[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przeszkadza³o mu to jednak cieszyæ siê z powodu rozpoczynaj¹-cych siê wakacyj.Pañstwo Uljanowowie wyje¿d¿ali na letnie mieszkanie do ma³ej wioski Kukuszkino, po-³o¿onej wSród lasów, niedaleko od rzeki.By³ to wymarzony raj dla ma³ego W³odzimierza.WieSniacy otaczali ich wszystkich przy-jaxni¹, szczególnie zaS lubili Marjê Aleksandrównê, która bezinteresownie leczy³a ch³opów,21zagl¹daj¹c do poradnika medycznego i rozdaj¹c zio³a i mikstury, przywiezione z miasta.S³y-nê³a wSród ludnoSci okolicznej, jako doskona³a lekarka.Ch³opak mia³ te¿ du¿o przyjació³ na wsi.Ruchliwy ¿¹dny przygód, Smia³y, zebra³ liczn¹ bandê ch³opców i imponowa³ im pomys³owo-Sci¹ i si³¹.Przepadali za nim, bo nie czuli w nim panicza , który tylko zni¿a³ siê do nich; nigdy nieusi³owa³ pouczaæ ich, lub wySmiewaæ.Wo³odzia, zwykle nieufny i nieraz opryskliwy wzglêdemswoich gimnazjalnych kolegów, tu czu³ siê w swoim ¿ywiole.By³ równym wSród równych.Nieraz powraca³ do domu z podbitem okiem.Gdy Marja Aleksandrówna robi³a mu gorz-kie wymówki, odpowiada³, z ³agodnym uSmiechem, wpatruj¹c siê w kochan¹ twarz matki: To nic, mamusiu! BawiliSmy siê w kozaków i rozbójników.Dosta³em piêSci¹ w okood Wañki rudego, ale ja mu te¿ nabi³em porz¹dnego guza.Nie chcia³em siê poddaæ i walczy-³em jeden przeciwko piêciu, a¿ nadbiegli moi rozbójnicy.Teraz, po otrzymaniu cenzury i skoñczonym roku szkolnym, wszystkie te rozkosze ocze-kiwa³y Wo³odziê.Starszy brat pozosta³ w mieScie, siostry Aleksandra i Olga by³y zaproszone do ciotki, wiêcjecha³ tylko sam z rodzicami.Przybywszy do wsi, Wo³odzia natychmiast wymkn¹³ siê z chaty.Rodzice rozpakowywaliwalizy i kosze.Ch³opak zaS pobieg³ do lasu.S³oñce mia³o siê ju¿ ku zachodowi.Drzewa, okryte Swie¿emi, pachn¹cemi liSæmi, zrzuca³y ostatnie kwiaty i nasiona.Jaskra-wa, zielona trawa, bia³e, ¿Ã³³te i niebieskie kwiatki wiosenne tchnê³y aromatem.Mocny za-pach jeszcze wilgotnej ziemi nape³nia³ powietrze.Lata³y motyle, po³yskuj¹ce muchy, hucz¹-ce chrab¹szcze i chybkie ³¹tki.Rmiga³y wiewiórki po wierzcho³kach sosen.Ptaszki fruwa³ydoko³a, szczebioc¹c, gwi¿d¿¹c i uganiaj¹c siê za owadami.Ch³opak stan¹³ w zachwycie.Wita³ las, trawê, owady i ptaki.Wszystko doko³a wydawa³o mu siê piêknem, niezmiernie szczêSliwem, nieSmiertelnem.Mimowoli zerwa³ czapkê i zatopi³ oczy w bezdennym b³êkicie pogodnego nieba. Bóg! Wielki dobry Bóg!. zawo³a³ z wdziêcznoSci¹ i rozrzewnieniem.Brzmienie tego s³owa przypomnia³o mu ojca Makarego i radcê kolegjalnego Bogatowa.Skrzywi³ siê boleSnie, oczy zmru¿y³ z³oSliwie i nacisn¹³ czapkê zpowrotem.Przeszed³ las, pl¹cz¹c siê w pe³zn¹cych przez Scie¿kê korzeniach drzew, i wyszed³ na wy-soki brzeg rzeki.ZaroSniêty krzakami dzikich malin i kaliny urywa³ siê niemal prostopad³ym spychem.Ni¿ej, niewidzialne z poza g¹szczu, dzwoni³y i szemra³y wybiegaj¹ce na w¹ski piaszczy-sty brzeg fale.Rzeka, rozlana szeroko a¿ hen, do kwadratów pól, ci¹gn¹cych siê od niskiego brzegupiaszczystego, od ¿Ã³³tych ³ach, dobrze znanych ch³opakowi, a teraz ukrytych pod wod¹, p³ynê³a spokojnie i majestatycznie.Niby powiewne szaty anio³Ã³w i archanio³Ã³w, piêknie namalowanych na suficie kopu³ykatedralnej, blado niebieska, ró¿owa, z³ocista, zielonawa wstêga rzeki.Chcia³ siê rzuciæ do jej barwnych, pieszczotliwych strug i p³yn¹æ, p³yn¹æ daleko, ku s³oñ-cu, co rozpryskuje szkar³at i z³oto, wo³a i poci¹ga ku sobie.Znowu obna¿y³ g³owê ma³y W³odzimierz, sta³ w zachwycie niewypowiedzianym nierucho-my, zapatrzony, bezwiednie ca³¹ moc¹ p³uc wci¹gaj¹c Swie¿y powiew, zalatuj¹cy od Wo³gi.22Z poza wystaj¹cej ska³y, gdzie pieni³y siê i wirowa³y wartkie strugi, wyp³ynê³a du¿a tra-twa.Ludzie, wparci ramionami w d³ugie bosaki, wbijali ich okute ¿elazem koñce w dno i po-pychali setki grubych pni sosnowych i bukowych, powi¹zanych ³ykami.PoSrodku tratwy sta³ sza³as z kory i zielonych ga³êzi, a przed nim na p³ycie kamiennej p³o-nê³o ma³e ognisko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Nie przeszkadza³o mu to jednak cieszyæ siê z powodu rozpoczynaj¹-cych siê wakacyj.Pañstwo Uljanowowie wyje¿d¿ali na letnie mieszkanie do ma³ej wioski Kukuszkino, po-³o¿onej wSród lasów, niedaleko od rzeki.By³ to wymarzony raj dla ma³ego W³odzimierza.WieSniacy otaczali ich wszystkich przy-jaxni¹, szczególnie zaS lubili Marjê Aleksandrównê, która bezinteresownie leczy³a ch³opów,21zagl¹daj¹c do poradnika medycznego i rozdaj¹c zio³a i mikstury, przywiezione z miasta.S³y-nê³a wSród ludnoSci okolicznej, jako doskona³a lekarka.Ch³opak mia³ te¿ du¿o przyjació³ na wsi.Ruchliwy ¿¹dny przygód, Smia³y, zebra³ liczn¹ bandê ch³opców i imponowa³ im pomys³owo-Sci¹ i si³¹.Przepadali za nim, bo nie czuli w nim panicza , który tylko zni¿a³ siê do nich; nigdy nieusi³owa³ pouczaæ ich, lub wySmiewaæ.Wo³odzia, zwykle nieufny i nieraz opryskliwy wzglêdemswoich gimnazjalnych kolegów, tu czu³ siê w swoim ¿ywiole.By³ równym wSród równych.Nieraz powraca³ do domu z podbitem okiem.Gdy Marja Aleksandrówna robi³a mu gorz-kie wymówki, odpowiada³, z ³agodnym uSmiechem, wpatruj¹c siê w kochan¹ twarz matki: To nic, mamusiu! BawiliSmy siê w kozaków i rozbójników.Dosta³em piêSci¹ w okood Wañki rudego, ale ja mu te¿ nabi³em porz¹dnego guza.Nie chcia³em siê poddaæ i walczy-³em jeden przeciwko piêciu, a¿ nadbiegli moi rozbójnicy.Teraz, po otrzymaniu cenzury i skoñczonym roku szkolnym, wszystkie te rozkosze ocze-kiwa³y Wo³odziê.Starszy brat pozosta³ w mieScie, siostry Aleksandra i Olga by³y zaproszone do ciotki, wiêcjecha³ tylko sam z rodzicami.Przybywszy do wsi, Wo³odzia natychmiast wymkn¹³ siê z chaty.Rodzice rozpakowywaliwalizy i kosze.Ch³opak zaS pobieg³ do lasu.S³oñce mia³o siê ju¿ ku zachodowi.Drzewa, okryte Swie¿emi, pachn¹cemi liSæmi, zrzuca³y ostatnie kwiaty i nasiona.Jaskra-wa, zielona trawa, bia³e, ¿Ã³³te i niebieskie kwiatki wiosenne tchnê³y aromatem.Mocny za-pach jeszcze wilgotnej ziemi nape³nia³ powietrze.Lata³y motyle, po³yskuj¹ce muchy, hucz¹-ce chrab¹szcze i chybkie ³¹tki.Rmiga³y wiewiórki po wierzcho³kach sosen.Ptaszki fruwa³ydoko³a, szczebioc¹c, gwi¿d¿¹c i uganiaj¹c siê za owadami.Ch³opak stan¹³ w zachwycie.Wita³ las, trawê, owady i ptaki.Wszystko doko³a wydawa³o mu siê piêknem, niezmiernie szczêSliwem, nieSmiertelnem.Mimowoli zerwa³ czapkê i zatopi³ oczy w bezdennym b³êkicie pogodnego nieba. Bóg! Wielki dobry Bóg!. zawo³a³ z wdziêcznoSci¹ i rozrzewnieniem.Brzmienie tego s³owa przypomnia³o mu ojca Makarego i radcê kolegjalnego Bogatowa.Skrzywi³ siê boleSnie, oczy zmru¿y³ z³oSliwie i nacisn¹³ czapkê zpowrotem.Przeszed³ las, pl¹cz¹c siê w pe³zn¹cych przez Scie¿kê korzeniach drzew, i wyszed³ na wy-soki brzeg rzeki.ZaroSniêty krzakami dzikich malin i kaliny urywa³ siê niemal prostopad³ym spychem.Ni¿ej, niewidzialne z poza g¹szczu, dzwoni³y i szemra³y wybiegaj¹ce na w¹ski piaszczy-sty brzeg fale.Rzeka, rozlana szeroko a¿ hen, do kwadratów pól, ci¹gn¹cych siê od niskiego brzegupiaszczystego, od ¿Ã³³tych ³ach, dobrze znanych ch³opakowi, a teraz ukrytych pod wod¹, p³ynê³a spokojnie i majestatycznie.Niby powiewne szaty anio³Ã³w i archanio³Ã³w, piêknie namalowanych na suficie kopu³ykatedralnej, blado niebieska, ró¿owa, z³ocista, zielonawa wstêga rzeki.Chcia³ siê rzuciæ do jej barwnych, pieszczotliwych strug i p³yn¹æ, p³yn¹æ daleko, ku s³oñ-cu, co rozpryskuje szkar³at i z³oto, wo³a i poci¹ga ku sobie.Znowu obna¿y³ g³owê ma³y W³odzimierz, sta³ w zachwycie niewypowiedzianym nierucho-my, zapatrzony, bezwiednie ca³¹ moc¹ p³uc wci¹gaj¹c Swie¿y powiew, zalatuj¹cy od Wo³gi.22Z poza wystaj¹cej ska³y, gdzie pieni³y siê i wirowa³y wartkie strugi, wyp³ynê³a du¿a tra-twa.Ludzie, wparci ramionami w d³ugie bosaki, wbijali ich okute ¿elazem koñce w dno i po-pychali setki grubych pni sosnowych i bukowych, powi¹zanych ³ykami.PoSrodku tratwy sta³ sza³as z kory i zielonych ga³êzi, a przed nim na p³ycie kamiennej p³o-nê³o ma³e ognisko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]