[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nużby się to, jak to się mówi, Boguspodobało.Z tego wszystkiego nic nie zrobiłem.Kiedy umyłemręce, których z żywicy i znoju nawet nie domyłem,usiadłem na krześle i zapaliłem papierosa, żeby się chwilkęzastanowić, od czego zacząć, do czego się najsamprzódzabrać, czy do prania, ale nie, bo trzeba przedtem nagrzaćwody, czy do narąbania trochę drzewa i rozpaleniaw piecu, czy do zjedzenia czegoś, czy do przewietrzeniaizby, więc przysiadłem na chwilę, by zastanowić się nadtym i taka mnie nagle senność wielka opadła jakby jakaśznowu mgła, ale nie z dołu tym razem, lecz wyrazniez góry, taka kapturowa mgła, że ledwie miałem siły i czasściągnąć józwy, czyli gumiaki z nóg i przepoconeskarpety, i bluzę ściągnąłem wielkim wysiłkiem woli, alejuż z zamkniętymi oczami, ze spuszczonymi ciężko powiekami przywalonymi z góry kilkoma tonami mgły,wymacałem kontakt na ścianie, zgasiłem światło i rzuciłemsię na wyro.Pół śpiąc już, usiłowałem wysunąć spod siebiekołdrę i nakryć się nią.I wtedy to, pół śpiąc, może trzyczwarte śpiąc, ale jednak nie całkiem śpiąc, poczułem, żeto nie ja, nie moja ręka, ani lewa, ni prawa, ale jakaś inna,trzecia ręka wysuwa spode mnie kołdrę i nakrywa mnie niąpo szyję, a potem poczułem tę rękę na czole, jak pogłaskałamnie: raz i drugi raz.Kiedy obudziłem się, rano było.Jasny dzień.Położyłem się wieczorem i obudziłem się rano.Copowiedziałem? Położyłem się wieczorem i obudziłem sięrano.Tak powiedziałem.Ech, Gałązko Jabłoni, co jawidzę? Co ja tu widzę wprost olśniewająco? Położyłem sięwieczorem i obudziłem się rano.; Przecież to jest jednoz najpiękniejszych zdań świata, to jest olśniewające, to jestsnop światła w same oczy, w same usta.Jak mogłem tegoprzedtem nie zauważyć? Ile razy wypowiedziałem tozwyczajne proste zdanie, nie zdając sobie sprawy, niewidząc, ślepy, że to jest przecież cud, opisanie cudu.Zlepyjestem ciągle, ciągle ślepy.Wydaje mi się, że mam tysiącoczu, ale ile z tego jest zamkniętych i czeka na radosnemigotliwe zachwytliwe otwarcie lub, Boże mój, naotwarcie ponure, przerażające, czernią oślepiające, bólemzabijające.Wydaje mi się, że widzę wszystko, całą nędzęi całą wielkość, a nie widzę często, że depczę po cudachmoimi gumowcami.Milowymi gumowcami, ale po cudach depczę.To jest przykre straszliwie.Smutne straszliwie tojest.I wstyd mi.Ale ja się poprawię.Naprawdę nie mogę się nadziwić, jakie to piękne jest,jakie to opisanie cudu jest: położyłem się wieczoremi obudziłem się rano.Jasny dzień był.Spałem jak zwierzęzgonione, padłe ze zmęczenia od ucieczki przed pogonią.Spałem jak zabity, zapomniawszy o całym świecie.Niespała mi tylko ta część mózgu, którą wyćwiczyłem przezdługie lata w nieustannym czuwaniu.Chociaż nie jestemtaki bardzo pewien, czy tej nocy także i ten strażnik niepopadł w sen, , ten cyklop z czerwonym gorejącym jednymokiem na czole.Nie wiem.Dawka mgły kapturowej byłaniesamowita: kilka ton.Nie jestem pewien, czy mój cyklopwytrzymał tę duszność.Jeśli nie wytrzymał, to byłem tejnocy absolutnie bezbronny, zdany na łaskę i niełaskę,i wszystko mogło mnie podejść.Mogłem nigdy się nieprzebudzić i nic o tym nie wiedzieć.Mogłem wyparować,zniknąć, jakby mnie nigdy nie było.To byłby straszliwy,straszliwy pech.I czy to nie jest cud: zwaliłem się z nóg wieczorem bezpamięci i obudziłem się rano.Zapadłem wieczoremw przepaść czarną bezdenną, w dół głębokości,a obudziłem się rano na kwaterze u Babci Oleńki, we wsiBobrowice, gromada Hopla.Komu ja tę prostą sprawę, tenzwyczajny cud tak długo tłumaczę? Sobie nie.Jasny dzień był zatem więc.Nałożyłem józwy, czyligumowce, otworzyłem na oścież pojedyncze okna izby, bookna były pojedyncze, gdyby się ktoś pytał, nie podwójne z ochronną watą między szybami.Stojąc chwilkę przyoknie, kilka wstrząsających szarpnęło mnie dreszczy.Zimno było.Wiadomo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl