[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.One wszystkie potrzebowały mnie, albo były o tym przekonane.Wydajesię, że Ty mnie potrzebujesz w ten sam sposób.Ty nie możesz być Bogiem.Tyjesteś kimś innym, kimś, kto udaje tylko Boga".Ten gambit też mu nie wyszedł.I wtedy zaczęło mu coś świtać:  Bóg po-dobny do Marbeth? To niemożliwe.Nie mogę w to uwierzyć.Ale może, właśniemoże, może mógłbym właśnie w ten sposób kochać Boga.Kto wie".Następnego dnia znalazł się w pułapce:  Bóg, który ma słabe strony? Niewierzę.Nie chcę być kuszony przez Ciebie.Przez całe życie próbowałem unikaćpokus atrakcyjnych kobiet.A Ty nie jesteś, nie możesz być bardziej od nichatrakcyjny.Mogę również oprzeć się Twojemu powabowi.Oszaleję, jeśli nieodejdziesz.A może już jestem szalony". Nie wierzę, że przewijałeś się poprzez wszystkie miłości mego życia, nawetprzez te złe i grzeszne.Nie wierzę, żebym w tych miłościach przez całe życie takszukał Ciebie, jak Ty szukałeś mnie.To niedorzeczne.Odejdz.Odprawiam Cię.Wszystko skończone.Koniec, kropka.Wracam do swojego zwykłego ja".W końcu tak, jak my wszyscy, którzy uwikłaliśmy się w sprawy z Bogiem,musiał ulec. W porządku.Wygrałeś.Wiedziałeś, że wygrasz".Od tego miejsca pamiętnika Johnny'ego nie wypełniają już szczegóły sukce-sów Don Juana lub ambitnego, pnącego się po drabinie kariery kościelnej du-chownego, ale proste, eleganckie kazania, obejmujące tematy od pokoju do miło-ści rodzinnej.Były tam też włączone bezpośrednie, pełne pasji błagania skiero-wane do Ojca Zwiętego, aby mu raczej dodał odwagi, a nie wypominał złych po-stępków.W innym znowu miejscu prosił, aby ustosunkował się do roli kobiet wKościele.Nie był to list, jaki wysłałby ambitny ksiądz.Widziany tu Johnny byłzupełnie inny od tego z początków kariery, który kiedyś wypisywał płaskie, ba-nalne kazania pełne dowcipów.Teraz istniał Johnny odmieniony, zdecydowany iotwarty.Najbardziej zdumiało mnie, że ta zmiana spowodowała, iż obecnie mo-głem nawet podziwiać tego nowego Johnny'ego.Strona 291 z 300LRT 2012-08-30 19:59:0358Zdumiewająca historia, pomyślałem, odkładając ostatnią stronę pamiętnika.Czy pod koniec życia był szalony? Czy po odkryciu, że Karolina była jego córką,postradał zmysły? Ale chyba zwariował, myśląc, że byłem jego przyjacielem.Ile w tych setkach stron tkwi dynamitu? Wystarczy, żeby zatopić kilka stat-ków.Jego wypady seksualne, kiedy jeszcze był seminarzystą, wystarczyłyby, abyw pewnych sferach pogrzebać nawet myśl o kanonizacji.I chociaż był powściągliwy, podobnie jak Mary Elizabeth, aż po ostatecznespełnienie pasji całego życia, docenił szczęśliwy wynik tego związku: małą Ka-rolinkę, której niesamowite podobieństwo do młodej, rozpromienionej Delii naj-bardziej uwidoczniło się w uspokojonych pod wpływem śmierci rysach jej twa-rzy.Wyjrzałem przez okno biura Mary Elizabeth.Wracając ze szkoły do domu,ulicą wolno szły dziewczęta w mundurkach Trinity.Wkrótce pojawią się dzieciod Zw.Aukasza.Czas odejść.Nie było wątpliwości, że miał przynajmniej jedno nieślubne dziecko.Mia-łem na to dowód.Matka dziecka potwierdziła.A on faktycznie przyznał się wswoim pamiętniku.W liście do kardynała mogłem napisać coś w tym stylu:  Uzyskałem nie-podważalne zeznanie, włącznie z potwierdzeniem matki, że zmarły kardynał, wlatach pełnienia funkcji arcybiskupa, był ojcem nieślubnego dziecka.Obecnie niema sensu podawać nazwiska dziecka ani miejsca jego pobytu.Niemniej, w tychokolicznościach, byłoby prawie niemożliwe, aby był odpowiednim kandydatemdo procesu kanonizacyjnego".Być może, mimo powolnego przeciekania informacji o nieślubnym dziecku,nadal ogólnie byłby czczony.Tego nie mogłem powstrzymać.Może kiedyś, wprzyszłości, gdy komisja archidiecezjalna będzie badała tę sprawę, to, co napiszęw tym liście, nie będzie już miało takiego znaczenia jak dzisiaj.Niemniej jednakwykonałem zadanie.Strona 292 z 300LRT 2012-08-30 19:59:04Ochroniłem też  i to dość dobrze  Marbeth i Karolinę.Johnny był przezkilka lat arcybiskupem w Rzymie, w zespole Sekretariatu Stanu, zanim przysłanogo do Chicago.Mógł równie dobrze tam zostać ojcem.Kardynał będzie mógł sobie dowolnie spekulować.Nie będzie wiedział,gdzie szukać dowodów, i nie leży w jego interesie, aby to robić.Usunąłem kilka stron z piętrzącego się przede mną stosu kartek.Zrobię sobiez nich kopie do moich tajnych dokumentów.Włączając kopiarkę, otworzyłemprzypadkowo teczkę.Wypadła z niej książka Kena Woodwarda.Otworzyłem ją irzuciłem okiem na ostatnią stronę.Tylko Bóg tworzy świętych.Niemniej to my musimy przekazywać ich dzieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl