[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A co za biust!.Kiedy wchodzi ubrana do figury, to myślę, że wszedł anioł, który zleciawszy z nieba, na piersiach złożył sobie skrzydełka!.Zdaje mi się, że jest wdową, gdyż nigdy nie widuję jej z mężem, tylko z małą córeczką Helunią, miluchną jak cukiereczek.Stach, gdyby się z nią ożenił, od razu musiałby zerwać z nihilistami, bo co by mu zostało czasu od posług przy żonie, to pieściłby jej dziecinę.Ale i taka żoneczka niewiele zostawiłaby mu chwil wolnych.Już ułożyłem cały plan i rozmyślałem: w jaki by sposób zapoznać się z tą damą, a później przedstawić jej Stacha, gdy nagle - diabli przynieśli z Moskwy Mraczewskiego.Proszę zaś sobie wyobrazić mój gniew, kiedy zaraz na drugi dzień po swoim przyjeździe frant ten wchodzi do naszego sklepu z moją wdową!.A jak skakał przy niej, jak wywracał oczyma, jak starał się odgadywać jej myśli.Szczęście, że nie jestem otyły, bo wobec tych bezczelnych zalotów dostałbym chyba apopleksji.Kiedy w parę godzin wrócił do nas, pytałem go z najobojętniejszą miną, kto jest owa dama.- Podobała się panu - on mówi - co?.Szampan, nie kobieta dodał, bezwstydnie mrugając okiem.- Ale na nic pański apetyt, bo ona szaleje za mną.Ach, panie, co to za temperament, co za ciało.A gdybyś pan widział, jak wygląda w kaftaniku!.- Spodziewam się, panie Mraczewski.- odparłem surowo.- Ja przecież nic nie mówię! - odpowiada zacierając ręce w sposób, który wydał mi się lubieżnym.- Ja nic nie mówię!.Największą cnotą mężczyzny, panie Rzecki, jest dyskrecja, panie Rzecki, szczególniej w bardziej poufałych stosunkach.Przerwałem mu czując, że gdyby tak mówił dalej, musiałbym pogardzić tym młodzieńcem.Co za czasy, co za ludzie!.Bo ja, gdybym miał szczęście zwrócić na siebie uwagę jakiej damy, nie śmiałbym nawet myśleć o tym, a nie dopiero wrzeszczeć na cały głos, jeszcze w tak wielkim, jakim jest nasz, magazynie.Gdy zaś w dodatku wyłożył mi Mraczewski swoją teorię o wspólności żon, zaraz przyszło mi do głowy:- Stach nihilista i Mraczewski nihilista.Niechże się więc pierwszy ożeni, to drugi zaraz mu zaprowadzi wspólność.A przecie szkoda byłoby takiej kobiety dla takiego Mraczewskiego.W końcu maja Wokulski postanowił zrobić poświęcenie naszego magazynu.Przy tej sposobności zauważyłem, jak się czasy zmieniają.Za moich młodych lat kupcy także poświęcali sklepy troszcząc się o to, ażeby ceremonii dopełnił ksiądz sędziwy a pobożny, ażeby na miejscu była autentyczna woda święcona, nowe kropidło i organista biegły w łacinie.Po skończonym zaś obrządku, przy którym pokropiono i obmodlono prawie każdą szafę i sztukę towaru, przybijało się na progu sklepu podkowę, ażeby zwabiała gości, a dopiero potem - myślano o przekąsce, zwykle złożonej z kieliszka wódki, kiełbasy i piwa.Dziś zaś (co by powiedzieli na to rówieśnicy starego Mincla!) pytano przede wszystkim : ilu potrzeba kucharzy i lokajów, a potem : ile butelek szampana, ile węgrzyna i - jaki obiad? Obiad bowiem stanowił główną wagę uroczystości, gdyż i zaproszeni nie o to troszczyli się: kto będzie święcił, ale co podadzą do stołu?.W wigilię ceremonii wpadł do naszego magazynu jakiś jegomość przysadkowaty, spocony, o którym nie mógłbym powiedzieć, czy kołnierzyki walały mu szyję, czy też działo się na odwrót.Z wytartej surduciny wydobył gruby notes, włożył na nos zatłuszczone binokle i- począł chodzić po pokojach z taką miną, że mnie po prostu wzięła trwoga.„Co, u diabła - myślę - czyby kto z policji, czy może jaki sekretarz komornika spisuje nam ruchomości?.”Dwa razy zastępowałem mu drogę, chcąc jak najgrzeczniej spytać: czego by sobie życzył? Ale on za pierwszym razem mruknął: „Proszę mi nie przeszkadzać!” - a za drugim bez ceremonii odsunął mnie na bok.Zdumienie moje było tym większe, że niektórzy z naszych panów kłaniali mu się bardzo uprzejmie i zacierając ręce, jakby co najmniej przed dyrektorem banku, dawali wszelkie objaśnienia.„No - mówię w duchu - jużci chyba ten biedaczysko nie jest z towarzystwa ubezpieczeń.Ludzi tak obdartych tam nie trzymają.”Dopiero Lisiecki szepnął mi, że ten pan jest bardzo znakomitym reporterem i że będzie nas opisywał w gazetach.Ciepło mi się zrobiło około serca na myśl, że mogę ujrzeć w druku moje nazwisko, które raz tylko figurowało w „Gazecie Policyjnej”, gdym zgubił książeczkę.Jednej chwili spostrzegłem, że w tym człowieku jest wszystko wielkie: wielka głowa, wielki notes, a nawet - bardzo wielka przyszczypka u lewego buta.A on wciąż chodził po pokojach nadęty jak indyk i pisał, wciąż pisał.Nareszcie odezwał się:- Czy w tych czasach nie było u panów jakiego wypadku?.Małego pożaru, kradzieży, nadużycia zaufania, awantury?.- Boże uchowaj!- ośmieliłem się wtrącić.- Szkoda - odparł.- Najlepszą reklamą dla sklepu byłoby, gdyby się tak kto w nim powiesił.Struchlałem usłyszawszy to życzenie.- Może pan dobrodziej - odważyłem się wtrącić z ukłonem raczy wybrać sobie jaki przedmiocik, który odeślemy bez pretensji.- Łapówka?.- zapytał spoglądając na mnie jak figura Kopernika.- Mamy zwyczaj - dodał - to, co nam się podoba, kupować; prezentów nie przyjmujemy od nikogo.Włożył poplamiony kapelusz na głowę na środku magazynu i z rękami w kieszeniach wyszedł jak minister.Jeszcze po drugiej stronie ulicy widziałem jego przyszczypkę.Wracam do ceremonii poświęcenia.Główna uroczystość, czyli obiad, odbyła się w wielkiej sali Hotelu Europejskiego.Salę ubrano w kwiaty, ustawiono ogromne stoły w podkowę, sprowadzono muzykę i o szóstej wieczór zebrało się przeszło sto pięćdziesiąt osób.Kogo bo tam nie było!.Głównie kupcy i fabrykanci z Warszawy, z prowincji, z Moskwy, ba, nawet z Wiednia i z Paryża.Znalazło się też dwu hrabiów, jeden książę i sporo szlachty.O trunkach nie wspominam, gdyż naprawdę nie wiem, czego było więcej : listków na roślinach zdobiących salę czy butelek.Kosztowała nas ta zabawa przeszło trzy tysiące rubli, ale widok tylu jedzących osób był zaiste okazały.Kiedy zaś wśród ogólnej ciszy powstał książę i wypił zdrowie Stacha, kiedy zagrała muzyka, nie wiem już jaki kawałek, ale bardzo ładny, i stu pięćdziesięciu ludzi huknęło: Niech żyje!” - miałem łzy w oczach.Pobiegłem do Wokulskiego i ściskając go szepnąłem:- Widzisz, jak cię kochają.- Lubią szampana - odpowiedział.Zauważyłem, że wiwaty nic go nie obchodzą.Nie rozchmurzył się nawet, choć jeden z mówców (musiał być literat, bo gadał dużo i bez sensu) powiedział, nie wiem, w swoim czy w Wokulskiego imieniu, że.jest to najpiękniejszy dzień jego życia.Uważałem, że Stach najwięcej kręci się koło pana Łęckiego, który przed swym bankructwem ocierał się podobno o europejskie dwory.Zawsze ta nieszczęśliwa polityka! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl