[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drapał bezradnie paznokciami ramiona, które się na nim zaciskały.Wydał z siebie przeciągły,dziwny syk, kiedy jego głowa skręcała się nieubłaganie. Sssss.Trzask. Ramiona zwolniły ucisk, a wtedy zwalił się bezwładnie na ziemię ze skręconym karkiem.Za nim stał Dziewięciopalcy.Na twarzy miał zaschniętą krew, tak jak na dłoniach, przesączałasię też przez rozdarte ubranie.Był blady i drżący, skórę znaczyły stróżki potu i brudu. W porządku? Tak jak ty  zaskrzeczała. Ilu jeszcze?Oparł się dłonią o głaz, przy którym stała, i nachylił, po czym splunął krwią na trawę. Nie wiem.Pewnie ze dwóch.Spojrzała ku szczytowi wzgórza. Tam? Możliwe.Schyliła się i podniosła zakrzywiony miecz, a potem, podpierając się nim, zaczęła kuśtykaćpod górę.Słyszała, jak Dziewięciopalcy rusza za nią z wysiłkiem.* * *Już od jakiegoś czasu Jezal słyszał sporadyczne krzyki, wrzaski, zgrzyt i brzęk stali.Wszystko to było niewyrazne i odległe, docierało do jego uszu zza zasłony wiatru omiatającegoszczyt wzgórza.Nie miał pojęcia, co się dzieje poza kręgiem głazów, tu, na górze, i wcale niebył pewien, czy pragnie wiedzieć.Chodził tam i z powrotem, zaciskając i rozwierając dłonie,podczas gdy Quai siedział cały czas na wozie i spoglądał na Bayaza, milczący i spokojny, czymmógł doprowadzić człowieka do szału.Wtedy to zobaczył.Głowę jakiegoś człowieka, wyłaniającą się ponad krawędziąwzniesienia, między dwoma kamieniami.Następnie pojawiły się ramiona, potem klatkapiersiowa.Ukazał się jeszcze jeden, niezbyt daleko.Drugi człowiek.Dwaj zabójcy, zmierzającypo zboczu w jego stronę.Jeden z nich miał świńskie oczka i ciężką szczękę.Drugi był chudszy, ze skołtunionągrzywą jasnych włosów.Poruszali się ostrożnie, wchodząc na szczyt, aż wreszcie stanęli wkręgu głazów, patrząc niespiesznie na Jezala, Quaia i wóz.Jezal nigdy wcześniej nie walczył z dwoma ludzmi naraz.Nigdy też nie walczył na śmierći życie, ale starał się o tym nie myśleć.Był to po prostu pojedynek szermierczy.Nic nowego.Przełknął ślinę i wyciągnął ostrza.Metal zabrzęczał uspokajająco, wysuwając się z pochwy,znajomy ciężar w dłoni dodawał nieznacznej otuchy.Dwaj mężczyzni patrzyli na niego, a on nanich, próbując sobie przypomnieć, co mówił mu Dziewięciopalcy.Staraj się sprawiać wrażenie słabego.To akurat przychodziło mu łatwo.Nie wątpił, żewydaje się odpowiednio przerażony.Z trudem powstrzymywał się od tego, by się nie odwrócić inie uciec.Wycofał się powoli w stronę wozu, oblizując wargi z nieudawaną nerwowością.Nigdy nie traktuj przeciwnika lekceważąco.Przyjrzał się tym dwóm.Ludzie wyglądającyna silnych, dobrze uzbrojeni.Obaj mieli zbroje ze sztywnej skóry i trzymali kwadratowe tarcze.Jeden miał krótki miecz, drugi zaś topór o ciężkim ostrzu.Zmiertelnie grozny oręż noszący śladywalki.Trudno było powiedzieć, by choć trochę lekceważył tych ludzi.Rozeszli się na boki,chcąc wziąć go w dwa ognie, a on obserwował ich z uwagą.Nadchodził czas, by uderzyć, nie oglądając się za siebie.Ten po lewej ruszył na niego.Jezal zobaczył jego obnażone zęby, zobaczył, jak tamten odchyla się do tyłu, zobaczył, jakbierze potężny zamach.Jezal zrobił coś absurdalnie prostego, odsunął się błyskawicznie na bok,a ostrze walnęło w ziemię obok niego.Instynktownie wykonał szybki ruch krótkim ostrzem izatopił je w boku mężczyzny, po rękojeść, między napierśnikiem a szerokim pasem na biodrach,dokładnie pod ostatnim żebrem.Wyciągając ostrze, uskoczył przed toporem tego drugiego i ciąłdługim mieczem na wysokości szyi przeciwnika.Ominął obu tanecznym krokiem i odwrócił się błyskawicznie, trzymając broń w pogotowiu i czekając na sygnał sędziego.Ten, którego dzgnął, zrobił dwa niepewne kroki, charcząc i trzymając się za przebity bok.Drugi stał tylko i chwiał się, wybałuszając świńskie oczka i przyciskając dłoń do szyi.Międzypalcami spływała krew z podciętego gardła.Upadli niemal jednocześnie, twarzami do ziemi,jeden dokładnie obok drugiego.Jezal popatrzył zdziwiony na czerwień, którą ubroczone było długie ostrze.Potem spojrzałz takim samym zdziwieniem na dwa trupy  na swoje własne dzieło.Niemal bez udziału myślizabił dwóch ludzi.Wiedział, że powinien mieć wyrzuty sumienia, ale nie czuł nic.Nie,nieprawda.Odczuwał dumę.Odczuwał radość! Spojrzał na Quaia, który obserwował gospokojnie z tylnej części wozu. Zrobiłem to  mruknął, a uczeń przytaknął z wolna.A potem Jezal wrzasnął,wymachując skrwawionym krótkim ostrzem w powietrzu: Zrobiłem to!Quai zmarszczył nagle czoło, a jego oczy zrobiły się okrągłe. Za tobą!  krzyknął, zrywając się na równe nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl