[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wspomniałam też sobie ową Doli Leke i tenkosmyk włosów, który dostała od Muna.Wzruszyłam ramionami i wróciłam doskrzyni, a na dworze rozległy się kościelne dzwony na takie czy inne święto.Nagle nadeszła Trunco, wołając, że pani matka poszukuje mnie wszędzie.Jestem, kochana Trunco - rzekłam - i pójdę teraz do niej.Ale nikt nie będziemną tu rozporządzał dłużej niż parę tygodni.Trunco podniosła ręce, wołając:  Ojej, panienko! Straszno mi! Czy panienkachora? Powiadasz: Nie zostanę dłużej niż parę tygodni.Czyż nie żal tak mówić,kiedy tyle pięknych kwiatów zakwitło?. Ach, wiosenne kwiaty, wiosenne kwiaty! - krzyknęłam.-Niech Bóg wybawiod zawodnych pierwiosnków, kluczyków, kaczeńców i fiołków! I oby te dwakościelne dzwony ucichły na wieki! Tak głupio wydzwaniają wciąż: Ja i ty, ja ity! Powiedz swojej Trunco, co ci dolega , prosiła. Nic takiego, kochany smoluchu - odrzekłam - jedynie to, że mam niedługopoślubić pana Johna Miltona z Cambridge i z Londynu, szlachcica i poetę, ale tojeszcze tajemnica, więc zrób to dla mnie i nic nie mów.  Nie znam tego pana - zawołała Trunco.- Nigdy nie mówiłaś, że zamieniłaśchoć jedno słowo z jakimś panem Miltonem. Bo też nie zamieniłam - powiedziałam.- Niemniej wyjść za niego muszę.Widziała, że nie mam ochoty do dalszej rozmowy.Zaczęła głośno płakać izawodzić na myśl o moim wyjezdzie.Powiedziałam jej, że po ślubie wyjedzierazem ze mną, bo tak załatwiłam sprawę z ojcem.Wtedy otarła łzy ibłogosławiła ten dzień.%7łyczyła mi szczęścia, największego w świecie, i zaczęławyłamywać sobie palce z radości, co mnie zawsze drażniło, więc rzekłam jej, żejeśli będzie tak robić, to nie wezmę jej ze sobą.Potem wstałam i poszłam szukaćmatki, która wciągnęli innie zaraz do swego pokoju i zaczęła się rozwodzićpowianie i przesadnie nad wstydem i kłopotami, jakie wynikają z plotekrozsiewanych o mnie przez naszych wrogów.Zapytali mnie, czy gotowa jestemna to, aby poddać się jej kierownictwu i przy jej pomocy odkupić swą winę.Cicho się zaśmiałam i wyraziłam nadzieję, że chyba jej nie /martwiwiadomość o mej rozmowie z ojcem, który, choć przybrał tę sprawę w innąszatę, mówił mi o niej przed chwili) w tym samym duchu, przynaglając mnie,bym poślubiła niejakiego pana Miltona.Zaskoczyło ją to, gdyż ojciec nie miał, zdaje się, mówić ze mną o tej sprawie,zanim matka jej nie zagai.I z tego wpadła w wielką złość.Uspokoiłam jąszybko, zapewniając, że ojciec wyłożył mi rzecz jasno i dyskretnie i jestemgotowa poddać się jego woli. No, córeczko - rzekła - nigdy nie myślałam, że wymowa ojca tak prędko cięprzekona.Jakich użył argumentów? Dziecko winno posłuszeństwo rodzicowi,ale słowo daję, że będąc w twojej skórze, nie poddałabym się tak szybko.Amoże użył podstępu? Czy ci zachwalał pana Miltona jako człowieka o wielkimmajątku i urodzeniu i broniącego słusznych przekonań religijnych ipolitycznych? Czy tak? Czy ci obiecał bogaty związek? Nie, pani matko - odrzekłam.- Określił mi pochodzenie pana Miltonakrótko, ale wystarczająco.Obiecał mi skromne wygody w domu londyńskimprzy ulicy Aldersgate.Wszystkie pochwały pism pana Miltona podawał nie odsiebie.Ale rzekł krótko i węzłowato, że poślubić go muszę, aby odpędzićwierzycieli od naszych drzwi.Wyglądał tak żałośnie, że obiecałam spełnićobowiązek córki, byle tylko się nie rozpłakał.Jedynie to sobie zastrzegłam, żeTrunco pojedzie ze mną.Bez niej byłabym samotna, a gdyby działo się zle, onastanie przy mnie.Matka poklepała mnie po ramieniu mówiąc: Jesteś dziewczyną roztropną irozumiesz, co jest korzystne dla nas wszystkich.Nie znam tego człowieka, aletwój narwany wuj Jones wystawia mu dobre świadectwo.Nie wątpię, że spłodziz tobą zdrowe dzieci, będzie cię wiernie kochał i zdaje mi się, że obrotniejszybędzie w interesach aniżeli twój biedny ojciec.Nie skrywam swegorozczarowania, bo związek jest marny, ale to twoja wina, że zepsułaś ciastojeszcze w piecu.Musisz jeść chleb, który upiekłaś, chociaż nie jest najbielszy. Pani matko, a Trunco? , zapytałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl