[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscypracownicy byli zabawni i uprzejmi, ale nie chciała paradować wśródnich.Nie chciała wchodzić im w drogę, albo im przeszkadzać.Jak by sięczuli, kiedy dziewczyna szefa snuła się po salonie, obserwując jakpracują?Przypuszczała, że jest jego dziewczyną.Ta myśl była niemal zbytzdumiewająca, by ją rozbawić.- Wszystko w porządku? - zapytał od progu.Przeniosła na niegowzrok, opierając się pokusie oblizania warg na widok, kiedy opierał sięniedbale o framugę.Taki wysoki, wspaniały, patrzący z niezwykłąintensywnością prosto na nią.Nie wiedziała, jak długo tam stoi,obserwując ją.Wyglądał na rozluznionego.- Tak.A u ciebie?Brian przytaknął, wchodząc i siadając na krześle przy drzwiach.- Trochę tu nudno.Zwykle tak jest w niedziele.Powiedziałem im,że moglibyśmy śmiało zamknąć.Myślę, że wciąż są zmęczeni i na kacu poostatniej nocy.- Ach.Niezły z ciebie szef - przekomarzała się.Uśmiechnął się.- Marzę o tym, żeby pójść do domu i pokazać ci, kto jest szefem.- Naprawdę.Cóż.Z przykrością cię informuję, że nie jest Panmoim szefem, Panie Ross.274 Gładząc swoją bródkę, spoglądał na nią oceniająco przez długiczas, aż zastanawiała się, co kryje się za jego wzrokiem.- A co jeśli bym był?- Hę?Wzruszył ramionami.- Właśnie myślałem nad tym, jak dobrze wyglądasz siedząc tu, a tywspomniałaś coś swojej mamie, że poszukasz pracy.Mógłbym wynająćkogoś do strony administracyjnej, żeby móc mieć więcej czasu.Byłobyidealnie, bo mogłabyś pracować po zajęciach.- To brzmi wspaniale, ale.naprawdę o tym myślałeś?- Nie, nie całkiem.To był spontaniczny pomysł.Wiem, co chceszpowiedzieć i prawdopodobnie masz rację.- To by wszystko skomplikowało.Nie, żebym miała jakieśwątpliwości co do ciebie, ale to za wcześnie.Jeśli nam nie wyjdzie, Bożechroń, co się stanie?- Nigdy bym nie zrobił nic złego, Candace.Nawet jeśli nam niewyjdzie, możesz zostać dopóki nie znajdziesz czegoś innego, albopoczujesz, że chcesz odejść.Nie miałoby to wpływu na pracę.Ufam, żemyślisz podobnie.- To chyba zależy od tego, co byś zrobił - zażartowała.Roześmiał się.- Hej, dlaczego to niby ja mam być tym, który wszystko schrzani?- Nie wiem, na ile sobie pozwolisz.Coś w jego spojrzeniu i w jego wyrazie stopniało, a jej sercezmiękło.Jeszcze chwila i jej mózg nie będzie jej już przydatny.275 - Teraz, to może być uzasadniona obawa - powiedział.- Nie wiem,na ile mogę ci pozwolić teraz, ale jestem cholernie pewien, że rozbijębank próbując.Miała nadzieję, że nie będzie miała już kolejnego powodu, by gokochać, bo zachęcał ją do zrezygnowania ze wszystkiego, co znała iwkroczenia do jego życia.To było fascynujące i przerażające zarazem igdyby była choć jedna rzecz, która skłoniłaby ją do pozostania w dawnymżyciu, może mogłaby się oprzeć jego pochłaniającym wszystko czarowi.Ale nie.Zabrał ją do domu, do swojego mieszkania i zorientowałasię, że już kocha to miejsce.Jej dzielnica była cicha i nudna, w większościrodzice i pracownicy specjaliści, którzy wymagali ciszy przez cały czas.Rzadko widywała sąsiadów - z wyjątkiem jednego, który dostarczał jejrozrywki przez większość nocy dzwiękami swoich miłosnych podbojów;wydawało się, że zawsze była przy tym.Zwykle była zbyt zawstydzona, byspojrzeć mu w oczy.Nie byli w mieszkaniu Briana nawet dwadzieścia minut, kiedykilkoro z jego sąsiadów zatrzymało się, by zaprosić ich na spotkanie nadziedzińcu przy basenie.Brian odmówił, ale jej podobała się atmosferatego miejsca: niefrasobliwa, otwarta na zabawę.Mogła się założyć, że nicby się nie stało, gdyby ktoś chciał posłuchać muzyki głośniej którejś nocy.Nawet teraz było słychać przytłumione dzwięki jakiejś imprezy.Mieszkanie Briana było schludne i surowe, jak typowego kawalera.Takie, jak sobie je wyobrażała.Nie to, żeby była w wielu takich miejscach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl