[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- DobryBoże, nie.Podniosła w górę ręce.- Tak tylko powiedziałam.Powiedz mi, co złego jest w umawianiu się,spędzaniu miło czasu i bzykaniu?- Nie ma w tym nic złego.Ja po prostu.- Wzruszyłam ramionami.-To nie w moim stylu.- To może powinnaś przemyśleć, co jest w twoim stylu - poradziła mi,wstając.- Bo tak szczerze, kochanie, nie wydaje mi się, żeby to, co maszteraz, sprawiało ci wielką frajdę.- Dzięki za radę - rzuciłam z przekąsem.- Sarkazm - odparła wyniośle - jest dowodem winy!I opuściła mój pokój w chmurze perfum Obsession, zostawiającpuszkę na skraju biurka.Krople napoju powoli kapały na blat.Zamierzałam spokojnie pomyśleć w autobusie o tym, co powiedziałaMarcy i o tym, co mi obiecał Dan.Bez zobowiązań.Pomysł byłpociągający, ale śmieszny.Ludzie nie mogą się tak po prostu bzykać.Niemogą.Prędzej czy pózniej jedna albo druga strona angażuje sięemocjonalnie, ktoś kogoś rani.Nie jesteśmy stworzeni do tego, żebyoddzielać seks od miłości.Przecież nie bez powodu wpadamy w euforięw obu tych sytuacjach.Seks i miłość idą ze sobą w parze.Możnatwierdzić, że ludzkość potrzebuje seksu tylko po to, żeby tworzyć rodzinyi przedłużać gatunek, ale prawda jest taka, że im częściej dwie osobyuprawiają seks, tym większe jest prawdopodobieństwo, że jedna z nichsię zakocha.Zastanawiałam się, ile razy będziemy musieli się spotkać, żeby tak sięstało z nami.Patrzyłam przez okno na uliczne latarnie i jak zawsze jeliczyłam.Zawsze było ich tyle samo.Pomyślałam, że cale moje życiedefiniują liczby.Ile razy przyjmę Dana do swojego ciała, zanim jedno znas poczuje ukłucie emocji?I czy będę potrafiła to skończyć, jeśli tym kimś okażę się ja?Nie chodziło o to, że jeszcze nigdy nie miałam chłopaka albo niebyłam zakochana.Byłam, kiedyś.Dawno temu.Byłam zakochana pouszy, szaleńczo, obłąkańczo, z pasją, w chłopcu, którego uważałam zarycerza w lśniącej zbroi.Tak przy okazji to zabawna rzecz z tą lśniącązbroją.Szybko matowieje.Zanim dojechałam do domu, postanowiłam, że już się z nim niespotkam.Nasza znajomość nie miała większego sensu.Właściwie niemiała najmniejszego sensu - spełnienie cielesne nie gwarantuje spełnieniaduchowego.Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.Nie miałamzamiaru do niego dzwonić.Ani się z nim spotykać, ani.ani.Kiedy wróciłam do domu, stwierdziłam, że moja matka dzwoniła trzyrazy.Zostawiła na sekretarce tak długie wiadomości, że na taśmie niebyło już miejsca.Westchnęłam.Nie potrafiłam jej ani nienawidzić, aniignorować.Wysłuchałam jej tyrady, a potem podniosłam słuchawkę iwykręciłam numer.- Kto mówi? - jej głos zabrzmiał płaczliwie.Staro.Musiałamprzywołać się do porządku, przypomnieć sobie, że niedawno skończyłasześćdziesiąt lat i daleko jej do zgrzybiałej staruszki inwalidki.- Ella?- Mamo, proszę, mów do mnie Elle.- Zawsze wołaliśmy na ciebie Ella.A potem znowu zaczęła nawijać i już nie próbowałam jej poprawiać.- Słuchasz mnie? Jakbym miała jakiś wybór.- Tak, mamo.Prychnęła w słuchawkę.- Kiedy przyjedziesz mnie odwiedzić?- Mam mnóstwo pracy.Przecież wiesz o tym.Słuchałam jednym uchem i jednocześnie napełniałam czajnik wodą iwyjmowałam z zamrażalnika gotowe danie, żeby je szybko wrzucić domikrofalówki.Jeden talerz.Jedna szklanka.Jeden widelec.Jednonakrycie na stole, wystarczająco dużym, żeby się przy nim zmieściłycztery osoby.Nigdy nie widział takiego tłoku.Nie urządzałamproszonych obiadków.- Ella, chcę, żebyś mnie zawiozła na cmentarz.Tata nie może, bo niejest w stanie prowadzić.Widelec zadzwięczał w starciu z talerzem.- Mamo, powiedziałam ci już, że tego nie zrobię.Zapadła -niewiarygodne - długa cisza.Nie słyszałam nic oprócz jej oddechu.- Elspeth Kavanagh - powiedziała w końcu.-Możesz przynajmniej odczasu do czasu położyć róże na jego grobie.W końcu był twoim bratem.Wstydz się.Byl twoim bratem i kochał cię.Czajnik zrobił to, na co miałam ogromną ochotę - krzyknął izapiszczał.Trzęsącymi się rękami wyłączyłam gaz i zaczęłam nalewaćwodę do kubka.Trochę rozlałam, zapiekły mnie palce.Zasyczałam zbólu.- Co się stało?- Poparzyłam się gorącą wodą.I znowu się rozkręciła.Zaczęła paplać o najlepszych sposobachleczenia poparzeń i o tym, że powinnam mieć kogoś, kto by sprawdził,czy dobrze założyłam opatrunek, i w ogóle kogoś, kto będzie mógł się omnie zatroszczyć.Ponieważ, co było przecież oczywiste, nie potrafiłamzatroszczyć się o siebie sama.Zakończyłam tę rozmowę tak szybko, jaktylko się dało.Spojrzałam na herbatę, na jedzenie, na samotny talerz.- Wiem, kim był - powiedziałam głośno w przestrzeń pustej kuchni.Dan otworzył mi drzwi z potarganymi włosami i zaspanymi oczami.Na mój widok otworzyły się szeroko.Miałam na sobie czarnynieprzemakalny płaszcz i szpilki.Do tego czerwoną szminkę i czarnyeyeliner.Wiedziałam, jak to wygląda.Parodia marzeń masturbujących sięnastolatków.Zamknęłam za sobą drzwi.- Cześć.Uśmiechnął się.- Co za niespodzianka.To niezwykle satysfakcjonujące widzieć, jak mężczyzna twardniejena sam twój widok.Miał na sobie flanelowe spodnie od piżamy, nisko nabiodrach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.- DobryBoże, nie.Podniosła w górę ręce.- Tak tylko powiedziałam.Powiedz mi, co złego jest w umawianiu się,spędzaniu miło czasu i bzykaniu?- Nie ma w tym nic złego.Ja po prostu.- Wzruszyłam ramionami.-To nie w moim stylu.- To może powinnaś przemyśleć, co jest w twoim stylu - poradziła mi,wstając.- Bo tak szczerze, kochanie, nie wydaje mi się, żeby to, co maszteraz, sprawiało ci wielką frajdę.- Dzięki za radę - rzuciłam z przekąsem.- Sarkazm - odparła wyniośle - jest dowodem winy!I opuściła mój pokój w chmurze perfum Obsession, zostawiającpuszkę na skraju biurka.Krople napoju powoli kapały na blat.Zamierzałam spokojnie pomyśleć w autobusie o tym, co powiedziałaMarcy i o tym, co mi obiecał Dan.Bez zobowiązań.Pomysł byłpociągający, ale śmieszny.Ludzie nie mogą się tak po prostu bzykać.Niemogą.Prędzej czy pózniej jedna albo druga strona angażuje sięemocjonalnie, ktoś kogoś rani.Nie jesteśmy stworzeni do tego, żebyoddzielać seks od miłości.Przecież nie bez powodu wpadamy w euforięw obu tych sytuacjach.Seks i miłość idą ze sobą w parze.Możnatwierdzić, że ludzkość potrzebuje seksu tylko po to, żeby tworzyć rodzinyi przedłużać gatunek, ale prawda jest taka, że im częściej dwie osobyuprawiają seks, tym większe jest prawdopodobieństwo, że jedna z nichsię zakocha.Zastanawiałam się, ile razy będziemy musieli się spotkać, żeby tak sięstało z nami.Patrzyłam przez okno na uliczne latarnie i jak zawsze jeliczyłam.Zawsze było ich tyle samo.Pomyślałam, że cale moje życiedefiniują liczby.Ile razy przyjmę Dana do swojego ciała, zanim jedno znas poczuje ukłucie emocji?I czy będę potrafiła to skończyć, jeśli tym kimś okażę się ja?Nie chodziło o to, że jeszcze nigdy nie miałam chłopaka albo niebyłam zakochana.Byłam, kiedyś.Dawno temu.Byłam zakochana pouszy, szaleńczo, obłąkańczo, z pasją, w chłopcu, którego uważałam zarycerza w lśniącej zbroi.Tak przy okazji to zabawna rzecz z tą lśniącązbroją.Szybko matowieje.Zanim dojechałam do domu, postanowiłam, że już się z nim niespotkam.Nasza znajomość nie miała większego sensu.Właściwie niemiała najmniejszego sensu - spełnienie cielesne nie gwarantuje spełnieniaduchowego.Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości.Nie miałamzamiaru do niego dzwonić.Ani się z nim spotykać, ani.ani.Kiedy wróciłam do domu, stwierdziłam, że moja matka dzwoniła trzyrazy.Zostawiła na sekretarce tak długie wiadomości, że na taśmie niebyło już miejsca.Westchnęłam.Nie potrafiłam jej ani nienawidzić, aniignorować.Wysłuchałam jej tyrady, a potem podniosłam słuchawkę iwykręciłam numer.- Kto mówi? - jej głos zabrzmiał płaczliwie.Staro.Musiałamprzywołać się do porządku, przypomnieć sobie, że niedawno skończyłasześćdziesiąt lat i daleko jej do zgrzybiałej staruszki inwalidki.- Ella?- Mamo, proszę, mów do mnie Elle.- Zawsze wołaliśmy na ciebie Ella.A potem znowu zaczęła nawijać i już nie próbowałam jej poprawiać.- Słuchasz mnie? Jakbym miała jakiś wybór.- Tak, mamo.Prychnęła w słuchawkę.- Kiedy przyjedziesz mnie odwiedzić?- Mam mnóstwo pracy.Przecież wiesz o tym.Słuchałam jednym uchem i jednocześnie napełniałam czajnik wodą iwyjmowałam z zamrażalnika gotowe danie, żeby je szybko wrzucić domikrofalówki.Jeden talerz.Jedna szklanka.Jeden widelec.Jednonakrycie na stole, wystarczająco dużym, żeby się przy nim zmieściłycztery osoby.Nigdy nie widział takiego tłoku.Nie urządzałamproszonych obiadków.- Ella, chcę, żebyś mnie zawiozła na cmentarz.Tata nie może, bo niejest w stanie prowadzić.Widelec zadzwięczał w starciu z talerzem.- Mamo, powiedziałam ci już, że tego nie zrobię.Zapadła -niewiarygodne - długa cisza.Nie słyszałam nic oprócz jej oddechu.- Elspeth Kavanagh - powiedziała w końcu.-Możesz przynajmniej odczasu do czasu położyć róże na jego grobie.W końcu był twoim bratem.Wstydz się.Byl twoim bratem i kochał cię.Czajnik zrobił to, na co miałam ogromną ochotę - krzyknął izapiszczał.Trzęsącymi się rękami wyłączyłam gaz i zaczęłam nalewaćwodę do kubka.Trochę rozlałam, zapiekły mnie palce.Zasyczałam zbólu.- Co się stało?- Poparzyłam się gorącą wodą.I znowu się rozkręciła.Zaczęła paplać o najlepszych sposobachleczenia poparzeń i o tym, że powinnam mieć kogoś, kto by sprawdził,czy dobrze założyłam opatrunek, i w ogóle kogoś, kto będzie mógł się omnie zatroszczyć.Ponieważ, co było przecież oczywiste, nie potrafiłamzatroszczyć się o siebie sama.Zakończyłam tę rozmowę tak szybko, jaktylko się dało.Spojrzałam na herbatę, na jedzenie, na samotny talerz.- Wiem, kim był - powiedziałam głośno w przestrzeń pustej kuchni.Dan otworzył mi drzwi z potarganymi włosami i zaspanymi oczami.Na mój widok otworzyły się szeroko.Miałam na sobie czarnynieprzemakalny płaszcz i szpilki.Do tego czerwoną szminkę i czarnyeyeliner.Wiedziałam, jak to wygląda.Parodia marzeń masturbujących sięnastolatków.Zamknęłam za sobą drzwi.- Cześć.Uśmiechnął się.- Co za niespodzianka.To niezwykle satysfakcjonujące widzieć, jak mężczyzna twardniejena sam twój widok.Miał na sobie flanelowe spodnie od piżamy, nisko nabiodrach [ Pobierz całość w formacie PDF ]