[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klik, wrrr.W świetle tych prawidłowości, koszty corocznego druku i przesłania 150 tysięcy kartek z napisem "Lubię Cię" nie wydają się więc ani bezsensowne, ani tak rozrzutnie duże.Kontakt i współpraca :Z reguły bardziej lubimy to, co znamy (Zajonc, 1968).By tego dowieść, przeprowadzić możesz mały eksperyment.Weź negatyw zdjęcia przedstawiającego twoją własną twarz i zrób dwie odbitki - normalną i "odwróconą", a więc taką, gdzie lewa strona Twojej twarzy pojawi się na prawej stronie zdjęcia i na odwrót.Połóż obie odbitki przed sobą i wybierz, która bardziej Ci się podoba.O taki sam wybór poproś też bliskiego przyjaciela.Podobny eksperyment przeprowadzony w mieście Milwaukee (Mita, Dremer i Knight, 1977) podpowiada, że stanie się tu coś dziwnego.Prawdopodobnie Twój przyjaciel wybierze Twoje normalne zdjęcie, jednak ty wybierzesz zdjęcie odwrócone.Dlaczego? Dlatego, że obaj zareagujecie większym lubieniem na to, co lepiej znacie.Twój przyjaciel lepiej zna normalny wizerunek Twojej twarzy pokazywanej światu, Ty jednak lepiej znasz wizerunek swojej twarzy odbijany codziennie w lustrze, a więc odwrócony.Dzięki swemu wpływowi na wielkość odczuwanej przez nas sympatii, "znaność" wywiera istotny wpływ na wiele naszych wyborów, w tym wyborów politycznych (Grush, 1980; Grush, McKeough i Ahlering, 1978).Wygląda na to, że wyborcy tym chętniej wybierają jakiegoś polityka, im bardziej są z nim obeznani.Pewne kontrowersyjne wybory w stanie Ohio wygrał polityk, któremu nikt nie dawał większych szans - dopóki tuż przed wyborami nie zmienił swego nazwiska na Brown (nazwisko o dużych tradycjach politycznych w tym stanie).Dzięki czemu zdarzają się takie historie? Odpowiedź leży po części w nieświadomym charakterze wpływu "znaności" na sympatię.Często nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że nasz stosunek do kogoś czy czegoś zależy od samej liczby naszych spotkań z tym kimś lub czymś.Na przykład, w pewnym eksperymencie wyświetlano badanym liczne zdjęcia twarzy, przy czym czas wyświetlania był na tyle krótki, że badani nie byli potem w stanie poprawnie rozpoznać, które twarze już widzieli, a które nie.A jednak kiedy doszło do bezpośredniego kontaktu z nieznajomym, badani bardziej lubili tego nieznajomego, którego zdjęcie im pokazywano na początku badania (Bomstein, Leone i Galley, 1987).Na podstawie tego rodzaju danych wielu badaczy wysnuło hipotezę, że sposobem na zmniejszenie uprzedzeń między osobami różnych ras byłoby nasilenie częstości kontaktów między nimi.Sam wzrost częstości kontaktów miałby doprowadzić do wzrostu sympatii między przedstawicielami wzajemnie do siebie uprzedzonych ras.Jednakże badania nad wielkością uprzedzeń w desegregowanych rasowo* szkołach wykazały, że jest dokładnie odwrotnie.Okazało się, że desegregacja rasowa nasila uprzedzenia etniczne, zamiast je osłabiać (Step-han,1978).Zatrzymajmy się na dłużej przy problemie rasowej desegregacji szkół.Jak bardzo chwalebne nie byłyby intencje tych, którzy pragną osłabić etniczne uprzedzenia poprzez nasilenie częstości kontaktów między osobami różnych ras, ich pomysł "samego kontaktu" zdaje się być skazany na niepowodzenie, pomysł ten bowiem opiera się na głębokim niezrozumieniu kilku spraw (Gerard, 1983; Maruyana, Miller i Holtz, 1986).Po pierwsze, istniejące badania pokazują, że szkoła nie jest "tyglem" stapiającym różne rasy, a więc środowiskiem, w którym dzieci kontaktują się z dziećmi innej rasy równie często, jak z dziećmi rasy własnej.Po latach, jakie upłynęły od wprowadzenia formalnej integracji rasowej w szkołach publicznych, mało jest dowodów na rzeczywistą, społeczną integrację uczęszczających do nich dzieci.Na ogół uczniowie kontaktują się z kolegami i koleżankami jedynie własnej rasy, izolując się od dzieci innej rasy (Gerard i Miller, 1975; Rogers i in., 1984).Po drugie, nawet gdyby w zintegrowanych rasowo szkołach występowały liczne kontakty międzyrasowe, badania psychologiczne przekonują, że wzrost częstości kontaktów wcale nie zawsze owocuje wzrostem sympatii.W rzeczywistości, częste napotykanie jakiegoś przedmiotu czy osoby w nieprzyjemnych warunkach - takich jak frustracja, konflikt czy rywalizacja - prowadzi do obniżenia sympatii, jakimi są darzone (Burgess i Sales, 1971; Swap, 1977; Zajonc, Markus i Wilson, 1974).A są to właśnie warunki typowe dla współczesnej szkoły amerykańskiej.Rozważmy pouczający opis typowego funkcjonowania klasy szkolnej dokonany przez psychologa EUiota Aronsona, którego poprosiły o konsultację władze szkolne z miasta Austin w stanie Teksas.Z grubsza rzecz biorąc, funkcjonowanie klasy wygląda następująco.Nauczyciel staje przed klasą i zadaje pytanie.Sześcioro do dziesięciorga dzieci wyciąga pospiesznie rękę, starając się zwrócić na siebie uwagę nauczyciela i udowod-* Są to szkoły, w których do tych samych klas uczęszczają dzieci różnych ras, nierzadko obowiązkowo dowożone autobusami z innych dzielnic miasta (przyp.tłum.)nić, jakie są bystre.Grupka innych siedzi sparaliżowana, spuszczając wzrok i starając się wyglądać tak, jakby ich nie było.Po wybraniu przez nauczyciela jednego z dzieci, na twarzach ochotników, którzy stracili szansę wykazania się, widać zawód lub zniechęcenie, na twarzach pozostałych - ulgę.Zabawa ta ma charakter ostrej rywalizacji, a stawka jest wysoka, dzieci bowiem walczą o uznanie i miłość jednej z dwóch-trzech najważniejszych dla nich osób na świecie.Co więcej, taki proces nauczania gwarantuje, że dzieci nie nauczą się lubić i rozumieć inne dzieci.Przypomnij sobie swoje własne doświadczenia szkolne.Kiedy nauczyciel wywoływał do odpowiedzi inne dziecko, a ty znałaś odpowiedź, czy nie pojawiała się w Tobie czasami nadzieja, że tamto dziecko odpowie źle, a Ty będziesz miał szansę wykazać się wiedzą? Czy nie pamiętasz swojej własnej zazdrości i niechęci do koleżanki, która dobrze odpowiedziała na pytanie? W tym systemie dzieci ponoszące porażkę stają się zazdrosne o sukces i niechętne kolegom, którzy go odnoszą, nazywając ich pieszczoszkami nauczycieli i nie stroniąc od kierownia na nich agresji na szkolnym boisku.Z, kolei uczniowie odnoszący sukcesy nierzadko mają w pogardzie mniej "udanych" kolegów, uważając ich za "tępych" czy "głupich" (Aronson, 1975).Czy można się zatem dziwić, że desegregaeja rasowa, wymuszana środkami administracyjnymi (wożenie dzieci z jednej dzielnicy do drugiej, rejonizacja czy zamykanie niektórych szkół) tak często powoduje raczej wzrost niż spadek uprzedzeń rasowych? Trudno oczekiwać czegoś innego, jeżeli nasze dzieci odnajdują ciepło przyjacielskich kontaktów w obrębie własnej grupy etnicznej, a spotkania z dziećmi innych ras dochodzą do skutku jedynie w rywalizacyjnym kontekście klasy szkolnej.Czy istnieje jakieś rozwiązanie tego problemu? Jedna możliwość, to po prostu zaprzestać wysiłków mających na celu integrację rasową naszego społeczeństwa.Trudno to jednak uznać za dobre rozwiązanie.Nawet pomijając komplikacje prawne i konstytucyjne, jakie krok taki musiałby za sobą pociągnąć, istnieją solidne podstawy do kontynuowania programu integracji rasowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl