[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Powinnaś zostać przynajmniej chwilę, żeby wypić kieliszek wina iporozmawiać.Elise nie przypominała sobie, żeby wcześniej widziała tegomłodzieńca.Pomyślała, że z pewnością jest szlachcicem i ma najwyżejdwadzieścia lat.Zastanawiała się, co teraz zrobi.On jednak sprawiałwrażenie uradowanego jej wizytą i, nie wiedzieć czemu, nie czuła się przynim zagrożona.- W tym śnie nie mam czasu na pogawędki.Może innym razem.- To bardzo rozczarowujący sen.W rzeczy samej, nazbytprzypominający jawę.Dziewczyny ze snów powinny przybywać, byspełniać wszystkie życzenia.Pogroziła mu palcem.-Nie mamy takiego obowiązku - powiedziała, cofając się W stronędrzwi.Szedł za nią, ale nie próbował zmniejszyć dystansu.Pokręciłgłową.- Nawet w snach dziewczyny uciekają przede mną.- Nie wydaje mi się, żeby kobiety uciekały przed tobą, panie.- Mówisz jak prawdziwa dziewczyna ze snu, lecz, niestety, mylisz się.Wygląda na to, że choćbym nie wiem jak ostrożnie je podchodził,pierzchają przede mną jak stada ptaków.- Pewnie podejrzewają cię o niecne zamiary - rzuciła Elise, juz prawieprzy drzwiach.- Sądziłem, że wszystkie męskie zamiary są niecne? Zaśmiała się.- Może więc przeraża je twój cynizm.- Niesprawiedliwie mnie oceniasz.Jestem romantyczny.Nie mawiększego romantyka ode mnie.- Wskazał ją ręką.- Znią mi siętajemnicze kobiety, wchodzące nocą przez okno do mojej komnaty.Skądsię biorą? Przed kim uciekają? Myślę, że przed kimś złym.- Bardziej złym, niż przypuszczasz.Jak się nazywasz? - zapytała.- Mam zaszczyt być lordem Carlem.To zamek mojego ojca.- Twój ojciec właśnie przyjechał.- Istotnie? Miał być w Dunharrow, o dzień drogi stąd.Niezawiadomiono mnie o jego przybyciu. - Mimo to jest tutaj.Teraz spojrzał na nią z nieco poważniejszą miną i zadumą namłodzieńczej twarzy.- Na pewno nie uciekasz przed moim ojcem.On wcale nie jest zły.Prawdę mówiąc, powszechnie cieszy się opinią człowiekasprawiedliwego.- Czasem, bezwiednie, jesteśmy narzędziami w rękach innych.Oparłasię plecami o drzwi.- Tak więc to przed moim ojcem uciekasz.Teraz postawiłaś mnie wnader dziwnej sytuacji.Zatem to jeden z tych snów, w których trzebadokonywać trudnych wyborów.Pozostać lojalnym wobec ojca i zawieśćzaufanie pięknej kobiety lub sprzymierzyć się z dziewczyną ze snu, którautrzymuje, że jest niewinna.Mogę zapytać, jak się nazywasz?- Czy byłabym tajemnicza, gdybym wyjawiła ci moje nazwisko?Teraz, zanim się ockniesz, muszę cię pożegnać.Uchyliła drzwi, zerknęła i zobaczyła, że korytarz jest pełen ludzi.Niemal wszyscy stali przed drzwiami jej komnaty.Natychmiast zamknęładrzwi i odwróciła się do młodzieńca, który podszedł bliżej i stał teraz dwakroki od niej.- Może przyda mi się kieliszek wina i chwila rozmowy - powiedziała zwymuszonym uśmiechem.- Czy mój ojciec jest na korytarzu?- To możliwe - odparła cichutko.- Co zrobiłaś, że cię ściga?- Mówię prawdę.Uciekam przed niedobrym człowiekiem.Niezrobiłam nic złego ani niegodnego.Przysięgam.Przez chwilę patrzył jej w oczy, a potem kiwnął głową.- Jeśli to sen, cóż szkodzi, że pozwolę ci uciec?- Myślę, że nic.- Dokąd pójdziesz?- Na dół, schodami dla służby.- A potem?- Na przystani jest przycumowana łódz.Kiwnął głową.- Pozwól, że wyjrzę na korytarz.- Dajesz słowo? - szepnęła. - Nie wydam cię - odparł.Wiedziona nagłym odruchem, Elise pocałowała go w policzek Iodsunęła się, z mocno bijącym sercem.Lord Carl otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.Po chwili otworzyłdrzwi.- Szybko - szepnął, biorąc ją za rękę.Przebiegli przez korytarz naschody dla służby, które były ciemne i puste.- W moim śnie zapada ciemność - rzekł, po omacku odnajdując drogęi prowadząc Elise.- Mrok jest próbą naszej wiary - odparła - przy której musimywytrwać.- Mówisz jak kobieta ze snu - powiedział.Elise nie odpowiedziała, ponieważ potknęła się i tylko dzięki pomocyzbawcy nie straciła równowagi.- Nie tak szybko - powiedziała.- Chcemy dotrzeć na dół cali i zdrowi.Nagle usłyszeli dobiegający z góry hałas i na klatce schodowejzapaliło się światło, spływając kaskadą po stopniach.- Biegnij! - szepnął jej towarzysz.Mając oświetloną drogę, zbiegli po schodach na dół, prawie nicdotykając stopni.Z góry dobiegał tupot nóg.Po chwili znalezli się winnym korytarzu, oświetlonym obsadzonymi w lichtarzach świecami.Pobiegli bez tchu, trzymając się za ręce, i gdy minęli załom korytarza,wpadli prosto na gromadę zbrojnych.- Ach, w samą porę - rzekł pospiesznie lord Carl, robiąc im przejście.-Na korytarzu przed moim pokojem wybuchło jakieś zamieszanie.Wskazał drogę zbrojnym, lecz ci nie ruszyli się.- Lordzie Carl? - ośmielił się odezwać jeden z nich.- To ta kobieta jestpowodem tego zamieszania.- Nie sądzę, by.Było już jednak za pózno.Ludzie zbiegający po schodach wybiegli nakorytarz, odcinając im odwrót.Elise pomyślała, że teraz już nic jej nieuratuje.Gdyby była kobietą ze snu i mogła teraz zniknąć!Po chwili pojawił się mocno zbudowany mężczyzna, przed którymzbrojni rozstąpili się z szacunkiem.Był tak podobny do Carla, że Elise nabrała pewności, iż to jego ojciec.Za nim szli dwajkrzepcy ludzie, prowadząc Gartnna.- Co się tu dzieje? Carl?Elise zdała sobie sprawę, że wciąż trzymają się za ręce, i rozluzniłapalce, lecz Carl nie puścił jej dłoni.- Nie wiem, ojcze.Zwiedzaliśmy zamek, kiedy zatrzymali nas ciludzie.- To ta kobieta, wasza miłość - rzekł jeden ze służących.- Widziałemją w zamku lorda Menwyna Willsa.To córka lorda Carrala, wasza miłość,jestem tego pewny.Lord A'denne zmierzył ją poważnym spojrzeniem.- Jesteś córką lorda Carrala Willsa? - zapytał.Elise nie wiedziała co powiedzieć, a nawet gdyby było inaczej, i taknie mogła wykrztusić słowa.- Z pewnością nie - rzekł Gartnn.- Nie pytałem ciebie, minstrelu - rzekł surowo lord A'denne.- Nie.nie jestem, panie - zdołała wykrztusić Elise, myśląc, że toprzeczenie brzmi zupełnie nieprzekonująco.Lord przyglądał się jej jeszcze przez chwilę.- Nie, ja też sądzę, że nie jesteś.- Ależ, wasza miłość! - wyjąkał sługa.Szlachcic odwrócił się itrzepnął go w ucho.- Dość narobiłeś zamieszania - rzekł stanowczo -wysuwając fałszywe oskarżenia wobec moich gości.Przez ciebieniepotrzebnie spędziłem cały dzień w siodle.Natychmiast przeproś.Mężczyzna skulił się i zwiesił głowę.- Oczywiście.Pokornie przepraszam.Najpokorniej.-1 ani słowa więcej, inaczej zrobię cię stajennym.- Lord znowuobrócił się do Elise i pokręcił głową.- Jak się nazywasz, moja droga?- Angelinę.Angelinę A'drent.- Szlacheckie nazwisko - rzekł lord i uprzejmie się skłonił.To Gartnn nadał jej to nazwisko.Wielu minstreli występowało podprzybranymi nazwiskami i niektórzy z nich byli wysoko urodzeni,chociaż wśród tych ostatnich rzadko spotykało się kobiety [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl