[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarznieznajomego rozpromieniała. Znasz American Bar? To niedaleko.714556 Wszystko ma swoją cenęW mgnieniu oka pojawił się kelner i poprowadził nas obok stołu bi-lardowego prosto do słabo oświetlonego boksu w głębi pomieszczenia.Zdjął ze stolika mosiężną tabliczkę z napisem  Rezerwacja i szybkopodał listę win.Ceny zaczynały się od mniej więcej 160 dolarów, a koń-czyły na zawrotnej sumie 850 dolarów za dom perignon.Ałć! Czekałamna zdegustowaną minę mojego towarzysza, ale się nie doczekałam.Kiedy kelner zjawił się, żeby przyjąć zamówienie, mój towarzysz rzuciłbez namysłu: Białe wino.To.Po chwili zapytał, czy jego wybór mi odpowiada.Jasne.Nie znosiłambiałego wina, ale co tam.Siedzieliśmy w ciszy.On  zgarbiony, ja  wyprostowana.Od mo-mentu, kiedy przedstawił mi się gdzieś po drodze do baru, nie zamieni-liśmy praktycznie ani słowa. Nazywam się Kazuki.Mój angielski jest bardzo słaby. I tyle.Kazuki nie miał do mnie żadnych pytań i wbrew zaleceniom proto-kołu nie poinformował mnie, ile miał lat i jaki był jego zawód.Mogłamsię tylko domyślać, co robił pośród tłumu na ulicy o takiej porze w so-botnią noc.Kiedy kelner wrócił z naszym zamówieniem, Kazuki wreszcie sięodezwał. Kurijetto-cardo mata wa cash-o desu ka  powiedział kelner, żąda-jąc od nas najpierw zapłaty, zupełnie jakbyśmy byli na stacji benzynowejw Los Angeles.45714556  Cash-o  odparł Kazuki, wyjmując kopertę pękającą w szwach odichimanów  banknotów o nominale 10 000 jenów, czyli mniej więcej 100dolarów, każdy.Wziął dwa z nich i poprosił o paragon.Nie ulegało wątpliwości, że odliczy sobie ten wydatek od podatku,zgodnie z instrukcjami zawartymi w podręczniku Księgowość dla bogaczy.Już to sobie wyobrażałam  strona czterdziesta siódma, drugi akapit: Równania dla początkujących: gruba na dwa centymetry kupka bank-notów studolarowych = coś, co wrzuca się jak gdyby nigdy nic do teczki,umieściwszy uprzednio w grubej kopercie.Zuśmiechem zażenowania na twarzy Kazuki uniósł kieliszek, rzucił:kampai i skupił uwagę na wielkim ekranie w drugim końcu pomieszcze-nia, gdzie rozgrywała się krwawa walka K-1, japońskiej odmiany kick--boxingu.K-1 to brutalny, darzony w Japonii fanatyczną czcią sport,w którym, niczym gladiatorów, do potyczki wystawia się reprezentują-cych różne kraje zawodników, specjalizujących się w odmiennych stylachwalki, i czeka, który z nich skuteczniej stłucze przeciwnika na kwaśnejabłko albo prędzej znokautuje.Akurat wtedy stanęli w szranki japońskizawodnik sumo i biały kick-bokser.Zasługiwali na więcej uwagi ze stronyKazukiego niż ja.Zauważyłam, że bar był w zasadzie pusty, z wyjątkiem kilku samotni-ków i grupki wyluzowanych obcokrajowców, zajmujących sąsiedni boks.Unosiła się nad nimi zbiorowa aureola dymu papierosowego szybko wsy-sanego przez wentylator.Zaczęłam się im po kolei przyglądać, jednemuza drugim, aż natrafiłam na spojrzenie któregoś z mężczyzn.Uśmiech-nęłam się, a on w odpowiedzi skinął tylko nieznacznie głową, zaciągającsię papierosem.Kazuki poklepał mnie po ramieniu.Wyciągnął pachnącą nowością wi-zytówkę i podał mi oburącz.Spojrzałam na jego pusty kieliszek.Uśmiech-nął się pod nosem.TANAKA KAZUKI, PRODUCENT.Wypił jeszczejeden kieliszek uniwersalnego  rozwiązywacza języka i dowiedziałam się,że jest producentem rewii telewizyjnych, owych eklektycznych bzdur nada-wanych w najlepszym czasie antenowym.Wyszedł ze spotkania z jednąz sieci telewizyjnych, po czym wskoczył do taksówki i przyjechał prosto doRoppongi, gdzie zupełnie przypadkiem  wpadł na mnie na ulicy.Wyko-nałam w myśli szybkie obliczenia.Wiedziałam, która była godzina, i wie-działam, o której go spotkałam.Nie mógł być pijany, a przecież wypaliłprosto z mostu:  Masz ochotę na drinka?.Gdzieś w innym mieście naj-46714556 pewniej byłabym zaskoczona, ale tutaj? W taki sposób japońscy biznes-meni najczęściej zaczepiali cudzoziemki w dzielnicy rozrywkowej.Szybko przeszliśmy do plotkowania o jego ulubionych gwiazdach fil-mowych i ukochanych filmach.Wspomniał, że grywał w golfa  dwu-krotnie.Trzy razy pytał mnie o imię, aż wkońcu napisałam mu je.Ulżyłomi, kiedy zamówił dwie szklanki wody, ale gdy tylko zjawił się kelner, Ka-zuki dorzucił do zamówienia drugą butelkę wina.Nie wiedziałam, czypowinnam się z tego cieszyć.Zaczynało mi się kręcić wgłowie.Widocz-nie wypiłam więcej niż zamierzałam, ale w żaden sposób nie potrafiłamsobie przypomnieć, ile właściwie w siebie wlałam.Kelnerzy bez ustankudyskretnie uzupełniali nam kieliszki.Kiedy Kazuki nagle przeprosił i poszedł do toalety, zjawił się ubranyw szary garnitur kierownik lokalu. Witam.Jak się nazywasz? Chelsea. Gdzie pracujesz? W Greengrass.Szybko zapisał obydwie informacje, uścisnął mi rękę i podziękował.Dotarło do mnie, że spisał sobie moje dane po to, by wiedzieć, komu bę-dzie się należało czterdzieści procent prowizji z rachunku Kazukiego.Za-stanawiałam się wcześniej, jak to załatwiają.Rozsiadłam się wygodnie, rozluzniona i rozbawiona tym, że właśnie na-bijam sobie kabzę piciem drogiego wina.Był wszakże jeden problem.Niepiłam od ponad roku i teraz, po tak długiej przerwie, kręciło mi się wgło-wie na sam widok drugiej butelki, która właśnie pokrywała się szronemw wiaderku pełnym topniejącego lodu.Zaczynałam tracić ostrość widzenia. Jak się nazywasz?  Początkowo nie dotarło do mnie znaczenie wy-powiedzianych słów.Aha, sąsiad z boksu obok. Nazywam się Luc.Wi-działem cię w One Eyed Jack.Będziesz tam pracowała?Opowiedziałam mu, jak to doszłam do wniosku, że wodzili mnie tylkoza nos, bo kiedy zadzwoniłam w poniedziałek, tak jak kazali, nic z tegonie wyszło, więc zdecydowałam, że popracuję w Greengrass.Nie miałamczasu do stracenia. Ale Nathan naprawdę wyjechał i wróci dopiero w poniedziałek odparł Luc. Powinnaś dla pewności zadzwonić.Rozmowa urwała się w momencie, gdy do stolika wrócił Kazuki.Kilkachwil pózniej bar zalała ludzka fala, wraz z którą napłynęła pulsująca ba-47714556 sowym rytmem muzyka i wymiana zdań stała się prawie niemożliwa.Byłydwie po trzeciej w nocy, właśnie zamknięto okoliczne nocne kluby,a American Bar poza tym, że służył do butelkowania Japończyków, byłrównież miejscem, do którego zagraniczne hostessy, barmani i stripti-zerki przychodzili sączyć, wciągać, puszczać z dymem i zrzucać z barkówciężar ostatnich pracowitych sześciu godzin.Przynajmniej na chwilę czło-wiek zostawiał Japonię za sobą.Kazuki, otoczony samymi cudzoziemcami, bębnił palcami w mojeramię do rytmu piosenki Missy Elliott i przyglądał się pląsającym przymuzyce masom ludzkim.Od czasu do czasu kradł mi pocałunek w poli-czek.I wtedy nagle, kiedy wydawało mi się, że bawił się w najlepsze, wy-szedł ot tak, podniósłszy teczkę zpodłogi i ulotniwszy się bez słowa.Zeroukłonu.%7ładnego:  Do zobaczenia pózniej.Nawet uścisku dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • ) ?>