[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Biedny Harry.- Nie mówiłem tego dotychczas, ale teraz tak pomyślałem.- Chodzmy- powiedziałem do niej.- Zostawimy ten pokój w takim stanie, w jakim jest, żeby obejrzał goKaleb.Proszę zejść do salonu - dodałem tonem apodyktycznego ojca - i zadzwonić do Kalebana numer posterunku.Niech pani mu powie, że tu jesteśmy i co tu zastaliśmy.- A co pan będzie robił?- Zamierzam obejrzeć resztę pokoi - odparłem.Posłusznie ruszyła na dół.Obserwowałem ją, dopóki nie minęła szklanych stópświętego i nie zniknęła w holu.Potem obszedłem metodycznie wszystkie pokoje pierwszegopiętra, kolejno otwierając drzwi i zaglądając do wnętrza.Przypominało to zwiedzaniemuzeum, w którym najcenniejsze eksponaty trzymano w salach ekspozycyjnych.Przebyłemepokę wczesnoamerykańską, epokę króla Jerzego i epokę edwardiańską.Im bardziejoddalałem się od klatki schodowej, tym więcej było pomieszczeń umeblowanychprzypadkowo, jakby wstawiono do nich to, co pozostało.Pokoje znajdujące się najbliżej77SR sypialni Harry'ego były w dobrym stanie, odkurzone i wyfroterowane.Ale idąc dalejdostrzegałem w zakamarkach śmieci oraz cienką warstwę szarego kurzu na blatach stołów iparapetach.Prune nigdy by do tego nie dopuściła.Kiedy stanąłem u szczytu klatki schodowej, usłyszałem z dołu głos dziewczyny, którarozmawiała przez telefon.Zdałem sobie sprawę, że nadal nie potrafię o niej myśleć jako ożonie Harry'ego.Ale skoro małżeństwo nie zostało skonsumowane, to miałem prawo dowątpliwości, czy istotnie nią była, a to prowadziło do następnego pytania: po co ktokolwiekwłamywałby się do tego domu, żeby ukraść świadectwo ślubu? Jedyny motyw, jaki przy-chodził mi do głowy, to chęć unieważnienia małżeństwa.To z kolei rodziło interesującepytania dotyczące spadku.Pieniądze mogą być korzeniami zła, ale są również korzeniamiwiększości przestępstw.Słysząc, że nadal rozmawia, poszedłem na drugie piętro.Tu warstwa kurzu byłajeszcze grubsza.Próbowałem sobie przypomnieć, ilu służących zatrudniał Harry.Zpewnością nie aż tylu co Vanderbiltowie.Tak czy owak od pewnego czasu nikt nie wchodziłna to piętro, bo kurz pokrywał całą podłogę.Nie wiem, co spodziewałem się znalezć; chybaślady stóp.Ale wyglądało na to, że nie było tu nikogo od początku lata.Mimo to obszedłemkolejno wszystkie pokoje.Ponownie uderzyła mnie różnica między starymi a nowymi pie-niędzmi.Wszystkie pokoje były puste.Ani jednego mebla.Strychy rezydencji starych rodzinzawsze były zagracone różnymi przedmiotami, których nigdy nie wyrzucano.Bogaci nigdyniczego nie wyrzucali.Czasem, z najwyższym wysiłkiem, oddawali coś na cele dobroczynne,by uzyskać ulgę podatkową.Ktoś zwrócił mi kiedyś uwagę, że ludzie zamożni nigdy niekupują mebli.Człowieka naprawdę bogatego poznać można po tym, że kiedy przerabia swójdom, znajduje na strychu wszystko, co jest mu potrzebne.Bogacze kupują tylko materiałyobiciowe.Kiedy zszedłem na dół, nie było tam ani śladu dziewczyny.Wróciłem na taras izacząłem się za nią rozglądać, ale nie było jej ani w ogrodzie, ani na trawniku, ani nawidocznych w oddali wydmach.Stałem tam próbując zebrać do kupy wszystkie fakty, a onanagle podeszła do mnie od tyłu i powiedziała:- Zrobiłam kawę.- Sam nie wiem, dlaczego mnie to zaskoczyło.Każdy potrafi zrobićkawę, nawet ja.Kac, którego przytłumiła na godzinę wódka z sokiem, groził nowym atakiem.Wypiłem łyk kawy.Była znośna.- Dzięki - powiedziałem.- To ja powinnam dziękować.Nie okazałam wielkiej wdzięczności, prawda?- Nie szkodzi.To wszystko nie było dla pani łatwe.Spojrzała w kierunku ciągnącego się za trawnikami i plażą oceanu.- Wie pan, tu nie chodzi o śmierć Harry'ego.Nie znałam go aż tak dobrze.-Pomyślałem, że jest to dziwny sposób mówienia o zmarłym mężu.Ale nie odzywałem się.78SR Byłem Alicją po drugiej stronie lustra; szedłem przez świat, w którym znałem tylkokrajobrazy, a wszystko inne było nowe.- Ale jestem zaszokowana tym wszystkim.%7łyciebędzie teraz wyglądać zupełnie inaczej.- A jak wyglądało dotychczas? - spytałem sącząc kawę.Zanim zdążyła odpowiedzieć, zobaczyłem siostrzeńca Kaleba, który wyszedł zzawydm i zdążał w stronę domu.Miał na sobie ciemnobrązowy mundur.Pomyślałem, że Kalebmusiał wysłać go wcześniej.- Ma pani gości - powiedziałem do dziewczyny, bo zza wydm wyszli dwaj następnimężczyzni.Nie mieli na sobie mundurów, jak zastępca szeryfa, ale byli to stali mieszkańcymiasteczka.Z tej odległości nie mogłem ich rozpoznać, ale szli inaczej niż goście przyjeż-dżający tu tylko na lato.I byli mocniej zbudowani.Letnicy wydawali majątki na zbijaniewagi, natomiast miejscowi wydawali pieniądze na jedzenie i gromadzenie zapasu tłuszczu nadługą zimę.Przeszukiwali plażę.Kaleb lubił udawać prowincjonalnego prostaczka, ale nagleprzypomniałem sobie, że był podobno najlepszym studentem w swojej grupie w akademiipolicyjnej.Zastanawiałem się, kto mi to mówił.Może Magda, redaktorka naszej gazety.- Dzień dobry, panie Harriman - zawołał Ron, zbliżając się do tarasu i machając napowitanie.- Jak się pan miewa?- Zwietnie, Ron.Znalezliście coś?Gapił się na dziewczynę.Musieli być w tym samym wieku, około dwudziestki.Zastanawiałem się, o czym on myśli.Musiał wiedzieć, że była żoną Harry'ego Boetchnera.Ona zaś, odczytując w jego oczach wyraz dezaprobaty, odwróciła głowę i spojrzała na dom.- Do diabła, nie wiemy nawet, czego mamy szukać - zawołał do mnie z dołu Ron.-Kaleb kazał nam pojechać na plażę i zwracać uwagę na wszystko, co wyda nam sięnietypowe.Ale na tej plaży właściwie wszystko jest nietypowe, jeśli rozumie pan, o co michodzi.W tym czasie plaża stawała się po zmroku jednym długim terenem miłosnych przygód.Rano - każdego ranka - można było na niej znalezć wszystko: środki antykoncepcyjne,podarte majtki, pojedyncze tenisówki i kosztowną bieliznę.Ron wskazał dwóch mężczyzn,którzy nieśli wielkie torby na śmieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl