[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie85 mogłam jednak pozwolić sobie na roztrząsanie tych spraw, bo w tej chwili nie byłam gotowaoddać się na wyłączność wampirowi.A on z pewnością by tego chciał, mimo że starał się ztym nie zdradzać.- Quinn, nie mam teraz głowy, aby zajmować się rzeczami, których ode mnie chcesz.Nie po tym, jak sama próbowałam.I na pewno nie wtedy, gdy ciąży mi dużowiększych problemów.Resztę drogi odbyliśmy w milczeniu.Gdy dojechaliśmy do miasta, poprosił mnie oadres i zatrzymał się przed wskazanym budynkiem przy Collins Street.Ignorując zakazparkowania, zgasił silnik i wysiadł z auta, żeby otworzyć mi drzwi.Odrzuciłam jego pomocprzy wysiadaniu i zadarłam głowę, spoglądając w stronę trzydziestopiętrowego wieżowca.Doktor Harvey miał swój gabinet na dwudziestym, co było lekką przesadą jak na mój gust ilęk wysokości.I chociaż, technicznie rzecz biorąc, ten strach nie powinien się ujawniać, gdyznajdowałam się w budynku, a więc zabezpieczona zewsząd ścianami, ściśnięty żołądek i takszalał w takich momentach.Ostatnim razem omal nie zwymiotowałam, gdy wyjrzałam przezokno w jego gabinecie.Na dodatek wizja wjechania na górę windą przyprawiła mnie odrżenie i momentalnie oblałam się potem.Nie było to doświadczenie, które chciałampowtórzyć.- Jesteś pewna, że nic ci nie będzie?- Oczywiście.Już ci mówiłam, że nie jestem chora.- Na to wygląda - stwierdził krótko.- Chociaż zbladłaś przed chwilą jak ściana.- Gabinet mojego lekarza mieści się na dwudziestym piętrze.Doskonale wiedział o moim niedorzecznym strachu przed wysokimi budynkami i ichokropnymi windami.- Chcesz, żebym towarzyszył ci podczas jazdy windą? Aatwiej będzie ci to znieść.Potrząsnęłam głową i zignorowałam troskę w jego głosie.- Nie mam pojęcia, ile czasu tam spędzę.- Zaczekam na ciebie w foyer.- Dobrze.- Zciskając mocno portfel, minęłam go i weszłam do budynku.Nie uszłamjednak daleko.- Riley?Zamarłam, rozpoznając właściciela głosu na długo przed tym, zanim się odwróciłam.To był Misha.Mój były partner i ostatnia osoba na świecie, którą chciałabym teraz oglądać.86 Wstał z krzesła i podszedł do mnie.Jego wysoka i smukła postać przykuwała wzrokzarówno z powodu wdzięcznego poruszania się, jak i kosztownego stroju.Zwiatło słonecznewlewające się przez szyby nadało jego srebrnym włosom głębokiego odcienia polerowanegozłota.Nic jednak nie było w stanie ocieplić zimnej kalkulacji w jego lodowatych oczach.- Misha - powiedziałam, zadowolona, że głos mi nie zadrżał.- Co tutaj robisz?- Czekam na ciebie.- Zatrzymał się, gdy dzieliło nas nie więcej niż metr.Jegoznajomy piżmowy zapach opłynął mnie, przywołując wspomnienia wszystkich dobrychchwil, jakie razem spędziliśmy.Wspomnienia, które równie dobrze mogły być kłamstwem,tak jak wszystko inne z tego okresu mojego życia.Uniosłam pytająco brew.- Skąd wiedziałeś, że będę tu dzisiaj po południu?- To proste.Nie ma tu zbyt wielu lekarzy specjalizujących się w leczeniu problemów zniepłodnością u innych gatunków.Wystarczyło włamać się do komputera sześciu tych, którzypraktykowali w Melbourne, i przekopać się przez ich dokumentację medyczną.Skoro Misha wiedział o moim problemie z płodnością, to był zaangażowany w towszystko bardziej, niż sądziłam.- Po co miałbyś to robić?- Bo chciałem z tobą porozmawiać, a wątpię, czy przyszłabyś do mnie z własnej woli.Miał rację tylko w połowie.Nie przyszłabym do niego z własnej woli, ale z pewnościąposzłabym z nim do łóżka, gdyby tylko zrobił pierwszy krok.On - albo raczej informacje,jakich mógł mi udzielić - był moją nadzieją na powrót do normalnego życia.- Nie mamy o czym rozmawiać.Uśmiechnął się ciepło.Nie złagodziło to jednak chłodu bijącego z jego oczu.- Chyba jednak mamy.Spojrzałam ponad jego ramieniem na wiszący na ścianie zegar.- Za dziesięć minut mam wizytę.Daję ci trzy na wyjaśnienie mi, z czym tuprzyszedłeś.Uniósł drwiąco brew.- W takim razie przejdę od razu do sedna.Wiem, że Talon podawał ci ARC-23.Iwiem dlaczego.Znam też wyniki testów.- A ja myślałam, że nie miałeś nic wspólnego z Moneishą i Genoveve.- Bo nie miałem.Oboje wiemy jednak, że fakt podawania ci leku przez Talona niemiał nic wspólnego z żadnym z tych miejsc.Ani z niczym innym, w co był wtedy87 zaangażowany.Jack miał rację.Ten wilk wiedział dużo więcej o tym, co się działo, niż którekolwiek znas.- Próbował mnie zapłodnić.- Ja również.Zamrugałam ze zdziwienia.- Co takiego?Misha wzruszył ramionami.- Talon i ja od dawna byliśmy rywalami.Uznałem, że warto sprawdzić, jakiegorodzaju dziecko moglibyśmy stworzyć.Za jego decyzją kryło się coś więcej niż tylko chęć rywalizacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl