[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzucił wtedy wszystko i popędził do redakcji, by napisać artykułpiętnujący Jaakowa Jariwa za stworzenie w kraju atmosfery, w którejtego rodzaju polityczne zabójstwo staje się nieuniknione.Potemspłodził jeszcze bardzo ciepłe, osobiste wspomnienie o swym starymprzyjacielu Szimonie Guttmanie.Jednak gdy następnego dnia okazało się, że Guttman nie miał bronii przepychał się w stronę premiera tylko po to, by muwręczyć kartkę papieru, Kiszona dopadły wątpliwości.Histerycznytelefon od przyjaciela mógł świadczyć o jego chwilowejniepoczytalności, której kolejnym przejawem mogła być wręczsamobójcza próba dotarcia do premiera.Ale jeśli to, co wykrzyczał dosłuchawki, było prawdą, to jego rozpaczliwa decyzja tylko podkreślałapowagę sytuacji.Kiszon zaczął analizować wszystko, co wie oGuttmanie lata wspólnej działalności, jego przebiegłośćpołączoną z głęboką wiedzą naukowca, ich poprzednią rozmowęsprzed kilku dni, która miała zupełnie normalny przebieg.Pogłębokim zastanowieniu doszedł do wniosku, że skoro Guttmanzasługiwał na zaufanie za życia, zasługuje na nie także po śmierci.Musiał dokonać jakiegoś wiekopomnego odkrycia i teraz na niego,jego starego druha, spada obowiązek wyjaśnienia, o co chodzi ipowiadomienia o tym świata.Będzie to ostatnim gestem przyjazniwobec tragicznie zmarłego przyjaciela.Nie mówiąc już, że jeśliGuttman mówił prawdę, dostawał do ręki szansę na urzeczywistnienienajwiększego marzenia każdego dziennikarza: wyłącznego dostępudo sensacji stulecia.Kiszon spróbował uporządkować w głowie parę szczegółów, jakiezapamiętał z rozmowy.Popatrzył na bloczek na biurku, na którymzwykł robić notatki podczas rozmów telefonicznych, i stwierdził zirytacją, że z opowieści Guttmana zapisał tylko dwa słowa, którychnie znał.Imię i nazwisko handlarza w Jerozolimie, jakiegoś AfifaAweidy.Reszty szczegółów miał zamiar dowiedzieć się podczasbezpośredniego spotkania z Guttmanem, więc niczego więcej niezanotował i musiał teraz wszystko odtwarzać z pamięci: kradzieżantyków, gliniana tabliczka, Genewa, góra Moria.Ostatnia wolaAbrahama.Pomyślał o nawiązaniu kontaktu z Aweidą, jednak szybko ztego zrezygnował.Jeśli znał Guttmana i jego metody, handlarz nawetnie wiedział, co mu sprzedaje.Gdyby było inaczej, profesora z całąpewnością nie byłoby stać na taki zakup.Nie, pewniejszym tropembędzie Genewa, jedno ze światowych centrów handlu antykami.Kiedyś niemal wszystko przechodziłoprzez Genewę.Szwajcarzy dość dosłownie potraktowali starąmaksymę nemo dat która w całości brzmiała nemo dat quo nonhabet i znaczyła nie możesz dać tego, czego nie masz uznając,że aby coś sprzedać, trzeba być najpierw pełnoprawnymwłaścicielem tej rzeczy.W rezultacie każdy przedmiot kupiony wSzwajcarii automatycznie nabywał posmaku autentyczności, którejnie było powodu kwestionować.Nikt nie pytał, jakim sposobemów przedmiot tam się znalazł.Wystarczyło tylko nabyć go wSzwajcarii, by jego pochodzenie uznano za sprawdzone.Nicdziwnego, że kraj ten stał się jedną wielką pralnią brudnychpieniędzy pochodzących ze światowego handlu zrabowanymiskarbami starożytności.Kiszon kupił bilet przez Internet i w nie-dzielę wieczorem był już na miejscu.Po przyjezdzie pomyślał z satysfakcją, że zapewne na jegomiejscu większość dziennikarzy udałaby się prosto do jednego zesklepów wolnocłowych silnie strzeżonych składów celnych,które pełniły funkcję salonów sprzedaży takich staroci.On jednakmiał zupełnie inny plan.Guttman na pewno nie zamierzałsprzedawać tej tabliczki.Interesował go tylko jej aspekt poli-tyczny, co wyraznie dał mu do zrozumienia podczas rozmowy.A to mogło oznaczać tylko jedno.Profesor przywiózł tabliczkęnie po to, by ją tu sprzedać, tylko aby dokonać jej ekspertyzy.Guttman nie odważyłby się powiedzieć światu: Oto dowód na to,że Abraham przekazał Jerozolimę %7łydom", nie mając stu-procentowej pewności, że tabliczka jest autentyczna.Ryzykozwiązane z pomyłką było zbyt wielkie.Dlatego wpisał do Googlesłowa klucze pismo klinowe, Genewa, ekspert i z satysfakcjąodczytał wynik: Profesor Olivier Schultheis.Wyliczył, że za jakieś dziesięć minut będzie na miejscu.Niezadzwonił wcześniej, aby się umówić.Uznał, że lepiej nieryzykować, iż profesor odmówi.Bezpieczniej będzie zjawić sięosobiście i, jak to mówią, wsadzić nogę między drzwi".Dodatkową przyjemność sprawiała mu kultura jazdy po szwaj-carskich autostradach tak różna od bałaganu i wygrażania sobiepięściami na autostradzie z Tel Awiwu do Jerozolimy.Ale co to?Tuż za nim jedzie jakiś samochód i bez przerwy błyska świat-łami.Kiszon posłusznie zjechał z lewego pasa, by dać mu wolnądrogę, ale siedzące mu na ogonie czarne bmw również zrobiło tosamo.Kiszon ponownie włączył migacz i zjechał na prawy,najwolniejszy pas.Kierowca bmw znowu powtórzył jego manewr, nie odstępującgo nawet na parę metrów.Kiszon nacisnął klakson.Chciał daćwyraz swemu niezadowoleniu i zniechęcić tamtego do takiejjazdy.Jednak efekt okazał się odwrotny i Kiszon poczuł uderzeniew tylny zderzak.Zatrąbił bardziej przeciągle, jednak tym razem bmw walnęło gow kufer.Zerknął w lusterko i rozejrzał się.Nie miał wyboru.Jeślichce się odczepić od tego psychopaty, musi mu ustąpić i nanajbliższym zjezdzie uciec z autostrady.Zjazd wyprowadził go na wąską górską szosę i aby się w niązmieścić, Kiszon musiał gwałtownie przyhamować i ostro skręcić.Udało się.Z ulgą stwierdził, że droga ma tylko jeden pas ruchu wkażdą stronę i jest zupełnie pusta.Postanowił przejechać niąkawałek i wrócić na autostradę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Rzucił wtedy wszystko i popędził do redakcji, by napisać artykułpiętnujący Jaakowa Jariwa za stworzenie w kraju atmosfery, w którejtego rodzaju polityczne zabójstwo staje się nieuniknione.Potemspłodził jeszcze bardzo ciepłe, osobiste wspomnienie o swym starymprzyjacielu Szimonie Guttmanie.Jednak gdy następnego dnia okazało się, że Guttman nie miał bronii przepychał się w stronę premiera tylko po to, by muwręczyć kartkę papieru, Kiszona dopadły wątpliwości.Histerycznytelefon od przyjaciela mógł świadczyć o jego chwilowejniepoczytalności, której kolejnym przejawem mogła być wręczsamobójcza próba dotarcia do premiera.Ale jeśli to, co wykrzyczał dosłuchawki, było prawdą, to jego rozpaczliwa decyzja tylko podkreślałapowagę sytuacji.Kiszon zaczął analizować wszystko, co wie oGuttmanie lata wspólnej działalności, jego przebiegłośćpołączoną z głęboką wiedzą naukowca, ich poprzednią rozmowęsprzed kilku dni, która miała zupełnie normalny przebieg.Pogłębokim zastanowieniu doszedł do wniosku, że skoro Guttmanzasługiwał na zaufanie za życia, zasługuje na nie także po śmierci.Musiał dokonać jakiegoś wiekopomnego odkrycia i teraz na niego,jego starego druha, spada obowiązek wyjaśnienia, o co chodzi ipowiadomienia o tym świata.Będzie to ostatnim gestem przyjazniwobec tragicznie zmarłego przyjaciela.Nie mówiąc już, że jeśliGuttman mówił prawdę, dostawał do ręki szansę na urzeczywistnienienajwiększego marzenia każdego dziennikarza: wyłącznego dostępudo sensacji stulecia.Kiszon spróbował uporządkować w głowie parę szczegółów, jakiezapamiętał z rozmowy.Popatrzył na bloczek na biurku, na którymzwykł robić notatki podczas rozmów telefonicznych, i stwierdził zirytacją, że z opowieści Guttmana zapisał tylko dwa słowa, którychnie znał.Imię i nazwisko handlarza w Jerozolimie, jakiegoś AfifaAweidy.Reszty szczegółów miał zamiar dowiedzieć się podczasbezpośredniego spotkania z Guttmanem, więc niczego więcej niezanotował i musiał teraz wszystko odtwarzać z pamięci: kradzieżantyków, gliniana tabliczka, Genewa, góra Moria.Ostatnia wolaAbrahama.Pomyślał o nawiązaniu kontaktu z Aweidą, jednak szybko ztego zrezygnował.Jeśli znał Guttmana i jego metody, handlarz nawetnie wiedział, co mu sprzedaje.Gdyby było inaczej, profesora z całąpewnością nie byłoby stać na taki zakup.Nie, pewniejszym tropembędzie Genewa, jedno ze światowych centrów handlu antykami.Kiedyś niemal wszystko przechodziłoprzez Genewę.Szwajcarzy dość dosłownie potraktowali starąmaksymę nemo dat która w całości brzmiała nemo dat quo nonhabet i znaczyła nie możesz dać tego, czego nie masz uznając,że aby coś sprzedać, trzeba być najpierw pełnoprawnymwłaścicielem tej rzeczy.W rezultacie każdy przedmiot kupiony wSzwajcarii automatycznie nabywał posmaku autentyczności, którejnie było powodu kwestionować.Nikt nie pytał, jakim sposobemów przedmiot tam się znalazł.Wystarczyło tylko nabyć go wSzwajcarii, by jego pochodzenie uznano za sprawdzone.Nicdziwnego, że kraj ten stał się jedną wielką pralnią brudnychpieniędzy pochodzących ze światowego handlu zrabowanymiskarbami starożytności.Kiszon kupił bilet przez Internet i w nie-dzielę wieczorem był już na miejscu.Po przyjezdzie pomyślał z satysfakcją, że zapewne na jegomiejscu większość dziennikarzy udałaby się prosto do jednego zesklepów wolnocłowych silnie strzeżonych składów celnych,które pełniły funkcję salonów sprzedaży takich staroci.On jednakmiał zupełnie inny plan.Guttman na pewno nie zamierzałsprzedawać tej tabliczki.Interesował go tylko jej aspekt poli-tyczny, co wyraznie dał mu do zrozumienia podczas rozmowy.A to mogło oznaczać tylko jedno.Profesor przywiózł tabliczkęnie po to, by ją tu sprzedać, tylko aby dokonać jej ekspertyzy.Guttman nie odważyłby się powiedzieć światu: Oto dowód na to,że Abraham przekazał Jerozolimę %7łydom", nie mając stu-procentowej pewności, że tabliczka jest autentyczna.Ryzykozwiązane z pomyłką było zbyt wielkie.Dlatego wpisał do Googlesłowa klucze pismo klinowe, Genewa, ekspert i z satysfakcjąodczytał wynik: Profesor Olivier Schultheis.Wyliczył, że za jakieś dziesięć minut będzie na miejscu.Niezadzwonił wcześniej, aby się umówić.Uznał, że lepiej nieryzykować, iż profesor odmówi.Bezpieczniej będzie zjawić sięosobiście i, jak to mówią, wsadzić nogę między drzwi".Dodatkową przyjemność sprawiała mu kultura jazdy po szwaj-carskich autostradach tak różna od bałaganu i wygrażania sobiepięściami na autostradzie z Tel Awiwu do Jerozolimy.Ale co to?Tuż za nim jedzie jakiś samochód i bez przerwy błyska świat-łami.Kiszon posłusznie zjechał z lewego pasa, by dać mu wolnądrogę, ale siedzące mu na ogonie czarne bmw również zrobiło tosamo.Kiszon ponownie włączył migacz i zjechał na prawy,najwolniejszy pas.Kierowca bmw znowu powtórzył jego manewr, nie odstępującgo nawet na parę metrów.Kiszon nacisnął klakson.Chciał daćwyraz swemu niezadowoleniu i zniechęcić tamtego do takiejjazdy.Jednak efekt okazał się odwrotny i Kiszon poczuł uderzeniew tylny zderzak.Zatrąbił bardziej przeciągle, jednak tym razem bmw walnęło gow kufer.Zerknął w lusterko i rozejrzał się.Nie miał wyboru.Jeślichce się odczepić od tego psychopaty, musi mu ustąpić i nanajbliższym zjezdzie uciec z autostrady.Zjazd wyprowadził go na wąską górską szosę i aby się w niązmieścić, Kiszon musiał gwałtownie przyhamować i ostro skręcić.Udało się.Z ulgą stwierdził, że droga ma tylko jeden pas ruchu wkażdą stronę i jest zupełnie pusta.Postanowił przejechać niąkawałek i wrócić na autostradę [ Pobierz całość w formacie PDF ]