[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chybapowinnam raczej powiedzieć, że nigdy się w owym życiu nie pojawił.Sądzisz, żekiedykolwiek po mnie pośle albo sam przyjedzie do Hampton Manor? Szczerze wątpię.Pewnie przyjdzie mi dokonać żywota na wygnaniu, gdzieś tu na wrzosowiskach.- Są gorsze miejsca niż Yorkshire - rzekł lekkim tonem, wyraźnie próbując rozła-dować atmosferę.- Mógł kazać ci zamieszkać w Liverpoolu.- Brr.jak możesz wymawiać przy mnie tę nazwę? Wiesz przecież, że kojarzy misię z wątróbką, której szczerze nie cierpię.- Właśnie dlatego wspomniałem właśnie o tym mieście.Lubię patrzeć, jakmarszczysz nos za każdym razem, kiedy słyszysz to słowo.Schował ręce do kieszeni i stanąwszy u jej boku, popatrzył przed siebie.Terazoboje błądzili wzrokiem po okolicy.- Wyglądamy niczym dwa posągi strzegące wejścia do doliny - odezwała sięMaresa.- Nadal nie powiedziałaś mi, co się dręczy.Będzie mi jeszcze ciężej wyjeżdżać,jeśli będę się o ciebie zamartwiał.Najchętniej zatrzymałaby go przy sobie, ale skoro już musiał ją opuścić, lepiejżeby odjechał spokojny.Czekają go długie miesiące na morzu, a w Europie szalejewojna.Powinien zachować jasność umysłu, w przeciwnym razie może mu się przytrafićcoś niedobrego, a tego by nie zniosła.- Powiedziałabym ci, gdybym sama wiedziała, w czym rzecz.Augusta mówi, żezwyczajnie dorastam.Cóż, może istotnie o to chodzi.T L R- Twoja kuzynka twierdzi, że jesteś nieswoja w związku z tym, że wchodzisz wdorosłość? Nie wydaje mi się, żeby miała rację.Wzruszyła ramionami.- To całkiem dobre wytłumaczenie - orzekła, po czym zmieniła zdanie.- Nie, nie oto idzie.Jestem po prostu kompletnie zagubiona.Wszystko mi się poplątało.Nie wiem,już kim jestem i czego pragnę od życia.Tęsknię za dawnymi czasami, kiedy byłammłodsza i nie miałam żadnych trosk ani zgryzot, ale po prawdzie wcale nie mam ochotydo nich wracać.Nie czuję się jeszcze swobodnie w roli kobiety i obawiam się tego, comnie spotka w przyszłości.Czy będę potrafiła dokonać właściwych wyborów, podjąćmądre decyzje? A może będę z uporem powtarzać te same błędy? Mam wrażenie, żedotarłam do rozstaju dróg i nie mam pojęcia, w którą stronę pójść dalej.Mogłabymnigdzie się nie ruszać, ale to chyba niezbyt dobry pomysł.Tak czy owak najbardziejlękam się tego, że wybiorę nieodpowiednią ścieżkę.Czy dla ciebie okres dorastania byłrównie trudny?Odrzucił głowę i roześmiał się w głos.- Dziękuję za komplement, ale skąd u ciebie ta pewność, że już dorosłem?- Czasem mi się zdaje, że urodziłeś się dorosły.Nie widziałam, by kiedykolwiekmęczyły cię rozterki i niepokoje, podobne do tych, które nie dają spokoju mnie.- To jeszcze nic nie znaczy.Nic ponadto, że potrafię skrzętniej niż ty ukrywać to,co mnie gnębi.Bądźmy szczerzy, ty wprost uwielbiasz rozprawiać o swoichnieszczęściach.Szturchnęła go łokciem w bok.- Jak zwykle nie przepuścisz okazji, żeby ze mnie zadrwić.Dobrze wiesz, o co miidzie.- Tak, wiem, ale nie martw się, każdy miewa od czasu do czasu takie rozterki.Właściwie wszyscy zmierzamy w to samo miejsce, tyle że obieramy różne trasy.- Gdybym dajmy na to zmierzała do Francji, najpewniej udałabym się tam przezAmerykę Południową.Taka już jestem.Zachichotał i objął ją ramieniem.- Zobaczysz, kiedyś będziemy wspominać ten dzień z rozrzewnieniem.T L ROdwróciła się i zajrzała mu w twarz.- Ja już teraz czule go wspominam.Myślisz, że pozostaniemy przyjaciółmi na za-wsze?- Oczywiście, chyba że sama zdecydujesz inaczej.- Nawet kiedy będziemy po ślubie?- Ze sobą?Znów dała mu kuksańca.- Nie, głuptasie.Przecież jesteśmy przyjaciółmi.To chyba nawet lepsze niż byćmężem i żoną.Jak moglibyśmy się pobrać?- Jak? Normalnie, tak samo jak inne pary.Najpierw byśmy się zaręczyli, potemstanęli przed ołtarzem i tak dalej.Wyobraziła sobie, że są małżeństwem i mieszkają na tropikalnej wyspie w domu zogrodem położonym w uroczym zakątku wśród palm.Piękna poetycka wizja.Szkoda,że to jedynie ulotna iluzja.Wiatr rozwiał jej włosy.Wyciągnęła dłoń, by odgarnąć je z twarzy, ale Percy jąuprzedził.- Pozwól, że ja to zrobię - powiedział, ścisnąwszy ją za rękę.- Pewnie minie kilkamiesięcy, zanim znów będę mógł.- Proszę, nie przypominaj mi o tym.- Przepraszam.- Nie obawiasz się jechać na wojnę?- Nie - odparł, zatykając jej za ucho zbłąkany lok.- Na razie sprawy mają siędobrze.- Napoleon wciąż nienawidzi Brytyjczyków.Jestem przekonana, że niebawemznów zechce ruszyć do boju.Boję się o ciebie.Nie chcę, żebyś został ranny albo.albo.Percival ujął ją za ramię i poprowadził z powrotem do powozu.- Nie stanie mi się żadna krzywda - zapewnił po drodze.- I wrócę, zanim sięobejrzysz.- Wiem i już nie mogę się doczekać twego powrotu.Nie mieści mi się w głowie, żeT L Rzostanę tu sama.To takie dziwne.Co ja bez ciebie pocznę?- Idę o zakład, że znów przyjmiesz czyjeś oświadczyny.- Nawet nie skomentuję tej niedorzecznej uwagi - obruszyła się i pospieszniezmieniła temat.- Będziesz do mnie pisał?- Tak często, jak tylko będę mógł.- Ja będę pisać codziennie.- Dopóki ponownie się nie zaręczysz - rzucił żartobliwie, niby mimochodem, alenie wiedzieć czemu jego słowa nabrały w jej uszach większego znaczenia - znaczenia,które w dodatku niezbyt jej się spodobało.Jako że nie lubiła rozwodzić się nad własnymisłabostkami, postanowiła nie analizować swojej reakcji.- Przestaniesz wreszcie? Umyślnie się ze mną droczysz.Jesteś niesprawiedliwy,szczególnie że ostatnio doszłam do wniosku, że pewnie nigdy więcej się nie zakocham.Bronwell roześmiał się z nieskrywanym powątpiewaniem i pomógł jej wsiąść dobryczki.W drodze do Hampton Manor Maresa znów była sobą.Chichotała i paplała zożywieniem jak najęta.Przycichła zaledwie kilka razy, kiedy niespodziewanie dopadły jąwspomnienia.Po powrocie zasiedli w salonie i rozegrali dwie partie szachów.Podczas pierwszejFairweatherówna promieniała, zadowolona z łatwego zwycięstwa.W trakcie drugiej raptem przestało jej być do śmiechu.Pod koniec przegranej grywyraźnie spochmurniała.Percival zadał jej mata i zebrawszy pionki, zaczął zbierać się do wyjścia.- Zaczekaj - zatrzymała go.- Odprowadzę cię do powozu.Gdy wyszli na dziedziniec, Percy cmoknął ją lekko w policzek.Posłała mu rozeźlone spojrzenie.- Tylko tyle? Nie mogę liczyć na czulsze pożegnanie?- Dostałabyś więcej, gdybyś pozwoliła mi wygrać dwukrotnie.- Albo gdybyś ty nie pozwolił mi się ograć za pierwszym razem.- Uznałem, że tak będzie lepiej.- Słusznie.Jedno zwycięstwo dla mnie, jedno dla ciebie.Dobraliśmy się jak wT L Rkorcu maku.Pasujemy do siebie wprost idealnie.- Tak.Pod każdym względem - zgodził się ochoczo, całując wnętrze jej dłoni.- Zwyjątkiem miłości.Ten niewinny pocałunek sprawił, że poczuła na plecach dreszcze.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYMiłość przypomina pułapkę na myszy.Łatwo w nią wpaść, lecz znacznie trudniej się z niej wydostać.(przysłowie hiszpańskie)Percy jak zwykle nie pomylił się w swoich przewidywaniach.Kiedy kilka miesięcypóźniej wrócił do Yorkshire, natychmiast dotarły do niego wieści o kolejnychzaręczynach przyjaciółki.Jak głosiły miejscowe plotki, tym razem panna Fairweatheroddała rękę Teddy'emu Threadgillowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Chybapowinnam raczej powiedzieć, że nigdy się w owym życiu nie pojawił.Sądzisz, żekiedykolwiek po mnie pośle albo sam przyjedzie do Hampton Manor? Szczerze wątpię.Pewnie przyjdzie mi dokonać żywota na wygnaniu, gdzieś tu na wrzosowiskach.- Są gorsze miejsca niż Yorkshire - rzekł lekkim tonem, wyraźnie próbując rozła-dować atmosferę.- Mógł kazać ci zamieszkać w Liverpoolu.- Brr.jak możesz wymawiać przy mnie tę nazwę? Wiesz przecież, że kojarzy misię z wątróbką, której szczerze nie cierpię.- Właśnie dlatego wspomniałem właśnie o tym mieście.Lubię patrzeć, jakmarszczysz nos za każdym razem, kiedy słyszysz to słowo.Schował ręce do kieszeni i stanąwszy u jej boku, popatrzył przed siebie.Terazoboje błądzili wzrokiem po okolicy.- Wyglądamy niczym dwa posągi strzegące wejścia do doliny - odezwała sięMaresa.- Nadal nie powiedziałaś mi, co się dręczy.Będzie mi jeszcze ciężej wyjeżdżać,jeśli będę się o ciebie zamartwiał.Najchętniej zatrzymałaby go przy sobie, ale skoro już musiał ją opuścić, lepiejżeby odjechał spokojny.Czekają go długie miesiące na morzu, a w Europie szalejewojna.Powinien zachować jasność umysłu, w przeciwnym razie może mu się przytrafićcoś niedobrego, a tego by nie zniosła.- Powiedziałabym ci, gdybym sama wiedziała, w czym rzecz.Augusta mówi, żezwyczajnie dorastam.Cóż, może istotnie o to chodzi.T L R- Twoja kuzynka twierdzi, że jesteś nieswoja w związku z tym, że wchodzisz wdorosłość? Nie wydaje mi się, żeby miała rację.Wzruszyła ramionami.- To całkiem dobre wytłumaczenie - orzekła, po czym zmieniła zdanie.- Nie, nie oto idzie.Jestem po prostu kompletnie zagubiona.Wszystko mi się poplątało.Nie wiem,już kim jestem i czego pragnę od życia.Tęsknię za dawnymi czasami, kiedy byłammłodsza i nie miałam żadnych trosk ani zgryzot, ale po prawdzie wcale nie mam ochotydo nich wracać.Nie czuję się jeszcze swobodnie w roli kobiety i obawiam się tego, comnie spotka w przyszłości.Czy będę potrafiła dokonać właściwych wyborów, podjąćmądre decyzje? A może będę z uporem powtarzać te same błędy? Mam wrażenie, żedotarłam do rozstaju dróg i nie mam pojęcia, w którą stronę pójść dalej.Mogłabymnigdzie się nie ruszać, ale to chyba niezbyt dobry pomysł.Tak czy owak najbardziejlękam się tego, że wybiorę nieodpowiednią ścieżkę.Czy dla ciebie okres dorastania byłrównie trudny?Odrzucił głowę i roześmiał się w głos.- Dziękuję za komplement, ale skąd u ciebie ta pewność, że już dorosłem?- Czasem mi się zdaje, że urodziłeś się dorosły.Nie widziałam, by kiedykolwiekmęczyły cię rozterki i niepokoje, podobne do tych, które nie dają spokoju mnie.- To jeszcze nic nie znaczy.Nic ponadto, że potrafię skrzętniej niż ty ukrywać to,co mnie gnębi.Bądźmy szczerzy, ty wprost uwielbiasz rozprawiać o swoichnieszczęściach.Szturchnęła go łokciem w bok.- Jak zwykle nie przepuścisz okazji, żeby ze mnie zadrwić.Dobrze wiesz, o co miidzie.- Tak, wiem, ale nie martw się, każdy miewa od czasu do czasu takie rozterki.Właściwie wszyscy zmierzamy w to samo miejsce, tyle że obieramy różne trasy.- Gdybym dajmy na to zmierzała do Francji, najpewniej udałabym się tam przezAmerykę Południową.Taka już jestem.Zachichotał i objął ją ramieniem.- Zobaczysz, kiedyś będziemy wspominać ten dzień z rozrzewnieniem.T L ROdwróciła się i zajrzała mu w twarz.- Ja już teraz czule go wspominam.Myślisz, że pozostaniemy przyjaciółmi na za-wsze?- Oczywiście, chyba że sama zdecydujesz inaczej.- Nawet kiedy będziemy po ślubie?- Ze sobą?Znów dała mu kuksańca.- Nie, głuptasie.Przecież jesteśmy przyjaciółmi.To chyba nawet lepsze niż byćmężem i żoną.Jak moglibyśmy się pobrać?- Jak? Normalnie, tak samo jak inne pary.Najpierw byśmy się zaręczyli, potemstanęli przed ołtarzem i tak dalej.Wyobraziła sobie, że są małżeństwem i mieszkają na tropikalnej wyspie w domu zogrodem położonym w uroczym zakątku wśród palm.Piękna poetycka wizja.Szkoda,że to jedynie ulotna iluzja.Wiatr rozwiał jej włosy.Wyciągnęła dłoń, by odgarnąć je z twarzy, ale Percy jąuprzedził.- Pozwól, że ja to zrobię - powiedział, ścisnąwszy ją za rękę.- Pewnie minie kilkamiesięcy, zanim znów będę mógł.- Proszę, nie przypominaj mi o tym.- Przepraszam.- Nie obawiasz się jechać na wojnę?- Nie - odparł, zatykając jej za ucho zbłąkany lok.- Na razie sprawy mają siędobrze.- Napoleon wciąż nienawidzi Brytyjczyków.Jestem przekonana, że niebawemznów zechce ruszyć do boju.Boję się o ciebie.Nie chcę, żebyś został ranny albo.albo.Percival ujął ją za ramię i poprowadził z powrotem do powozu.- Nie stanie mi się żadna krzywda - zapewnił po drodze.- I wrócę, zanim sięobejrzysz.- Wiem i już nie mogę się doczekać twego powrotu.Nie mieści mi się w głowie, żeT L Rzostanę tu sama.To takie dziwne.Co ja bez ciebie pocznę?- Idę o zakład, że znów przyjmiesz czyjeś oświadczyny.- Nawet nie skomentuję tej niedorzecznej uwagi - obruszyła się i pospieszniezmieniła temat.- Będziesz do mnie pisał?- Tak często, jak tylko będę mógł.- Ja będę pisać codziennie.- Dopóki ponownie się nie zaręczysz - rzucił żartobliwie, niby mimochodem, alenie wiedzieć czemu jego słowa nabrały w jej uszach większego znaczenia - znaczenia,które w dodatku niezbyt jej się spodobało.Jako że nie lubiła rozwodzić się nad własnymisłabostkami, postanowiła nie analizować swojej reakcji.- Przestaniesz wreszcie? Umyślnie się ze mną droczysz.Jesteś niesprawiedliwy,szczególnie że ostatnio doszłam do wniosku, że pewnie nigdy więcej się nie zakocham.Bronwell roześmiał się z nieskrywanym powątpiewaniem i pomógł jej wsiąść dobryczki.W drodze do Hampton Manor Maresa znów była sobą.Chichotała i paplała zożywieniem jak najęta.Przycichła zaledwie kilka razy, kiedy niespodziewanie dopadły jąwspomnienia.Po powrocie zasiedli w salonie i rozegrali dwie partie szachów.Podczas pierwszejFairweatherówna promieniała, zadowolona z łatwego zwycięstwa.W trakcie drugiej raptem przestało jej być do śmiechu.Pod koniec przegranej grywyraźnie spochmurniała.Percival zadał jej mata i zebrawszy pionki, zaczął zbierać się do wyjścia.- Zaczekaj - zatrzymała go.- Odprowadzę cię do powozu.Gdy wyszli na dziedziniec, Percy cmoknął ją lekko w policzek.Posłała mu rozeźlone spojrzenie.- Tylko tyle? Nie mogę liczyć na czulsze pożegnanie?- Dostałabyś więcej, gdybyś pozwoliła mi wygrać dwukrotnie.- Albo gdybyś ty nie pozwolił mi się ograć za pierwszym razem.- Uznałem, że tak będzie lepiej.- Słusznie.Jedno zwycięstwo dla mnie, jedno dla ciebie.Dobraliśmy się jak wT L Rkorcu maku.Pasujemy do siebie wprost idealnie.- Tak.Pod każdym względem - zgodził się ochoczo, całując wnętrze jej dłoni.- Zwyjątkiem miłości.Ten niewinny pocałunek sprawił, że poczuła na plecach dreszcze.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYMiłość przypomina pułapkę na myszy.Łatwo w nią wpaść, lecz znacznie trudniej się z niej wydostać.(przysłowie hiszpańskie)Percy jak zwykle nie pomylił się w swoich przewidywaniach.Kiedy kilka miesięcypóźniej wrócił do Yorkshire, natychmiast dotarły do niego wieści o kolejnychzaręczynach przyjaciółki.Jak głosiły miejscowe plotki, tym razem panna Fairweatheroddała rękę Teddy'emu Threadgillowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]