[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To wróg Czerwonego Serca porwał córkę Czarnej Strzały - rzekł wódz Seneków. Kto? - Biały łowca skalpów, Johann Gunter. Sam?  Ryszard pomimo zmęczenia długim i forsownym marszem zerwał się zdenerwowany. Są jeszcze z nim dwaj biali. Aotrzy!  Kos zacisnął pięści. Dosięgnę was jeszcze! ___ Usiadł z powrotem przy ognisku. Ranną Zorzę uwięziono w forcie Sandusky  ciągnął wódz Seneków. Próbowaliśmy tam wejśći wytropić miejsce jej pobytu.Ale na próżno. Nie wpuszczono was do fortu? Wpuszczono.Nikt z Długich Noży nie odpowiadał jednak na nasze pytania.Drwiono z Seneków. Mów, wodzu, chcę wiedzieć wszystko. Odeszliśmy.W forcie pozostał Niedzwiedzia Aapa.On znał mowę białych.Rozłożyliśmy się tutajobozem, a dwóch wojowników obserwowało wejście do fortu.Minęła noc, a rankiem w pobliżu bramy, wzaroślach, znalezliśmy Niedzwiedzią Aapę bez skalpu.Zginął od pchnięcia szabli.Wódz spuścił głowę.Milczał. Kiedy to się stało? Trzy dni temu. Wojownicy obserwowali wejście do fortu? Rozstawiłem straże.Biali porywacze nie opuścili Sandusky.Kos zamyślił się. Do czego Gunter zmierzał? Czy rzeczywiście chodziło o dziewczynę?.ZorzaRanna była piękna.To prawda.Wielu wojowników różnych plemion ubiegało się o jej względy.Parutraperów, wędrownych kramarzy, a nawet któryś z oficerów z fortu Wayne prosił Czarną Strzałę o rękęIndianki.Wszyscy odchodzili z niczym.Może tutaj należy szukać zagadki porwania?Nad ogniskiem piekły się dzikie kaczki.Ryszard poczuł głód.Sięgnął po myśliwski nóż i prosto z rożnaodciął kawał mięsa.A może tu chodzi wyłącznie o mnie?  myślał dalej. Może Gunter w ten sposób pragnie pomścićśmierć Jerry'ego? Cokolwiek się kryje za porwaniem dziewczyny, trzeba działać. Zostańcie.Wrócę jutro  powiedział. Zobaczymy wówczas, co wypadnie czynić.Czarna Strzała odprowadził go na skraj lasu.Uścisnął mu serdecznie dłoń na pożegnanie.Koswszedł na szeroki trakt.Długie cienie drzew kładły się na drogę.Na zachodzie niebo jeszcze płonęło daleką purpurą,ale był już bliski zmierzch.Zastukał do bramy.W okienku pokazała się twarz wartownika.Skrzypnęły zawiasy.Ryszard wszedł na dziedziniec fortu Pozdrowił żołnierza.Znał tu niemalkażdy kąt.Spędził w Sandusky przed laty szmat swego życia.Czuł się tutaj jak w domuPrzecież w roku 1735 Jan Antoni Sadowski1 zbudował tu faktorię, która rozrosła się w fort.Od nazwiska Polaka nazwano rzekę i warownię.Anglicy nie potrafili wypowiedziećpoprawnie polskiego nazwiska, przeto zniekształcili je na Sandusky.Była to więc swojskamiejscowość.Mieszkało tu kilku Polaków, serdecznych przyjaciół Kosa, między innymiKazimierz Stadnicki, którego prapradziad pod koniec XVII wieku; jako arianin, musiał opuścićojczysty kraj.Kos udał się wprost do niego.Przywitali się ciepło, wylewnie.Kiedy na stolepojawił się wieczorny posiłek, poczęli opowiadać ostatnie swoje przeżycia.Nie widzieli się zgórą dwa lata.Było więc o czym mówić. Przygodnie wpadłeś do Sandusky  pytał Kazimierz  czy przywiodły cię jakieś sprawy? Słyszałem, że na dobre zadomowiłeś się u Szawanezów. Tak, ostatnio sporo czasu spędzam w Tippecanoe  z uśmiechem odrzekł Kos. Ado warowni Sadowskiego przypędziły; mię kłopoty. Co znowu? Jakie kłopoty? Widzisz, od wielu tygodni idę śladami białych porywaczy.Przewodzi im leśny tramp,Johann Gunter.Może znasz tego człowieka? Nie.Ale kogo ci ludzie porwali? Zdziwisz się pewnie.Uprowadzili Indiankę, Zorzę Ranną, córkę wodza Seneków. Czekaj, coś parę dni temu słyszałem.Indianie byli w forcie u komendanta.Kazano imwynieść się do puszczy.Pewnie ich wizyta miała związek z porwaniem. Zgadłeś.Czarna Strzała ze swymi wojownikami przybył do fortu.Jednego z Indianzamordowano i.oskalpowano. Niemożliwe. Możliwe.Johann Gunter jest łowcą indiańskich skalpów! Znasz chyba to okrutnezarządzenie amerykańskich władz. Znam.Jeszcze pół roku temu ogłoszenie w sprawie skalpów, indiańskichskalpów wisiało przybite do ściany koszar.Kiedyś sam zdarłem je.Ale powiedz, Ryszardzie,zależy ci na tej Indiance?__ Zależy mi.Bardzo mi zależy  przyznał Kos. Ona pielęgnowała mnie, gdy leżałemciężko ranny w wigwamie Tecumseha.A więc wdzięczność? Może nie tylko. Rozumiem. Stadnicki uśmiechnął się przyjaznie. Zostań u mnie.Wyskoczę dokoszar zasięgnąć języka.Może coś poradzimy. Będę ci zobowiązany. Drobiazg [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • lude("menu4/11.php") ?>