[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic jednak nie powie-dział.Minęły zaledwie trzy dni, od kiedy go postrzeliła.Mimo to, gdyby niebiały pas bandażu, przebiegający pod lewym ramieniem, przez tors i wiązanyna szyi, nie dałoby się zauważyć żadnych oznak wypadku.Sam w ogóle o nimnie wspominał.Przypomniała sobie, jak go dotykała, jak ciekawość jej pod-szepnęła, by z bliska zbadać męskie ciało.Rumieniec oblał jej policzki i szyb-ko odwróciła się do hrabiego plecami.Zdezorientowana zastanawiała się, czy czasem nie stała się jego więz-niarką we własnym umyśle i z własnej woli.Odskoczyła, kiedy delikatnie od-garnął pukle włosów z jej policzka.- Chociaż jest bardzo ciepło, cara, musisz wziąć ze sobą szal.Po zacho-dzie słońca temperatura bardzo spada.Nie chciałbym, żebyś się przeziębiła,zwłaszcza że teraz nie byłbym w stanie cię pielęgnować.- Zamilkł na chwilę, aw jego ciemnych oczach pojawiła się wesołość.- Gdyby jednak doszło do ta-kiego nieszczęścia, mam nadzieję zapewnić ci tak skuteczne leczenie, jak tymnie.- Proszę, nic już nie mów - zdenerwowała się.- Wiesz równie dobrze jakja, że nie zamierzałam.to znaczy, wcale nie chciałam.- Rzuciła mu przelot-ne spojrzenie i stwierdziła, że wciąż miał na twarzy ten wredny uśmieszek.-Uważam, że zachowujesz się jak ostatnia kanalia, przysparzając mi tyle wsty-du! %7łyczyłabym sobie, żebyś wyrzucił z pamięci to.to, co zrobiłam.Potrząsnął głową i posmutniałym głosem zapytał:SR - Czy to znaczy, że nie podobało ci się to nazbyt powierzchowne.bada-nie?Nie dała się sprowokować i pokazała mu swoje wyprostowane plecy.Pa-trzyła z uwagą na port i zacumowane tam niezliczone łodzie.Były tam slupy,kecze, statki rybackie najróżniejszych rozmiarów, jachty dorównujące klasą Cassandrze" i statki towarowe, wyładowane rzeczami, jak się Cassie wy-dawało, z całego świata.- Nigdy jeszcze nie widziałam tylu statków - wyszeptała, gdyż nie była wstanie zachować tego zachwytu dla siebie.- Znajdzie się nawet hiszpańska fregata lub dwie - powiedział hrabia.-Tym razem pozwolę ci się napatrzeć do woli.- Zdaje mi się, milordzie - wycedziła zimno - że cieszy cię niezmiernieprzypominanie mi o incydentach, które powinny zostać jak najszybciej za-pomniane.Nie czekając na odpowiedz, popatrzyła w górę.Zapewne na rozkaz panaDonnettiego marynarze zwijali ogromne białe żagle i zabezpieczali liny.Statekkołysał się w górę i w dół, znajdując się tak blisko innych statków, że Cassiewstrzymała oddech.- Nie martw się - powiedział hrabia - od lat nie zahaczyliśmy o żadnąłódz.Widzisz ten dok po lewej?  Cassandra" tam przycumuje.Cassie zmarszczyła nos, czując silny zapach ryb i potu.Robotnicy porto-wi, odziani w grube samodziałowe spodnie i nic więcej, podawali sobie z rąkdo rąk wielkie skrzynie i bele materiału, tworząc ludzki łańcuch łączący trapystatków z nabrzeżem.Widziała na pokładach różnie umundurowanych męż-czyzn, którzy wydawali rozkazy i całe grupy ludzi natychmiast spieszyły wróżne strony.Gwar różnojęzycznych głosów był tak duży, że Cassie za-stanawiała się, jak w ogóle udaje im się nawzajem zrozumieć.SR Hrabia wykonał zamaszysty gest i objaśnił:- Myślę, że znajdziesz tu przedstawicieli wszystkich krajów.Zazwyczaj,jak już ci mówiłem, statek płaci haracz piratom albo płynie z siostrzaną łodzią,która chroni ładunek.Cassie nie odpowiedziała, zaaferowana brytyjskim statkiem towarowym.- Nasza bandera!- Tak, Anglicy są wspaniałymi handlarzami i pełno tu ich łodzi.Z Genuipływają do amerykańskich kolonii, a nawet do tak egzotycznych miejsc, jakIndie Zachodnie czy Meksyk.- I z wyraznym niesmakiem dodał: - Niestetyczęsto przewożą ludzki towar.Spojrzała na niego, przechylając pytająco głowę.- Transportują ludzi, Cassandro, czarne kobiety i mężczyzn złapanych nawybrzeżach Afryki, którzy są sprzedawani na targach niewolników.- Jakie miałeś szczęście, milordzie - stwierdziła z jadowitym sarkazmem -że za mnie nie musiałeś nic płacić.Roześmiał się tylko.- Mylisz się, cara, będę płacił bez końca.- Już ja o to zadbam - odcięła się, rzucając mu zagniewane spojrzenie.Zaśmiał się znowu i dodał:- Nie patrz z taką nadzieją na brytyjskie statki, Cassandro.Ich kapitano-wie to zazwyczaj prawdziwe rzezimieszki.Handlarze najczęściej są pozba-wieni skrupułów.Gdybyś oddała się w ich ręce, to zamiast z powrotem do An-glii, trafiłabyś do haremu w Konstantynopolu.- A ty, milordzie, reprezentujesz wyższą cywilizację - ucięła rozmowę.Popatrzył na nią i wzruszył ramionami, krzywiąc się z bólu, kiedy ranadała o sobie znać.Weselszym tonem oświadczył:SR - Przejedziemy przez miasto otwartym powozem.Pomyślałem, że chętnieobejrzysz Genuę.Scargill zabierze bagaże do mojego domu - willi Parese.Skinęła głową.Przyglądała się teraz śmieciom, które unosiły się na wo-dzie.Musiały to być odpadki z tak dużej liczby statków.Natrafiła wzrokiem namartwego ptaka i z trudem przełknęła ślinę.- Wybacz, Cassandro, ale muszę porozmawiać z panem Donnettim.Patrzyła za nim, jak podchodził do pierwszego oficera, który stał z szero-ko rozstawionymi nogami jak smukły orzeł unoszący się w powietrzu i wyda-wał ludziom rozkazy.Marynarze, którzy akurat nie byli zajęci zwijaniem i wiązaniem lin, staliprzy relingu i dawali znaki ludziom na pokładzie.Zgodnie z zapowiedzią hra-biego  Cassandra" zgrabnie podpłynęła do przystani.Ustawiła się w rzędziestatków o wysokich masztach, które pyszniły się w słońcu.Mężczyzni zwinnie zeszli po drabinkach linowych i stanęli na nabrzeżu,gotowi łapać rzucane im liny.Usłyszała, że spuszczana jest ciężka kotwica izanotowała w myślach, że zapyta hrabiego o głębokość wody w porcie.Obni-żono drewniany trap i Cassie szybko skierowała się w stronę brzegu.Obejrzałasię, by zobaczyć zmierzającego w jej stronę hrabiego, który niósł dzierganyszal.- Moja pani, widzę, że zginiesz bez mojej opieki - zauważył rozluznio-nym tonem.Podał jej szal i z wielkimi honorami sprowadził po trapie.Teraz wkołorozbrzmiewał tylko wioski i sądząc po wymownych spojrzeniach robotnikówportowych, to ona była tematem rozmów.Zmarszczyła czoło, gdyż wielu wy-rażeń nie była w stanie zrozumieć.Hrabia przeprowadził ją między grupkami półnagich rybaków, którzypokrzykiwali do siebie przyjacielsko, zajęci rozplątywaniem sieci.Dotarli doSR wysłużonego powozu zaprzężonego w chudą gniadą kobyłkę, która wyglądałana równie wiekową jak sama kareta.- Twoja, milordzie? - zapytała, z rozbawieniem przesuwając dłoń po po-pękanych siedzeniach z czarnej skóry.- Nie bądz taka zarozumiała, Cassandro.Mam gwarancję, że koła nie od-padną.Gdy rozklekotany powóz wytoczył się z portu na ulicy Gramsci, hrabiapowiedział:- Po Via Gramsci nie chadza się bez kilku rosłych zuchów do ochrony.Roi się tu od złoczyńców i rzezimieszków, podobnie jak w okolicy portu wLondynie.- Skręcili w Via San Lorenzo i Cassie wstrzymała oddech.Bruko-wana ulica była tak wąska, że aż niebezpieczna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl