[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ziemia się zatrzęsła, Ding podskoczył odruchowo.Był ciekaw, co spowodowało tenwybuch, lecz nie miał ochoty się nad tym zastanawiać teraz co innego stało sięważniejsze: w chwili gdy smuga światła padła na grób bohatera, przez jego ciałoprzetoczyła się fala niesamowitej odwagi, wypierając z niego całą zazdrość, cierpkąjak ziołowa nalewka, złość i słabość, gorzkie jak wdowie wino, rozdrażnienie iniepokój, ostre jak wino miłości, i zamieniła je wszystkie w kwaśny pot i cuchnącymocz.A potem buńczuczna niczym rumak galopujący po kozackim stepie mocnawódka stała się nim; niepohamowany, szorstki, lecz delikatny w swej szorstkości,przepełniony duchem ryzyka, podobny do Hiszpana-miłośnika walk byków,pobudzający koniak, stał się nim.Ding czuł się, jakby zjadł garść ostrychpurpurowych papryczek, wgryzł się w zieloną cebulę, przeżuł czosnek o czerwonejskórce, wyssał kawał starego, suchego imbiru, połknął cały słoiczek ziaren pieprzu;czuł się jak ogień podlany olejem, jak brokat rozkwitający pękami haftowanychkwiatów; jego duch sterczał dumnie, niby koguci ogon, olśniewał niczym wykwintnykoktajl tak właśnie Ding się czuł w chwili, gdy ujął w dłoń swą służbowąsześćdziesiątkędziewiątkę, odrobioną z taką samą pieczołowitością, z jaką warzono wielką esencję , i ruszył ostro do przodu, krokiem pełnym taniej grozy, niczymgrappa ruszył, jakby miał w mgnieniu oka znalezć się z powrotem przed restauracją Yichi , otworzyć kopnięciem jadeitowobiałe drzwi, unieść broń, wycelować wkobietę-kierowcę i siedzącego na jej kolanach karła Yu Yichiego i paf, paf! rozwalićobydwie głowy.Cała ta sekwencja czynności była jak sławne na całym świecie winonożowe mocne, o słodkim i jednocześnie cierpkim, czystym smaku, wdzierającesię w gardło niczym ostry nóż, tnący zwój splątanego konopnego sznura.IIYidou, drogi Starszy Bracie!Otrzymałem Twój list wraz z utworem Lekcja gotowania.Co do mojej wyprawy do Alkoholandii, poruszyłem ten temat wstępnie z moimprzełożonym.Nie jest on skłonny pozwolić mi jechać cóż, jestem wojskowym, wdodatku właśnie awansowano mnie z kapitana na majora (zabrali mi dwie gwiazdki, adodali jedną belkę, i wyglądam znacznie gorzej niż z trzema gwiazdkami i jednąbelką wcale nie jestem z tego zadowolony) powinienem teraz mieszkać, jeść ićwiczyć razem z moimi żołnierzami, i pisać opowiadania czy też reportaże ,odzwierciedlające wojskowe życie w nowych czasach.Mój wyjazd w teren w celuzbierania materiałów nie byłby zbyt dobrze widziany, pomimo że Alkoholandia wostatnich latach wzbudza spore zainteresowanie tyle się tam dzieje.Mimo to niezamierzam rezygnować i będę kontynuował starania o wyjazd.Mam w zanadrzumnóstwo świetnie brzmiących argumentów na poparcie tego przedsięwzięcia.Pierwsze Zwięto Małpiego Wina z pewnością okaże się wielce interesującymwydarzeniem.Gdy wszyscy będą już jeść, pić i popuszczać pasa, gdy powietrze jużnasyci się winnym aromatem i gdy adepci wina o ciężkich głowach i miękkichnogach zaczną unosić się w powietrzu niczym duchy albo Nieśmiertelni mamnadzieję, że wtedy moja pulchna postać także pojawi się wśród nich.Powieść, którą obecnie piszę, przechodzi niezwykle trudny etap.Ten śliski typ,śledczy z prokuratury, ciągle mi się sprzeciwia.Nie mogę się zdecydować, czy zabićgo czym prędzej, czy też zrobić z niego wariata a jeśli każę mu umrzeć, to czy masię zastrzelić, czy też może zapićsię na śmierć.W poprzednim rozdziale znowu kazałem mu się schlać.Gnębionytwórczą męką, sam też się schlałem, lecz miast doznać rozkoszy Nieśmiertelnych,znalazłem się na dnie piekieł wierz mi, tamtejszy krajobraz nie należy dourokliwych.Spędziłem cały wieczór na czytaniu Lekcji gotowania (przeczytałem ją kilka razy).Mam coraz większy kłopot z komentowaniem Twoich opowiadań.Gdyby mniezmuszono, powtórzyłbym to, co pisałem już wcześniej o niespójności stylu,przesadnej swobodzie, braku samokontroli i tak dalej, i tak dalej, dlategopostanowiłem, że tym razem, zamiast powtarzać moją starą śpiewkę, będę trzymałgębę zamkniętą.Uczyniłem jednak zadość Twojej prośbie i zaniosłem opowiadaniedo Literatury Narodowej.Nie zastałem panów Bao, więc zostawiłem im je z notkąna biurku.Jeśli wydrukują, to znaczy, że masz szczęście.Według mnie, to raczejmało prawdopodobne.Jestem z Tobą szczery, bo choć nigdy się nie spotkaliśmy,uważam Cię za mojego starego przyjaciela.Jestem pewien, że potrafisz napisać opowiadanie z prawdziwego zdarzenia,spełniające wszystkie kryteria Literatury Narodowej to jedynie kwestia czasu,prędzej czy pózniej osiągniesz sukces nie wolno Ci się zniechęcać ani załamywać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Ziemia się zatrzęsła, Ding podskoczył odruchowo.Był ciekaw, co spowodowało tenwybuch, lecz nie miał ochoty się nad tym zastanawiać teraz co innego stało sięważniejsze: w chwili gdy smuga światła padła na grób bohatera, przez jego ciałoprzetoczyła się fala niesamowitej odwagi, wypierając z niego całą zazdrość, cierpkąjak ziołowa nalewka, złość i słabość, gorzkie jak wdowie wino, rozdrażnienie iniepokój, ostre jak wino miłości, i zamieniła je wszystkie w kwaśny pot i cuchnącymocz.A potem buńczuczna niczym rumak galopujący po kozackim stepie mocnawódka stała się nim; niepohamowany, szorstki, lecz delikatny w swej szorstkości,przepełniony duchem ryzyka, podobny do Hiszpana-miłośnika walk byków,pobudzający koniak, stał się nim.Ding czuł się, jakby zjadł garść ostrychpurpurowych papryczek, wgryzł się w zieloną cebulę, przeżuł czosnek o czerwonejskórce, wyssał kawał starego, suchego imbiru, połknął cały słoiczek ziaren pieprzu;czuł się jak ogień podlany olejem, jak brokat rozkwitający pękami haftowanychkwiatów; jego duch sterczał dumnie, niby koguci ogon, olśniewał niczym wykwintnykoktajl tak właśnie Ding się czuł w chwili, gdy ujął w dłoń swą służbowąsześćdziesiątkędziewiątkę, odrobioną z taką samą pieczołowitością, z jaką warzono wielką esencję , i ruszył ostro do przodu, krokiem pełnym taniej grozy, niczymgrappa ruszył, jakby miał w mgnieniu oka znalezć się z powrotem przed restauracją Yichi , otworzyć kopnięciem jadeitowobiałe drzwi, unieść broń, wycelować wkobietę-kierowcę i siedzącego na jej kolanach karła Yu Yichiego i paf, paf! rozwalićobydwie głowy.Cała ta sekwencja czynności była jak sławne na całym świecie winonożowe mocne, o słodkim i jednocześnie cierpkim, czystym smaku, wdzierającesię w gardło niczym ostry nóż, tnący zwój splątanego konopnego sznura.IIYidou, drogi Starszy Bracie!Otrzymałem Twój list wraz z utworem Lekcja gotowania.Co do mojej wyprawy do Alkoholandii, poruszyłem ten temat wstępnie z moimprzełożonym.Nie jest on skłonny pozwolić mi jechać cóż, jestem wojskowym, wdodatku właśnie awansowano mnie z kapitana na majora (zabrali mi dwie gwiazdki, adodali jedną belkę, i wyglądam znacznie gorzej niż z trzema gwiazdkami i jednąbelką wcale nie jestem z tego zadowolony) powinienem teraz mieszkać, jeść ićwiczyć razem z moimi żołnierzami, i pisać opowiadania czy też reportaże ,odzwierciedlające wojskowe życie w nowych czasach.Mój wyjazd w teren w celuzbierania materiałów nie byłby zbyt dobrze widziany, pomimo że Alkoholandia wostatnich latach wzbudza spore zainteresowanie tyle się tam dzieje.Mimo to niezamierzam rezygnować i będę kontynuował starania o wyjazd.Mam w zanadrzumnóstwo świetnie brzmiących argumentów na poparcie tego przedsięwzięcia.Pierwsze Zwięto Małpiego Wina z pewnością okaże się wielce interesującymwydarzeniem.Gdy wszyscy będą już jeść, pić i popuszczać pasa, gdy powietrze jużnasyci się winnym aromatem i gdy adepci wina o ciężkich głowach i miękkichnogach zaczną unosić się w powietrzu niczym duchy albo Nieśmiertelni mamnadzieję, że wtedy moja pulchna postać także pojawi się wśród nich.Powieść, którą obecnie piszę, przechodzi niezwykle trudny etap.Ten śliski typ,śledczy z prokuratury, ciągle mi się sprzeciwia.Nie mogę się zdecydować, czy zabićgo czym prędzej, czy też zrobić z niego wariata a jeśli każę mu umrzeć, to czy masię zastrzelić, czy też może zapićsię na śmierć.W poprzednim rozdziale znowu kazałem mu się schlać.Gnębionytwórczą męką, sam też się schlałem, lecz miast doznać rozkoszy Nieśmiertelnych,znalazłem się na dnie piekieł wierz mi, tamtejszy krajobraz nie należy dourokliwych.Spędziłem cały wieczór na czytaniu Lekcji gotowania (przeczytałem ją kilka razy).Mam coraz większy kłopot z komentowaniem Twoich opowiadań.Gdyby mniezmuszono, powtórzyłbym to, co pisałem już wcześniej o niespójności stylu,przesadnej swobodzie, braku samokontroli i tak dalej, i tak dalej, dlategopostanowiłem, że tym razem, zamiast powtarzać moją starą śpiewkę, będę trzymałgębę zamkniętą.Uczyniłem jednak zadość Twojej prośbie i zaniosłem opowiadaniedo Literatury Narodowej.Nie zastałem panów Bao, więc zostawiłem im je z notkąna biurku.Jeśli wydrukują, to znaczy, że masz szczęście.Według mnie, to raczejmało prawdopodobne.Jestem z Tobą szczery, bo choć nigdy się nie spotkaliśmy,uważam Cię za mojego starego przyjaciela.Jestem pewien, że potrafisz napisać opowiadanie z prawdziwego zdarzenia,spełniające wszystkie kryteria Literatury Narodowej to jedynie kwestia czasu,prędzej czy pózniej osiągniesz sukces nie wolno Ci się zniechęcać ani załamywać [ Pobierz całość w formacie PDF ]