[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dosyćszybko i sprawnie policja ustaliła, co było przyczyną przestępstwa.Pojawił się też wątekhomoseksualny.Otóż dwaj sprawcy byli homoseksualistami, którzy zbiegiem okoliczności (podkreślam, że nie było żadnych przesłanek prawnych) przebywali w zakładzie karnym,w jednej celi z człowiekiem, który  o ile dobrze pamiętam  był zastępcą Urbana w  NIE.Aleczy on miał jakikolwiek związek ze zleceniem pobicia, a może nawet zabójstwa? Tego nie wiem.Fakt faktem, że coś mi śmierdziało w tej sprawie.Po jakimś czasie znowu spotkałem sięz Tomkiem Sakiewiczem i opowiedziałem mu całą historię.Tyle, że nie był skory do wiaryw moje słowa.Nie miałem pod ręką żadnych sztywnych dowodów, a sam Tomek wciąż chybauznawał mnie za jakiegoś prowokatora, który układa różne takie historyjki, aby ośmieszyćredakcję.Pózniej kontakty Panów się poprawiły. To prawda.Pózniej ta nasza znajomość troszeczkę się sprawdziła.Mieliśmy na siebienamiary.Trzeba pamiętać, że nie była to jeszcze era komórek.Można powiedzieć, żeobowiązywała nas niezła konspiracja.Pamiętam, że gdy Tomek dzwonił do mnie do pracy, toprzedstawiał się inaczej.Dlaczego dzwonił do pracy? Z prostej przyczyny.Nie miałem wtedy komórki, ani telefonu domowego.Pózniejwyszły takie przykre sprawy, które ciągle odstawiał pewien prokurator z Pragi Południe, a raczejbyły prokurator z Pragi Południe, pracujący w prokuraturze okręgowej.Niezle utrudniał życie Gazecie Polskiej.Doszło nawet do jakichś przeszukań.To był okres mojego nowicjatuwiarygodności, mówiąc oględnie.Trwał zresztą chyba ze cztery czy pięć lat.Tomek Sakiewiczchyba mi w końcu zaufał.Nawet trochę się zakumplowaliśmy.Tyle że pózniej nie miałem jużspraw, które miałyby podobny posmak polityczny.Dlaczego na początku Sakiewicz był wobec Pana nieufny? W sumie nie dziwię mu się.Przychodzi nieznajomy typ i ni z tego, ni z owegowywołuje go z redakcji.Na domiar złego, ja jestem potężne chłopisko, które na pierwszy rzutoka może wydać się grozne.Czego chce taki nieznajomy? A nie miałem żadnej  podkładki.Poprostu bał się wyłożyć na sprawie, a nie mógł uwierzyć mi na słowo.Odpowiadał mi mniejwięcej w takim tonie:  Nie, proszę Pana.To nas nie interesuje ,  Jakie to ma znaczenie? ,  JakPan nie chce, to Pan nie mówi.Tak się droczył, ale widziałem ogromne zaciekawienie na jegogębie.Po prostu świeciły mu się oczy, a zrenice rozszerzały, gdy o tym wszystkim opowiadałem.Dopiero po kilku latach Tomek powiedział, że mieli świadomość, że coś jest  nie-halo.To znaczy? Z tym wiecem.Dlatego, że zauważyli, że byli fotografowani.Ale ja niestety nieprzyniosłem żadnych zdjęć, nie przyniosłem żadnej umowy.Ja tylko przyniosłem wiedzę.Dlaczego wierzyć człowiekowi, którego widzi się pierwszy raz w życiu? Próbowałem się w jakiśsposób uwiarygodnić, tłumacząc, kogo znam z  Solidarności w Ostrowcu Zwiętokrzyskim.Tyle że moje tłumaczenia robiły chyba jeszcze gorsze wrażenie, bo kto zna kogoś tam z odległegoOstrowca.Dlaczego więc dziennikarze zgodzili się wziąć udział w podejrzanej pikiecie? Na początku jeszcze nie była dla nich podejrzana.Pewnego dnia zgłosiła się do nichgrupa ludzi, którzy chcieli zrobić pikietę i ich zaprosić.Ot, taka oddolna inicjatywa społeczna.Spodobała im się, bo przecież takich inicjatyw w owym czasie było naprawdę niedużo.Tyle żew tym przypadku nie znali nikogo z organizatorów manifestacji.Gdy zdarzały się podobne wiecew obronie  Gazety Polskiej , dziennikarze znali wszystkie te osoby.Jak potem tłumaczył się redaktor Sakiewicz?  No, jak ja ci mogłem uwierzyć? Przychodzi facet i mi opowiada ciekawe rzeczy, aleniczego nie opiera na dokumentach.W takiej sytuacji ani napisać artykułu nie można, ani niczasugerować przy okazji  wypowiadał się mniej więcej w tym tonie.Pózniej nasza znajomośćbyła kontynuowana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • nt
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kasia-art.htw.pl