[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na przykład zna się na kamieniach szlachetnych, a zwłasz-cza zna wielu ludzi, potrafi wejść do każdego środowiska.Wreszcie jest zdol-nym szperaczem, jak nikt inny.Myślę, że pana ubawi.Niech mi pan odda kartkę,zapiszę tam jeszcze jego adres.Po zanotowaniu adresu Aronow wstał, wyciągnął silną i ciepłą dłoń, którąAldo ścisnął z przyjemnością, cementując umowę, której żaden papier nie byłpotrzebny.- Jestem panu niewymownie wdzięczny, książę.%7łałuję, że znowu zmuszampana do podziemnej wędrówki, ale gdyby ktoś pana śledził, musi widzieć, jakwychodzi pan z domu, do którego pan wszedł.Należy do mego wiernego Am-schela, drugi ma we Frankfurcie.- Doskonale rozumiem.Zanim odejdę, czy mogę zadać panu jeszcze jednopytanie?- Oczywiście.- Czy pan mieszka zawsze w Warszawie?- Nie.Mam też inne mieszkania, a nawet inne nazwiska, pod którymi możemnie pan spotkać, ale to tutaj jestem u siebie, tu jest mój dom.Lubię ten dom idlatego ukrywam go zazdrośnie - dodał z jednym z tych uśmiechów, które Aldouznał za intrygujące.- Tak czy inaczej, jeszcze się spotkamy.i życzę panu uda-RLT nego polowania! Może pan zażądać w banku pieniędzy, jakich będzie pan po-trzebował.Poproszę, aby została panu przyznana pomoc tego, którego nazwiskonie może być wypowiedziane!Dochodziła północ, kiedy Morosini wrócił do hotelu Europejskiego.RLT Rozdział trzeciPark WilanowskiKiedy następnego dnia rano Aldo wyjrzał przez okno, nie mógł uwierzyć wła-snym oczom.Za sprawą magii promieni słonecznych miasto zmarznięte, melan-cholijne i szare zmieniło się w pełną życia stolicę, urocze tło dla młodego i dziel-nego narodu żyjącego pasją zjednoczenia starej, niezwyciężonej, lecz od dawnarozdzieranej ziemi.Od czterech lat Polska oddychała powietrzem wolności i tosię czuło na każdym kroku.I nagle wczorajsza obojętność Alda minęła, i miastostało mu się drogie.Być może dlatego, że tego ranka przypominało mu Włochy.Ogromny plac rozciągający się między hotelem a koszarami, w których panowałwielki ruch, przypominał włoską piazza.Pełno tu było dzieci, fiakrów i młodychoficerów z szablami, noszących swój oręż z taką samą godnością, co ich po-bratymcy z Półwyspu.Nagle uczuł potrzebę wmieszania się w ten przyjemny rozgardiasz i wskocze-nia do jednej z dorożek.Pośpiesznie dokończył toalety, połknął śniadanie, którewydało mu się niestety zbyt zachodnie, i gardząc futrzaną czapką, udał się nazwiedzanie.Najpierw pomyślał, że pójdzie pieszo, ale wnet zmienił zdanie; aby mieć ob-raz całości, najlepiej pojechać.- Niech mi pan znajdzie dobrego fiakra! - rzucił portierowi w mundurze ob-szywanym galonami.Człowiek z pękiem kluczy przy pasku pośpiesznie zatrzymał dorożkę o pięk-nym wyglądzie, z brzuchatym dorożkarzem na kozle.Ten rozchylił usta w rado-RLT snym uśmiechu na widok klienta, który poprosił w języku Moliera, żeby pokazaćmu Warszawę.- Jest pan Francuzem?- W połowie.W rzeczywistości jestem Włochem.- To prawie to samo.To dla mnie wielka przyjemność pokazać panu RzymPółnocy!.Czy wiedział pan, że tak się nazywa naszą stolicę?- Słyszałem o tym, ale nie rozumiem dlaczego.Wczoraj stwierdziłem, że niema tu wiele antycznych ruin.- Zrozumie pan za chwilę.Bolesław zna stolicę jak nikt inny!- Mówi pan bardzo dobrze po francusku.- Wszyscy tutaj mówią po francusku.Francja to nasza druga ojczyzna! Je-dziemy! Wio!Co mówiąc, Bolesław wcisnął na głowę kaszkiet z niebieskiego płótna ozdo-biony czymś w rodzaju ozdobnej opaski z posrebrzanego metalu, mlasnął i zaciąłkonia.Jak wszyscy dorożkarze, nosił kilka żeliwnych cyfr obok guzika przy koł-nierzu, które zwisały na jego plecach jak etykietka.Zaintrygowany Morosini za-pytał o powód takiego dziwnego oznakowania.- To pamiątka po czasach, kiedy panoszyła się tutaj policja carska.%7łebymożna było nas łatwiej odróżnić.Inne wspomnienie to te latarnie zawieszoneprzed domami.Ponieważ przyzwyczailiśmy się, więc niczego nie zmieniamy.Zaczęło się zwiedzanie.W miarę jak przemierzali ulicę za ulicą, Morosini co-raz bardziej doceniał wybór hotelowego portiera.Zdawało się, że Bolesław znakażdy dom, który mijali.Zwłaszcza pałace, klucz do przydomku Warszawy: byłoich tutaj tyle, co w Rzymie.Wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, reprezentacyj-nej arterii miasta, stały jeden obok drugiego lub naprzeciwko siebie, niektórezbudowane przez włoskich architektów, ale lżejsze niż wielkie rzymskie siedzi-by.Zbudowane często na planie prostokąta, z czterema pawilonami po bokach,RLT pozostałościami dawnych bastionów, miały szerokie dziedzińce i wysokie dachypokryte pozieleniałą, miedzianą blachą, która dodawała kolorowego uroku mia-stu.Bolesław pokazał Aldowi pałac Teppera, w którym Napoleon spotkał MarięWalewską i tańczył z nią kontredansa, pałac Krasińskich, gdzie przyszły marsza-łek Poniatowski poświęcił sztandary nowych polskich regimentów, Potockich,gdzie Murat wydawał wspaniałe przyjęcia, Sołtyka, w którym przebywał Caglio-stro, i pałac Paca, mieszczący ambasadę Francji za Ludwika XV i będący schro-nieniem Stanisława Leszczyńskiego, przyszłego teścia króla.- Jest pan pewien, że nie zwiedzamy Paryża? - spytał Aldo.- Cały czas tylkoFrancja i Francja, no i miłostki Francuzów.- To dlatego, że historia Polski i Francji to historia miłości, która trwa, i niechmi pan nie mówi, że Włosi nie lubią miłości! Zwiat by się przewrócił do górynogami!- Zwiat się nie przewróci.Jestem na tym punkcie równie czuły, co moi pobra-tymcy, ale teraz chciałbym zwiedzić zamek.- Zdąży pan przed obiadem.Trzeba też zwiedzić dom Chopina i księżnej Lu-bomirskiej, czarującej damy, która z miłości udała się do Francji i została ściętapodczas rewolucji*12.- Znowu miłość?- Nie ucieknie pan przed nią.Dziś po południu mogę panu pokazać jej dom:pałac w Wilanowie zbudowany przez naszego króla Sobieskiego dla francuskiejżony.- Dlaczego nie.W południe podróżnik udał się na obiad do cukierni na placu Zamkowym,której ukwiecony taras wznosił się nad ulicą.Młode dziewczęta odziane jak pie-12* Rozalia Lubomirska z Chodkiewiczów (1768-1794) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl