[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej skroń dotykała jego policzka.Opuściła wzrok na lśniącą,smagłą szyję.Dłoń Luiza powędrowała w górę, pieszcząc jej ramię iAmy poczuła, jak jej zdecydowanie topnieje.I, niestety, on także otym wiedział.Nagle przestał tańczyć.Pochylił się nad nią, obejmujączmysłowym wzrokiem.Uśmiechnął się lekko i zarzucił sobie na szyjęjej ramiona.- Mi palomacita - wymruczał miękko.- Moja gołąbeczko, chcę,żebyś tu została razem ze mną.Chcesz przecież zostać.Pragnieszmnie.Kiedyż to wreszcie przyznasz?Amy zaczęła się zastanawiać, czy nie jest pijany.Trzezwy, nigdynie zadałby jej takiego pytania.Znałby odpowiedz.- El die que me muera.W dniu mojej śmierci. Rozdział 27- Ach, jaka szkoda, jaka szkoda - znowu się uśmiechnął.Kąśliwauwaga zraniła go, ale nie chciał, żeby Amy o tym wiedziała.Postanowił, że nim wieczór dobiegnie końca, Amy przyznabezwstydnie, że go pragnie.- Drwisz sobie ze mnie - rzuciła oskarżająco.- Nie, pani Parnell - odparł, wbijając w nią mroczne spojrzenie.-Naprawdę szkoda.Pragnę cię.Chciałbym usłyszeć, że i ty mniepragniesz.Ale tak mało czasu nam pozostało.- wzruszył ramionami.Serce zamarło w piersi Amy.Więc odjeżdża! Rozkazy odprezydenta Juareza, które otrzymał cztery dni temu i których treścinigdy jej nie zdradził, zawierały polecenia powrotu na pole walki.Dawał jej do zrozumienia, że to ich ostatnia noc.Drobne ciało Amy mimowolnie zadrżało.- Przepraszam - wyszeptała.- Jestem dziś bardzo niezręczna.Wybacz.- W porządku - jego głos był cichy i miękki.- Trzymam cię.Niepozwolę ci upaść.Czarne oczy przybrały nagle nowy, ciepły wyraz.Trzymał ją dłońmi w taki sposób, że kciuki delikatnie pieściłyboki jej piersi.Przyciągnął ją do siebie i ostrożnie przygarnął doramienia jej twarz.Amy nie dostrzegła diabelskich błysków, któreczaiły się w głębi ciemnych, zmiennych oczu.Nerwowo oblizała wargi.- Ach.kiedy mówiłeś, że zostało nam tak mało czasu, miałeś namyśli.- Nie myśl o tym - przerwał jej cicho i przytulił policzek dotwarzy Amy.- Jeśli nawet zostałby nam tylko jeden taniec - szepnął -.pozwól, abym się nim cieszył, dopóki trwa.Machinalnie skinęła głową, wzruszona jego niezwykle czułymgłosem.Był doskonałym tancerzem, świetnie prowadził i ich ciałabezbłędnie poruszały się w rytmie pięknej hiszpańskiej pieśnimiłosnej.Otoczyła ramionami szyję partnera, przymknęła powieki.Wciążmyślała o tym, że szczupłe, muskularne ramiona, które teraz obejmująją tak mocno, wkrótce znikną.Odjeżdża! El Capitan Luiz Quintano obudzi się o świcie i zniknie z jej życia.Po kilku dniach, może tygodniach, trudno będzie uwierzyć, że w ogóleistniał.A z czasem zatrze się i jej okropne poczucie winy.Wszystko będzie jak przedtem, przed pojawieniem się strachu,wstydu i ekstazy.Przed przyjściem El Capitana.Rutynowe.Uczciwe.Bezpieczne.Samotne.Piękna pieśń miłosna dobiegła końca.Dłonie Luiza opadły.Cofnął się o krok.- Ten taniec sprawił mi przyjemność - odezwał się uprzejmie,niczym ugrzeczniony hiszpański grand.Uśmiechając się czarującododał: - Ale teraz chce mi się pić.Czy tobie także?- Trochę - przyznała Amy, czując, że powinna czym prędzejwrócić do hacjendy.Jednak o wiele bardziej pragnęła pozostać z nim.Luiz położył jej dłoń na ramieniu i poprowadził poprzezrozbawiony tłum do jednego z bufetów.Stanęli nad stołem pełnymbutelek.Niektóre były wywrócone, inne puste.Luiz zapytał, czykiedykolwiek piła tequilę.Potrząsnęła głową.Dotąd piła wino.Sięgnął po pełną butelkę tequili.Nie miał kłopotów zprzekonaniem Amy, by skosztowała ognistego trunku.Nalał, podał jejpełną szklankę i młoda kobieta natychmiast podniosła ją do ust.Roześmiał się.- Zaczekaj - przytrzymał jej dłoń.- Zrób to jak należy.- To znaczy?- Podaj mi lewą rękę.- Amy zmarszczyła brwi i posłuszniewyciągnęła dłoń.Luiz rozsypał na niej sól, wziął plasterek cytryny ipouczył ją: - Zliż sól z ręki, ugryz kawałek cytryny i dopiero wypij.Amy spojrzała sceptycznie, ale posłusznie zlizała sól.Luiz podałjej cytrynę.Ugryzła kawałek i skrzywiła się niemiłosiernie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl