[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mike najchętniej zamknąłby Jazz w wieży i podniósł most zwodzony.Albo wysłał do klasztoru.Albo zabrał w długąpodróż dookoła świata.A najlepiej zrobiłby, gdyby zdjął ze ściany strzelbę iwyekspediował tego drania, tego złodzieja córek, tego skurwiela prosto do piekła.Każdy sąd na świecie by go uniewinnił.Chryste, co też te lata sześćdziesiątenarobiły? Całe zło na świecie wzięło się z lat sześćdziesiątych.Teraz każdaosiemnastolatka uważa, że ma prawo decydować o sobie i swym losie i nawet, jeśli tojest twoja własna córka, musisz się z tym pogodzić, bo nie masz innego wyboru.- Nie potrzeba ci czegoś, Juanita Isabella? - spytał Mike Kilkullen tonemuprzejmym, a zarazem obojętnym.- Pieniędzy, biletu powrotnego i tym podobnych?- Nie martw się o nic, tatusiu.Mnie dużo nie trzeba.Zresztą Gabe wszystkiegodopilnuje.Na wszelki wypadek biorę czeki podróżne.- Nie wyjeżdżasz chyba bez aparatu fotograficznego? - spytał Mike.- Oczywiście, że nie.Gabe będzie mnie uczyć fotoreporterstwa.- To świetnie, moje dziecko.Zwietnie.Masz kredytową kartę telefoniczną?Nie? Więc dzwoń na mój rachunek, ilekroć przyjdzie ci na to ochota i nie martw się oróżnicę czasu.Chciałbym wiedzieć, jak wam leci.- Dopilnuję, żeby do pana dzwoniła, panie Kilkullen.- Dopilnuj tego, Gabe.Koniecznie dopilnuj.Bo inaczej pojadę tam,gdziekolwiek to będzie, odnajdę cię, przystawię ci pistolet do głowy i pociągnę zaspust, albo zanurzę w tobie nóż i rozpłatam cię jak rybę.Nie rozumiem, co Jazz wtobie widzi.To już ten tłuścioch Billy Carter jest bez porównania przystojniejszy, aajatollah Chomeini o niebo sympatyczniejszy.Nikt nie będzie po tobie płakał, tyzłodzieju, ty draniu, ty brudny skurwysynu.- Och, tatusiu, musimy już wracać do Los Angeles - krzyknęła Jazz,spojrzawszy na zegarek.- N a drodze będzie tłok, a ja muszę jeszcze to i owozałatwić, no ,i spakować się, bo lecimy z samego rana.- Zawiadomiłaś szkołę, że rezygnujesz z nauki? - spytał obojętnie.- Zadzwoniłam do sekretariatu.Powiedzieli, że odeślą ci kaucję za przyszłyrok.Nauczyli mnie już wszystkiego, co było do nauczenia, tatusiu, reszta tokosmetyka.Wiesz, niektórzy fotografowie mówią, że nie powinno się zostawać zbytdługo w szkole, bo można zatracić indywidualność.- No to dobrze, że rzuciłaś ją w porę.- Mnie się podoba to, co robi Jazz - wtrącił Gabe.- Opowiadała mi też oarchiwum.Mamy jeszcze chwilkę czasu, Jazz? - Chyba tak - odparła niepewnie.A co będzie, jeśli mu się nie spodoba? Możete zdjęcia wcale nie są takie dobre?- Zapodziałem gdzieś klucz - skłamał Mike Kilkullen.- Masz ze sobą swój,dziecinko?- Nie, zostawiłam w Los Angeles - odrzekła z ulgą.- Ale wiesz, Gabe, pokażę panu coś, co koniecznie powinien pan zobaczyć.-Mike Kilkullen wyszedł pośpiesznie z pokoju, by wrócić z powiększonym ioprawionym zdjęciem Sylwii, które zawsze stało przy jego łóżku.Podał je Gabe'owi.- To jest jedna z pierwszych fotografii wykonanych przez moją córkę, JuanitęIsabellę Kilkullen.Na pierwszej rolce, pierwszym aparatem, który dostała ode mniew prezencie.To naturalnie jest jej matka.Moja córka miała wtedy osiem lat.Zaledwie dziesięć lat temu.To było ostatnie lato w życiu mojej żony.Potemwyjechała do Europy.Z tą tylko różnicą, że wyjechała sama.Ale, oczywiście, panzna tę historię.- Tatusiu!- O co ci chodzi? Pomyślałem, że Gabe powinien zobaczyć choć jedno twojezdjęcie.Zanim też wyjedziesz.- Jesteś niesprawiedliwy! - krzyknęła Jazz.- Jak możesz mówić mi coś takstrasznego?- Bo to prawda.Wyjazd to wyjazd - stwierdził Mike Kilkullen, stojącnieruchomo jak głaz.- Chyba pana rozumiem, panie Kilkullen.- Gabe podniósł się z miejsca.- Niemam prawa mówić, że rozumiem, co pan czuje, ale wiem, że czułbym to samo,gdybym miał córkę.Będę dbał o Jazz.Przysięgam na swoje życie.Jazz będzie cotydzień dzwonić do pana.- Trzymam pana za słowo, Gabe.Zdaję sobie sprawę, że telefonowanie zNikaragui nie jest sprawą prostą, zwłaszcza w czasie wojny domowej.8Gabe i Jazz byli tam, kiedy w lipcu 1979 roku Sandiniści zawiesili czerwono -czarną flagę nad Pałacem Narodowym w Managui.Miesiąc pózniej znalezli się wgrupie pierwszych dziennikarzy, którzy dotarli do Irlandii dzień po zabiciu przezirlandzkich nacjonalistów lorda Mountbattena z Burmy; nie minęły dwa tygodnie, jakpolecieli do Afganistanu, gdzie premier Amin przejął władzę po prezydencie Tarakim, zamordowanym podczas zamachu stanu.Pózniej Jazz patrzyła na to swoje rekruckie lato jak na obóz kondycyjny,będący zarazem jej Waterloo.Dowiedziała się, że fotoreporterstwo nie jest jakąśwyższą formą sztuki fotograficznej, lecz zajęciem, wymagającym charakteru ikondycji fizycznej ponad jej możliwości; zajęciem dla oszołomów, którzy godzą się zwiecznym bólem nóg i potrafią znieść zaburzenia cyklu metabolicznego, wywołaneciągłym przemieszczaniem się odrzutowcami z jednego końca świata na drugi;zajęciem dla ludzi, którym obcy jest normalny, racjonalny, ludzki strach przedśmiercią.Na początku sądziła, że jej przygnębienie spowodowane było liczebnościąnikaraguańskich tłumów, wiwatujących po obaleniu rządzącej przez czterdzieścisześć lat dynastii Somozy.Po zabójstwie Mountbattena miotającą nią burzę uczućprzypisywała okrucieństwu śmierci bohatera wojennego na pokładzie łodzi rybackiejw eksplozji, która również zabrała życie jego wnuka.Kiedy dotarli z Gabe'em doAfganistanu, Jazz uznała, że jej niepokoje związane są z faktem, że nie jest do końcapewna kto jest kim, co jest czym i dlaczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl