[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prymitywna wyobraznia olbrzyma zaludniała podziemneciemności groznymi kształtami, zaś rozum podpowiadał mu, i\ nie został wtrącony do owegolochu gwoli odosobnienia jeno; Tsotha nie miał powodu, by go przy \yciu zachować, tedyw lochu tym kazni okrutnej winien się spodziewać.Przeklinał swą głupotę - wszak mógł się zgodzić na haniebny układ, jaki mupodsunięto, choć na samą myśl o tym burzyła się w nim dusza; wiedział wszelako, \e gdyby goz lochu wyprowadzono i zapytano powtórnie, czy gotów jest abdykować, odpowiedziałby tak,jak to ju\ raz uczynił - nie mógł przecie zaprzedać swych poddanych krwawemu okrutnikowi.A przecie\, gdy zdobywał królestwo, czynił to dla swego i niczyjego więcej zysku - oto jakniepostrze\enie mo\e się czasem wśliznąć w duszę awanturnika o rękach krwią splamionychświadomość odpowiedzialności władcy za podległy mu naród.Conan pomyślał o ohydnej grozbie Tsotha-lanti i a\ jęknął z nieopisanej wściekłości, wiedząc, i\ nie były to czcze pogró\ki.Ludzkie istoty, tak mę\owie jak i niewiasty, nie są dlaokrutnego maga niczym więcej, jak wijącym się robactwem dla badającego je mędrca.Miękkie, białe dłonie, które go pieściły, pąsowe usta, które przywierały do jego ust,alabastrowe piersi dr\ące od jego ognistych pocałunków - miały być odarte z delikatnej skóry,białej niczym kość słoniowa, ró\owej jak pąki ró\.Krzyk okropny wydarł się z warg Conana,nieludzki wręcz od szaleńczej furii.Dudniące echo zatrwo\yło go i sprowadziło na jawę, jął tedy ponownie rozwa\ać swąsytuację.Spojrzał niepewnie w ciemność, otaczającą świetliste półkole, a wspomniawszy nawszystkie ponure opowieści, jakie zdarzyło mu się zasłyszeć o wyrafinowanym okrucieństwieTsotha-lanti, poczuł, jak niemiły chłód wędruje mu wzdłu\ krzy\a.Zdał sobie sprawę, \e niegdzie indziej się znajduje, jeno w osławionych Komnatach Trwogi, wspominanychw mro\ących krew w \yłach legendach; w tych właśnie tunelach i lochach dokonywałTsotha-lanti straszliwych doświadczeń na istotach ludzkich, zwierzęcych i, jak powiadano,demonicznych, igrając bałwochwalczo z samym sednem natury \ycia.Wieść gminna niosła, \eszalony bard Rinaldo odwiedził te lochy, a czarownik pokazał mu ró\ne okropieństwai niewyobra\alne potworności, o których pózniej wspomniał Rinaldo w poemacie  Pieśńlochu ; opisane tam rzeczy nie były tedy czczym jeno wymysłem trawionej gorączką jazni.A jazń owa w pył się rozpadła pod toporem Conana, gdy nocy pewnej musiał walczyć o\ycie ze skrytobójcami, których szalony Rinaldo do pałacu wprowadził; szczezł tedy autorrymów, ale wstrząsające słowa owej posępnej pieśni wcią\ brzmiały w uszach króla, gdy takstał, przykuty łańcuchem do ściany.Wtem Cymmeryjczyk zamarł, usłyszawszy cichy szelest, krew w \yłach mro\ącypodejrzeniem, jakie na myśl przywodził.Król zastygł w napięciu, słuch a\ do granic bóluwytę\ając - nieomylnie rozpoznał odgłos wydawany przez giętkie łuski prześlizgujące się pokamieniu.Krople zimnego potu zrosiły mu skórę, gdy poza kręgiem słabego światła wypatrzyłniewyrazny, kolosalny kształt, choć ledwo dostrzegalny, i tak dość okropny, by go przerazić.Kształt ów uniósł się w górę, kołysząc się cokolwiek, a wzrok \ółtych, płonących ślepiwyzierających z ciemności zawisł na Cymmeryjczyku.Stopniowo przed oczyma Conana jęłasię zarysowywać wielka, szkaradna, trójkątna głowa, a z ciemności wypełzło powoli wijące sięcielsko gada.Wą\ to był, a wobec jego rozmiarów karłami się zdały gady, jakie król mógł sobiewyobrazić: od większej nizli koński łeb głowy po czubek szpiczastego ogona mierzył sobienajmniej stóp osiemdziesiąt.W przyćmionym świetle jego łuski lśniły zimno, białe niczymszron; z pewnością gad ten wykluł się i wyrósł w ciemności, a jednak ślepia jego zionęły złym ibystrym spojrzeniem.Gad zapętlił swe tytaniczne zwoje naprzeciw przykutego do ściany człowieka i uniósł wielki łeb, kołysząc nim o kilka cali od twarzy Conana; rozwidlony,wysuwający się rytmicznie język nieomal ocierał się 0 usta króla, a dojmujący odór przyprawiłgo o mdłości; olbrzymie, \ółte ślepia patrzyły mu prosto w oczy.Walczył z sobą, by nie ulecpodpowiadanej przez instynkt chęci schwycenia w potę\ne dłonie kołyszącej się przed nimgrubej szyi gada.Będąc silniejszym, nizli mo\e to sobie wyobrazić człek cywilizowany, Conanskręcił niegdyś kark olbrzymiego pytona po upiornej walce stoczonej w latach, gdy trudnił siękorsarstwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl