[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Racja, nie znam jej - mruknął, ale z jego twarzy nie byłem w stanie nicwyczytać.Podszedł do mnie, zarzucił moją rękę na swoje barki, i pomógł mi wstać.- No dalej, chłopie.Rusz się i wez do kupy.Podniosłem się z sofy i oparłem najego ramieniu.Dobrą chwilę zajęło mi odzyskanie równowagi.Potem zrobiłem jeden chwiejnykrok i następny.- Dam sobie jakoś radę - powiedziałem.- Dzięki. - Jasne - mruknął Pope.Wziął pęk kluczy i dodał: - Znajdzmy T antiquę Fields.- Posłuchaj, nie musisz.- Nie zdążyłem dokończyć, bowiem zacisnął dłoń namoim ramieniu tak samo, jak ja kiedyś na ręce Koszmara.Ten gest nie był wrogi,znaczył po prostu: jesteś teraz w moim królestwie, więc się mnie słuchaj.Niepodskakuj, bo pożałujesz.Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się blado.- Jasne,może kręci się jeszcze po okolicy.- Nie chciałbym, żeby stała jej się jakaś krzywda.Po zmroku robi sięnieciekawie na ulicach.Ruszyliśmy do drzwi, a kiedy wyszliśmy, przed domem zauważyłem grupkęchłopców.Pomiędzy nimi kręcił się syn Pope a, Królik.Teraz widziałem, dlaczegozyskał sobie taki przydomek, chłopak nie potrafił usiedzieć na miejscu.- Jak tam? - spytał Pope.- Nie widziałem jej, ale ludzie wiedzą.- Wygląda na to, że twoja koleżanka bawi się z nami w ciuciubabkę.Lepiej jąszybko znajdzmy, zanim trafi na jakiegoś zboczeńca.Pope zaprowadził nas do samochodu, który był pierwszym dowodem bogactwa,do jakiego doszedł.W zaułku stał czarny mercedes.W przeciwieństwie dosamochodów większości Murzynów, ten nie miał na sobie śladów napraw i przeróbek.W świetle latarni ulicznych błyszczał nawoskowanym i wypucowanym lakierem.Oboknas pojawił się chłopak.Otworzył drzwi Pope owi, a potem mnie.Usiadłem wskórzanym fotelu, a Jamal zajął miejsce za kierownicą.Opuścił szybę i powiedział:- Znajdziemy ją prędzej, czy pózniej.Musimy tylko popytać.- Jestem pewien, że już jej nie ma w Glen.Po co miałaby się chować?Pope przekręcił kluczyk w stacyjce i włączył silnik.Jadąc przez Glen poznałem,co to znaczy prawdziwy szacunek.Można powiedzieć bez zbędnej przesady, że Pope atraktowano jak króla.Co i rusz ktoś podchodził do nas, prosił go o coś, obiecywałpomoc czy namawiał do czegoś.Każdego z ludzi Pope witał po imieniu, rozmawiałprzez chwilę, i przez kilka sekund rozmówca czuł się centrum wszechświata.Choć było już po północy, McDaniels Glen żyło własnym, nocnym życiem.Ludzie rozmawiali, dzieci bawiły się na schodach.Nikt nie wyglądał na przerażonego,nie było drzwi zawartych na głucho.Ludzie wyglądali na wesołych, prawdziwiezadowolonych.%7łyli swoim życiem, wedle znanych im reguł i byli szczęśliwi.Widziałem społeczność zadowolonych ludzi w całej krasie.Prawie się uśmiechnąłem iuwierzyłem w tę utopię.Jedyne, co mnie przed tym powstrzymywało, to czarny mercedes, który został okupiony ludzkim nieszczęściem.Co gorsza, nikt nie widziałMichele.Pope pytał, ludzie odpowiadali, ale widziałem, że w jego głowie kluły siępytania.Kim była T antiqua Fields? Co robiła w Glen wraz z białym prawnikiem?Nasze poszukiwania trwały jakieś dwadzieścia minut.Zadzwonił telefon Pope a.Rozmawiał przez niego, zdawkowo odpowiadając na pytania, i co i rusz spoglądającna mnie.- Nie ma jej w Glen.Ludzie myślą, że wymknęła się kilka godzin temu.- Tak, jak mówiłem - powiedziałem z największą dozą nonszalancji, na jakąbyło mnie stać.Miałem nadzieję, że Pope nie będzie chciał wydusić ze mnie siłąodpowiedzi na nurtujące go pytania.Jego świat opierał się na szacunku, a mojemilczenie mogło być potraktowane jako jego brak.Ku mojej radości, Pope nie drążyłtematu.- Lepiej znikaj.Pewnie szuka cię po całej Atlancie.Przez chwilę spoglądałem na niego, a potem wysiadłem z samochodu iwróciłem do domu. Rozdział siedemnastyA więc nic jej nie jest.Wymknęła się z Glen kilka godzin temu i jest bezpieczna,myślałem, jadąc do siebie.Pope był przekonany, że Michele opuściła jego królestwo, abyłem pewien jednej rzeczy: w Glen nic się nie działo bez jego wiedzy.Dzięki temuprzekonaniu nie spędziłem kolejnej godziny na błąkaniu się po zaułkach wposzukiwaniu Michele.Koniec końców dotarłem do mojego samochodu i ruszyłem wdrogę powrotną.Kiedy dotarłem na miejsce, była druga w nocy.Nie miałemmożliwości sprawdzić, co się dzieje z Michele, bowiem jej telefon komórkowyspoczywał na tylnym siedzeniu mojego samochodu.Chciałem zadzwonić na policję,ale wtedy cała nasza konspiracja poszłaby na marne.W końcu uznałem, żeprzesadzam, co było zrozumiałe, jeśli wziąć pod uwagę moje perypetie z ostatnichdwudziestu czterech godzin.Rozstałem się z Michele osiem przecznic od granicyGlen, więc mogłem założyć, że pokonała bezpiecznie tę odległość i wróciła do domu.Na ulicach samej Atlanty nie powinno jej grozić niebezpieczeństwo, przynajmniej nietak straszne, jeśli porównać je do tego, co mogło się wydarzyć w Glen.Mogłem się tak uspokajać, ale przez pięć godzin, jakie pozostały mi z tej nocy,przespałem ogółem może dziesięć minut.Sobota ciągnęła się niemiłosiernie wolno, aweekend zapowiadał jeszcze gorzej.Krążyłem po mieszkaniu, jak wilk po klatce,sfrustrowany niemożnością skontaktowania się z Michele.Siedziałem obok telefonu,licząc, że zadzwoni.Co jakiś czas przysypiałem w fotelu i budziłem się przerażony, żenie usłyszałem dzwonka.Wycieńczony powlokłem się do łazienki i spojrzałem wlustro.Może mi się wydawało, ale przez te kilka dni postarzałem się o dziesięć lat.Wniedzielne popołudnie nadszedł kryzys.Przez dwa dni bez ustanku się zamartwiałem,a to było co najmniej o jeden dzień za wiele.Najpierw padłem na łóżko i przespałemkilka godzin, a potem wstałem i uznałem, że muszę coś wreszcie zrobić.Zadzwonię doKoszmara.Tak jak poprzednio, nie odebrał telefonu.Kiedy włączyła się automatycznasekretarka, powiedziałem:- Odbierz telefon, Michael.- Cisza.- Tutaj Jack, do jasnej cholery! Ukradli komputer Douga.Koszmar podniósł słuchawkę:- Co mówisz? - wymamrotał.Najwidoczniej wyrwałem go ze snu.- Kilka dni temu było włamanie do mojego biura.- Kto to zrobił?- Nie wiem.Na pewno ktoś, kto nie chce, abyśmy się zorientowali, co jest grane.Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.Koszmar musiał myśleć nadkonsekwencjami kradzieży.Potem wymamrotał:- Nie jest dobrze.W słuchawce usłyszałem pisk.Po dobrej chwili dotarło do mnie, że Koszmarwłaśnie odłożył słuchawkę.Zadzwoniłem jeszcze raz.Odebrał, ale nie odezwał się anisłowem.- Nie panikuj, partnerze - powiedziałem cicho.- Potrzebuję twojej pomocy.-Ponownie odpowiedziała mi cisza, ale czułem, że Koszmar siedzi napięty jak struna,czekając na to, co jeszcze powiem.- Pamiętasz, mieliśmy współpracować, jak JackieChan i ten drugi gość.- Ukradli komputer Bandziora?- Tak, Michael.- Postanowiłem mu oszczędzić opowieści o kłopotach Michele inapaści Folks Nation, Koszmar i tak był u granicy wytrzymałości.- Człeniu, jesteś kompletnie udupiony - powiedział szeptem, jakby ktoś mógłnas podsłuchać.- Skoro mają komputer, to wiedzą, że byliśmy na ich serwerze, i żejesteśmy w stanie obejść ich zabezpieczenia.- Połączenie wykorzystywało linię telefoniczną mojego biura, więc nie majążadnych dowodów na twój udział.- Wiem i wolę, aby tak pozostało.- Wyjaśnij mi jedną rzecz, Michael.Sądziłem, że działałeś przez komputerGeorgia Tech.- Tak.Sygnał próbny powinien połączyć się tylko z ich serwerem, ale jakośwykryli, że działaliśmy za pośrednictwem ich komputera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl