‚by to robić? Po co ich porwano? Wtem coÅ› mi zaÅ›witaÅ‚o.Nag zostaÅ‚ oskórowany żywcem.Gdyby nie byÅ‚ nagiem, leczlykantropem, czarownik mógÅ‚by użyć jego skóry, aby stać siÄ™ wężem.To jeden ze sposobów,w jaki można zostać lykantropem, bez wynikajÄ…cych z tego tytuÅ‚u bolesnych obciążeÅ„.Nie podlegasz wówczas wpÅ‚ywowi księżyca.- O co chodzi, Anito? - spytaÅ‚a Ronnie.- MuszÄ™ pojechać do szpitala i porozmawiać z kimÅ›.- Po co? - Jedno moje spojrzenie wystarczyÅ‚o, aby Ronnie rzuciÅ‚a: - W porzÄ…dku,wezwÄ™ gliny.Ale ja poprowadzÄ™.- Cholera.- UniosÅ‚am wzrok i ujrzaÅ‚am nadjeżdżajÄ…cy samochód.To byÅ‚a zielonamazda.ZnaÅ‚am ten wóz.- Może ktoÅ› mnie podwiezie.- OtworzyÅ‚am drzwi i wyszÅ‚am na chodnik, machajÄ…c.Samochód zwolniÅ‚, po czym zatrzymaÅ‚ siÄ™ obok auta Ronnie.Po naciÅ›niÄ™ciu guzika rozlegÅ‚ siÄ™ szum i boczna szyba zostaÅ‚a opuszczona.KierowcÄ…byÅ‚ Edward, oczy miaÅ‚ ukryte za szkÅ‚ami ciemnych okularów.- ZledzÄ™ Raine od wielu dni.Jak mnie zauważyÅ‚aÅ›?- Aut szczęścia.UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Farciara z ciebie.- ChciaÅ‚abym, żebyÅ› gdzieÅ› mnie podrzuciÅ‚.- A co z RainÄ… i jej maÅ‚ym kolesiem w skórze? Już miaÅ‚am powiedzieć, że to GabrielbyÅ‚ drugim lykantropem w  zabójczymfilmie, ale gdybym to zrobiÅ‚a, natychmiast wszedÅ‚by do domu i go zabiÅ‚.A już napewno nie zechciaÅ‚by podwiezć mnie do szpitala.Rozumiecie, priorytety.- Możemy podrzucić ich do domu lub bÄ™dÄ… zmuszeni wziąć taksówkÄ™ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl