[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewniam, że oprócz tego, co w tej chwili pan masz w ręku,więcej już nic wynaleźć się nie dało.- Osioł! - rzekł na to z westchnieniem.Tuszę, że się to może komuś wydać trudne do pojęcia, ale - że go poznałem osobiście,to już zdążyłem przywyknąć do tego typu reakcji, więc też je przestałem traktować jakowyraz znieważenia.Duponte zaś kontynuował:- Wycinki te, monsieur, to dla mnie stanowczo za mało.Z tego bowiem, co otaczasamą informację, wyciągnąć da się równie wiele.Wystarczy opuścić szpalty, któreprzyspieszają bicie serca ludu.Czytać, co zamieszczono dookoła, i z tego także czerpaćznaczną wiedzę.Lwią część wiadomości pan zmarnował, wycinając tekst z arkusza.Uczciwie rzecz nazywając, trudno mi przychodziło kryć zniecierpliwienie jegopowolnym rytmem.Choć powinienem przecież to przewidzieć.Wobec tak wyrafinowanejinteligencji Poe niewątpliwie wykazałby zrozumienie.W jego opowieściach bowiem C.Auguste Dupin wpierw z uwagą studiuje raporty gazetowe, a potem się dopiero bierze dokolejnego swojego przypadku.Chociaż, jeśli chodzi o czas i tempo, różnica pomiędzy literaturą a naszymprzedsięwzięciem tkwiła w istotnym szczególe: tym, iż nie byliśmy tu osamotnieni.Bezprzerwy mnie prześladował upiorny wizerunek porywacza mego, Dupina.(Kiedy się dobrzeprzyjrzę temu zdaniu, to jednak nie mogę pisać „Dupin” tak po prostu, bo wówczasautomatycznie przychodzi mi na myśl C.Auguste Dupin z opowiadań Poego.Więc, choć towyczerpuje nieco więcej atramentu, mówić odtąd będę „Claude” lub „Baron Dupin”).Nierazmi się zdawało, jakbym widział twarz jego w otwartym oknie gdzieś czy w tłumie naBaltimore Street, gdy się on do mnie chytrze szczerzy.Czy Baron naprawdę wybrał się doAmeryki, czy może też tak zażartował, by skonfundować swoich paryskich wierzycieli?.Odtąd począłem zbierać wszelkie wycinki, o jakie prosił Duponte.Imponującasiedziba „Baltimore Sun” była w mieście moim pierwszą konstrukcją z żelaza.Mimo iż ówpięciopiętrowy budynek zdawał się niektórym niesłychanie piękny, tak jednakowoż ja bym gonie nazwał.Wędrując przez redakcyjne biura, patrząc na prasy drukarskie i rozpędzone wsuterenie parowe silniki, lub wreszcie słuchając szumu telegrafu, każdy, według mnie, pewnieby rzekł: „robi wrażenie nienazwane”.Tak się to doświadczało mocy fenomenu, którypowstał na życzenie masy społeczeństwa.Nawiedzając rywali „Sun”, czyli wydawane przez wigów dzienniki „Patriot” i„American”, a także znane z sympatii dla demokratów „Clipper” i „Daily Argus”, pomałuzaopatrzyłem Duponte’a we wszystko, co na temat Baltimore wiedzieć zapragnął.Następnieruszyłem do czytelni, by dlań wyszukać, co też napisano w innych stanach, i znaleźć nowedoniesienia w naszej sprawie.Od dnia powrotu do Baltimore nie dałem znać o sobie ani Hattie, ani też Peterowi.Pani Blum zakazała dziewczynie pisać do mnie, gdy przebywałem w Paryżu, więc brakkontaktu między nami wciąż pozostawał w równowadze.Peter w swych ostatnich kilkulistach nie wspomniał o Hattie i w zasadzie o niczym godnym szczególnej mej ciekawości, aleteż - aluzyjnie - odnosił się do pewnych delikatnych kwestii dotyczących interesów, o którychmiał potrzebę rozmówić się w cztery oczy.Ja natomiast całym sercem pragnąłemkomunikacji z obydwojgiem.Tyle że ze względu na zaangażowanie w znajomość zDuponte’em cały mój zewnętrzny świat jak gdyby uległ zamrożeniu; tak jakbym się znalazł wuniwersum utkanym jedynie z myśli mojego towarzysza i póki nie osiągnę określonego celu -nie byłem władny powrócić w zwykle przypisane mi miejsce.Choć za granicą zabawiłem przecież dość krótko, to jednak wszelkie przemiany tutajdostrzegałem nadto wyraźnie.Miasto widocznie z każdym dniem się rozrastało.Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie wokół oznaki budowania: tłuczeń, drabiny, belki i legary,jak również wszelakie innego rodzaju narzędzia.Stare posiadłości przerosły nagle wysokie napięć pięter magazyny.Wszystko, co wzniesiono świeżo, okrywał bladomatowy pył - nibyjakaś błona.Prócz tego, przechadzając się ulicą, dojrzałem coś jeszcze, co trudno mi określićsłowem.Niepokój i przedziwną popędliwość mianowicie.Przybywszy do czytelni, usadowiłem się z notesem przy stole i otwarłem najnowszągazetę codzienną.Przeglądałem kolejne rubryki, zatrzymując się przy kilku, by sięzaznajomić z interesującymi informacjami, jakie wyszły na jaw podczas mej nieobecności.Ażnagle to zobaczyłem i serce - nie wiem: zdumione, podniecone, czy też wylęknione - poczęłomi bić mocniej.Wziąłem inny dziennik.I następny.Więc nie była to przypadkowawzmianka na ostatniej stronie - ale wszędzie! Każdy z codziennych periodyków zamieściłtekst poświęcony zgonowi Poego! W „Clipper”, na przykład, wyczytałem, iż trzeba wykryćwiele jeszcze szczegółów dotyczących jego śmierci.„Najważniejszym tematem dyskusji wkołach literackich stała się niedawna śmierć owego melancholika Edgara A.Poe - pisano wtygodniku, który każdy może nabyć za dolara.- Był to osobnik nader dziwny i przerażający”.Artykuły te nie zawierały żadnej faktografii.Lecz za to na każdej stronie wprost roiłosię od doniesień w takim stylu, jakby gazeciarz jakiś na całe gardło oznajmiał, iż właśniekogoś powieszono - nie podając jednak przyczyny egzekucji.Zaraz więc pospieszyłem ku stanowisku wiekowego nadzorcy biblioteki.Urzędowałtam jednak inny - w jego zastępstwie chyba; lecz że się od razu nie zwrócił do przełożonego,uznałem, iż mi wolno pytać, o co zechcę:- O cóż to się rozchodzi z Edgarem Poe? Od kiedy tak się nim zajmują?- Oj, długo pan przebywał za granicą! - odparł tamten z ciekawością.- Owszem, ale ledwie przed paroma miesiącami - rzekłem - nikogo prawie śmierćPoego nie zajmowała, gdy teraz się o nim rozpisują wszystkie tutaj gazety!- Właśnie! Właśnie!Tu obaj spojrzeliśmy na czytelnika, któremu zająłem miejsce.Niezgrabny ówjegomość o krzaczastych brwiach wpierw wydmuchał nos w chusteczkę, a potem dopierozagadnął:- Też o tym czytałem - oznajmił porozumiewawczo, dając mi kuksańca, jakbyśmy zjednej zażywali tabakiery.Popatrzyłem nań tępym wzrokiem.- O śmierci Poego! - wykrzyknął.- Czyż to nie cudowne?Tu mu się przyglądnąłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl