[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale mamswój własny cel.- Jaki?- Dobro mojego klienta.Może obydwoje osiągniemy to, czego chcemy.Jakdługo po śmierci Sallie Trey przeniósł konie do Jade a?- Po dwóch tygodniach.- A kiedy po raz pierwszy usłyszał pan, że Trey kupił posiadłość w Fairfields?- Miesiąc pózniej.Czułam, jakby ktoś wepchnął mi głowę w imadło.Wcale nie chciałam znaćtych wszystkich odrażających szczegółów życia Berne a, Hughesa, Jade a.Chcia-łam tylko odnalezć Erin Seabright.Na moje nieszczęście dziewczyna żyła wpuszce Pandory.Wyciągnęłam jej zdjęcie z tylnej kieszeni spodni i podałam Berne owi.- Czy kiedykolwiek widział pan tę dziewczynę?- Nie.- Pracowała dla Jade a aż do ostatniej niedzieli.Była stajenną.Berne skrzywił się.- Stajenni przychodzą i odchodzą.Z trudem udaje mi się upilnować wła-snych.- Ta dziewczyna nagle znikła.Proszę przyjrzeć się jej uważnie.Nigdy nie wi-dział jej pan z Jade em?- Wokół Jade a zawsze kręcą się jakieś kobiety.Osobiście nie rozumiem, coje w nim tak pociąga.- Mówi się, że Jade sypia ze wszystkimi pracownicami.- Z pracownicami, klientkami, cudzymi klientkami.%7ładnej nie przepuści.Nie ma takiej rzeczy, do której by się nie zniżył.- Tego właśnie się obawiam, panie Berne - powiedziałam, podając mu gład-ką, białą wizytówkę z numerem telefonu.- Jeśli będzie miał pan cokolwiek inte-resującego do dodania, proszę zadzwonić pod ten numer.Ktoś się z panemskontaktuje.Dziękuję, że poświęcił mi pan swój czas.Landry zaparkował samochód pomiędzy masywnymi terenówkami, bmw ijaguarami.Wysiadł, od razu patrząc uważnie pod nogi, by w coś nie wdepnąć.123 Wychował się w mieście.Wszystko, co wiedział o koniach, to to, że brzydkopachną.Dzień był słoneczny i ciepły.Spokojnie rozejrzał się wokoło przez ciemneszkła okularów.Miejsce wyglądało jak jakiś cholerny obóz dla uchodzców -wszędzie pełno było zwierząt i namiotów.I ludzi na rowerach i skuterach.Spodkół przejeżdżających co chwila ciężarówek wzbijały się tumany kurzu.Zobaczył znak stajni Jade a, wszedł do namiotu i zapytał pierwszą spotkanąosobę, gdzie może go znalezć.Latynos z widłami pełnymi nawozu w rękachruchem głowy wskazał za namiot.Landry wyszedł na zewnątrz.W połowie drogi do następnego namiotu męż-czyzna w stroju do jazdy sączył kawę z papierowego kubka, beznamiętnie przy-słuchując się atrakcyjnej blondynce, która wyglądała na zdenerwowaną.- Pan Jade?Obie pary oczu zwróciły się na niego.Podszedł, wyciągając odznakę.- Detektyw Landry z biura szeryfa.Chciałbym zadać panu kilka pytań.- Mój Boże! Wiedziałam, że w końcu cię złapią.Mówiłam ci, że nie należykraść tego ręcznika z hotelu! - posłała Landry emu wielki uśmiech.- JestemParis Montgomery, asystentka trenera.Landry nie odpowiedział uśmiechem.Trzy godziny snu to za mało, by tracićenergię na pustą kokieterię.Ominął kobietę wzrokiem.- To pan jest Jade?- O co chodzi? - zapytał, wycofując się w kierunku namiotu.Starał się odcią-gnąć Landry ego od miejsca, gdzie mógł ich zobaczyć przypadkowy przecho-dzień.- Czy wie pan, co zaszło tu wczorajszej nocy? Niedaleko stąd wypuszczonokonie.- To konie Michaela Berne a - pospieszyła z wyjaśnieniem Paris Montgome-ry.- Oczywiście, że wiemy.To potworne.Trzeba natychmiast zrobić coś zochroną.Czy wyobraża pan sobie, ile te zwierzęta są warte?- Podobno są na wagę złota - rzekł Landry, ze znudzeniem wysłuchując ko-lejny raz tego samego.Czemu, do diabła, koń jest wart milion dolców, skoronawet nie startuje w wyścigach?124 - Będzie próbował cię w to wrobić - zwróciła się Paris do swojego szefa.-Wiesz dobrze, że Michael powie każdemu, kto tylko zechce go wysłuchać, żezrobiłeś to osobiście albo zleciłeś tę robotę.- Czemu tak pani sądzi, pani Montgomery? - zapytał Landry.- Bo taki właśnie jest Michael: zgorzkniały i mściwy.Obwinia Dona owszystko, może z wyjątkiem swojego braku talentu.Jade popatrzył na Paris spod półprzymkniętych powiek.- Wystarczy, Paris.Wszyscy wiemy, że Michael jest zazdrosny.- O co? - zapytał Landry.- O Dona - powiedziała kobieta.- Don ma wszystko to, czego brakuje Micha-elowi, i kiedy klienci Michaela to widzą i go zostawiają, Berne obwinia Dona.Pewnie sam wypuścił te konie, tylko po to, żeby móc publicznie go oskarżyć.Landry nie spuszczał wzroku z Jade a.- To musi być wkurzające.Czy nie miewa pan czasem ochoty jakoś go przy-mknąć?Wyraz twarzy Jade a nie zmienił się.Był chłodny, spokojny, opanowany.- Już dawno nauczyłem się nie zwracać uwagi na ludzi pokroju MichaelaBerne a.- Powinieneś zagrozić, że pozwiesz go o zniesławienie.- Pomówienie - poprawił ją Jade.- Zniesławienie jest na piśmie.- Nie zgrywaj ważniaka - odgryzła się Paris.- Robi wszystko, co może, byzrujnować twoją reputację.A ty sobie spokojnie siedzisz, jakbyś uważał, że je-steś nietykalny.Myślisz, że on nie może ci zaszkodzić? Nie wiesz, że przy każdejokazji szepcze Treyowi różne paskudztwa na twój temat?- Nie powstrzymam Michaela przed sączeniem jadu, i nic nie poradzę na to,że ktoś tego słucha - odpowiedział Jade.- Jestem poza tym przekonany, że de-tektyw Landry nie przyszedł tu wysłuchiwać naszych żali.- Nie jestem tu również w sprawie koni - powiedział Landry.- Kobieta zosta-ła ranna podczas próby powstrzymania tego, kto je wypuścił - ktokolwiek to był.Brązowe oczy Paris rozszerzyły się ze zdumienia.- Jaka kobieta? Stella? %7łona Michaela? Jest ranna?125 - Wiem, że wczoraj pomiędzy panem a panem Berne em doszło do kłótni -powiedział Landry.- Czy mógłby pan powiedzieć mi, gdzie był wczoraj o drugiejw nocy?- Nie, nie mógłbym - szorstko uciął Jade i stanął obok konia uwiązanego wotwartym boksie.- A teraz, jeśli pan wybaczy, mam tu konia, którego chciałbympotrenować.- Może zatem wolałby pan porozmawiać na ten temat na posterunku? - za-proponował Landry.Nie lubił, gdy zbywano go jak służącego.Jade przyjrzał mu się wyniośle, co było widać nawet zza okularów przeciw-słonecznych.- A może raczej pan wolałby przedyskutować tę sprawę z moim adwokatem?- Niech pan oszczędzi sobie kosztów i zachodu, panie Jade.Wszystko, comusi mi pan powiedzieć, to gdzie był pan wczoraj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl