[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I to nie po raz pierwszy, powiedział sobie w duchu.Beech wiedział, \e zorganizowano co najmniejjedną załogową wypra-wę na planetę.Po wyjściu z kafeterii Muzorawą powiedział wesoło:- Doskonale, nowy, zostałeś oficjalnie wprowadzony.- I nie tylko - dodał Grant.Muzorawą potrząsnął głową.- Ani słowa! To była rozmowa między nami dwoma, ściśle poufna i niech tak pozostanie.Pozatym, w większości to tylko domysły.Grant pokiwał głową, ale jego umysł pracował na najwy\-szych obrotach.Czego on się boi? Po cota konspiracja? Jeśli w oceanie Jowisza faktycznie coś \yje, dlaczego Wo po prostu tego nie ogłosi?Przecie\ to tylko kolejne odkrycie naukowe.I dlaczego Nowa Moralność tak się gorączkuje?Pomyślał, \e zna odpowiedz na ostatnie pytanie.śycie po-zaziemskie postrzegane było jakozagro\enie dla wiary w Boga.Za ka\dym razem, gdy naukowcy odkrywali w kosmosie nowąformę \ycia, wielu ludzi traciło wiarę.Ateiści krakali, \e Biblia jest bzdurą, plikiem zapiskówsporządzonych przez ciemnych ludzi staro\ytności, pogrą\onych w przesądach i niewiedzy.Nawet kiedy badacze Biblii i wierzący naukowcy dowodzi-li, \e przecie\ \adne zdobycze naukowe niemogą podwa\yć prawdziwości Boga, fanatyczni ateiści radosnym wyciem witali ka\de noweodkrycie.Największy wybuch entujazmu wzbudzi-ły ruiny na Marsie, świadczące o istnieniuinteligentnej rasy przed trzema milionami lat.Grant ledwo usłyszał słowa Muzorawy.- Pójdziesz do biura kadr, gdzie dostaniesz skierowanie do pracy.- Jaką pracę mogą dać astrofizykowi? - jęknął.Muzorawa uśmiechnął się do niego.- Jestem pewien, \e doktor Wo coś ci wymyślił.W uszach Granta zabrzmiało to złowieszczo.Biuro kadr, odrobinę większe od szafy, mieściło sięw kie-rowniczej sekcji stacji w niedalekim sąsiedztwie bardziej prze-stronnego i imponującegogabinetu dyrektora.Grant rozsunął drzwi z napisem KADRY.Ku jego zaskoczeniu, za maleńkimmetalowym biurkiem zasiadał Egon Karlstad.- Jesteś kadrowcem? - zdumiał się Grant.- W tym tygodniu - odparł Karlstad gładko.- Mówiłem ci, \e Wo lubi rotację na stanowiskachadministracyjnych.- Nie, powiedziałeś.- Dzięki temu mo\e ograniczyć do minimum liczbę urzęd-ników i ściągnąć więcej skuterów.Oczywiście, w ten sposób przez cały czas pełnimy podwójne obowiązki, ale to nie spędza snu zpowiek naszemu niezrównanemu przywódcy.Absolutnie.Karlstad wydawał się za wielki do tegopomieszczenia.Jego kolana sterczały nad blatem miniaturowego biurka, a gdyby roz-ło\ył ręce,mógłby dotknąć przeciwległych ścian.Samo biurko było porysowane i poobijane od długiegou\ywania; komuś na-wet udało się wgnieść blat.- Siadaj - powiedział Karlstad.Grant zajął jedyne krzesło, odlane z plastiku, twarde, a jed-nak przyjemnie sprę\yste.- Dobra - Karlstad spojrzał w ekran wbudowany w blat biurka.- Archer, Grant A.W blasku z ekranu jego blada twarz wyglądała jeszcze bar-dziej eterycznie ni\ zwykle.Nic odrywając oczu od monitora, Karlstad powiedział:- Grant Armstrong Archer Trzeci, co? Znamienita rodzina, idę o zakład.- Raczej nie - odparł Grant z lekką irytacją.- Pierwsza lokata na roku w Harvardzie? - Karlstad za-gwizdał.- Nic dziwnego, \e Wo cię tu ściągnął.- Nie sądzę, by wybrał mnie osobiście.- Nie bądz taki pewien, Grancie A.Trzeci.Zeb mo\e mieć rację; macki naszego przebiegłegodoktora Wo sięgają daleko.Słuchaj, jesteś \onaty?Ma szczegółowy \yciorys, uświadomił sobie Grant.Na tym ekranie jest całe moje \ycie.Karlstad podniósł na niego blade, wodniste oczy.- Pomyślałeś, \e przez \eniaczkę wykręcisz sięod Słu\by Publicznej?- Jasne, \e nie! - warknął Grant.- Kocham \onę!- Naprawdę?- Poza tym Słu\by Publicznej nie da się uniknąć.To obo-wiązek.Przywilej, który nabywa się wrazz pełnoletniością i oby-watelstwem, jak prawo do głosowania.- Powa\nie? - Głos Karlstada ociekał kwasem.- Ty nie odbywasz Słu\by Publicznej?Karlstad parsknął drwiąco.- Odbywam karę więzienia.- Nie o to mi. - To prawda.Zapytaj, kogo chcesz.Zamiast byczyć się za kratkami, odsiaduję wyrok tutaj.Władzezadecydowały, \e wy-buliły za du\o na moje wykształcenie, by pozwolić mi na pięcio-letnie gniciew kryminale.- Pięć lat? - Grant był wstrząśnięty.- Co zrobiłeś? - Umo\liwiłem młodej parze leczeniebezpłodności.Rząd odmówił im tego prawa.Ograniczenie wzrostu zaludnienia, ro-zumiesz.Pracowałem na wydziale biologii uniwersytetu w Ko-penhadze i znałem wielu lekarzy z kliniki.Ciludzie przyszli do mnie i błagali o pomoc.- To było nielegalne?- Według prawa Unii Europejskiej, które ma przewagą nad duńskim.- I władze się dowiedziały?Na twarzy Karlstada odmalowała się gorycz.- Tych dwoje małych łajdaków pracowało dlaZwiętych Apostołów, naszej wersji Nowej Moralności.- To była prowokacja - zrozumiał Grant.- A ja dałem się podpuścić.Dostałem pięć lat.Kiedy zapro-ponowali mi stanowisko i prowadzeniebadań zamiast odsiadki, skwapliwie skorzystałem z okazji.- Rozumiem.Karlstad parsknął.- Zawsze patrz pod nogi, \eby w coś nie wdepnąć.Grant współczująco pokiwał głowa.- Mimo wszystko.to lepsze ni\ więzienie, prawda?- No, mo\e odrobiną.- Nie zdawałem sobie sprawy.- Grant nie dokończył zdania.- Z czego?- Och.\e Nowa Moralność czy jej europejski odpowied-nik.nigdy nie przypuszczałem, \estosują prowokacje i skazują ludzi na więzienie.- Nie lubią naukowców - głos Karlstada był ostry jak stal.- Boją się nowych teorii, nowych odkryć.- Próbują utrzymać równowagą społeczną - sprzeciwił się Grant.- Na Ziemi \yje ponad dziesięćmiliardów ludzi.Potrze-bujemy stabilności! Musimy kontrolować przyrost naturalny.Wprzeciwnym wypadku nie będziemy w stanie wykarmić wszystkich ludzi ani ich wykształcić.- Wykształcić? - Karlstad wzniósł cienkie brwi.- Ludzie nie są kształceni.Są przyuczani doposłuszeństwa.- Ja.- Grant dostrzegł ból w jego jasnych oczach i za-mknął usta.Dyskutowaniena ten temat nie miało sensu.Ojciec wcześnie go nauczył, \eby nigdy nie spierać się o kwestie reli-gijne.Ani o polityczne.Tutaj w grę wchodziło jedno i drugie.Karlstad najwyrazniej doszedł dopodobnego wniosku.Z wymuszonym uśmiechem powiedział:- Teraz więc znasz moją historią, a ja twoją.Grant skinieniem przyznał mu rację.- Wracajmy do roboty.- W porządku.Karlstad odwrócił się do ekranu i zawołał:- Komputer, przydział do pracy na nazwisko Archer, Grant A.Syntetyzowany głos wyrecytował:- Grant A.Archer obejmuje stanowisko technicznego asy-stenta laboratoryjnego w dziale biologii.Grant zerwał się z krzesła.- Dział biologii? Zaszła jakaś pomyłka! Nie jestem biolo-giem! Karlstad łagodnym gestem kazał mu usiąść.- Mam na ekranie szczegóły, Grant.Nie ma \adnejpomył-ki.- Aleja nie jestem biologiem.- Obawiam się, \e nic na to nie poradzimy.Jesteś technicz-nym, to wszystko.Rodzaj laboratoriumnie ma znaczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl