[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stał w rozkroku.Niespodziewała się po nim tej męskiej postawy.- Latem robię kurs dla doradców klienta - powiedział ipowoli rozpakował telefon, który chciał podłączyć.Pózniejzapalił papierosa.Robił to zawsze, kiedy właśnie potrzebowałobydwu rąk.Może papieros w kąciku ust był dla niego trzeciąręką, która mogła więcej niż dwie pozostałe? Często już się nad tym zastanawiała.Z telefonem w dłoni zaczął szukaćdogodnego miejsca w pobliżu gniazdka.- W Commerzbanku.Tymi słowami zaczęła się druga część wielkiej kłótni.- W dziale skarg w Commerzbanku - powiedział.- Jakobyły ksiądz mam najlepsze warunki.- Dlaczego?- Przez doświadczenia ze spowiedzią.- Kto to powiedział?- Dahlmann - odparł Ludwig.On, jako były miejskiskarbnik, doradził Ludwigowi, żeby nie przegapił pociągu wnowe tysiąclecie.Spojrzała na brudne buty Ludwiga, pózniejna swoje własne.Z pewnością zostawili błoto na pięknymchodniku Dahlmanna w sieni.Z pewnością słyszał, że siękłócili i teraz dalej kłócą w jej pokoju.Stali na odległośćoddechu.Wcześniej w takich chwilach się całowali.- Jakiego pociągu? - spytała.- Nie wydaje się już pieniędzy na towary - zacząłtłumaczyć Ludwig - pieniądze same w sobie są teraz towarem.Na giełdach świata, mówi Dahlmann, ustala się moralespołeczeństwa.Widziała jego plecy.Kark, wąski jak na dorosłegomężczyznę.Jej walizki stały na szafie.- Więc tak powiedział Dahlmann? Ten to musi wiedzieć,nasz Dahlmann, który potrafi raptem obsługiwać kieszonkowykalkulator na baterie słoneczne w zakurzonym biurze wzakurzonym ratuszu, pracy z komputerem za to odmówił iwłasnoręcznie postawił go na biurku swojej współpracownicy.Dahlmann, który dobrowolnie nigdy niczego nie nosi, zewzględu na paznokcie! Ten Dahlmann jest więc nagle mądry ina dodatek wie, jak będzie wyglądać świat w przyszłymstuleciu.Jesteś pijany, Ludwigu.Kiedy to sobiewymyśliliście? - Jak byłaś w Berlinie - odparł Ludwig.- Możesz zejść nadół i tu zadzwonić? Chcę zobaczyć, czy to działa.- Nie pojadę już więcej do Berlina - powiedziała.- Ja zaczynam pierwszego sierpnia we Frankfurcie -oznajmił Ludwig.- Gdzie?- W centrali, warsztaty.- Myślenie duchowe dla bankierów i bankowychpszczółek? - zaśmiała się śmiechem aktorki.Tym samym,którego użyła przeciw niemu na placu wesołego miasteczka, aon po prostu rzucił opakowanie telefonu na ziemię.- Działskarg z powodu doświadczenia spowiednika?- Tak.- Nie - powiedziała.- Nie ma tak.Będziesz studiowałfilozofię.Te lata teologii potraktujemy jako pomyłkę.- Jako co?- Jako pochopne, zbyt praktyczne wykorzystanie twojegorozważnego usposobienia.Będziesz studiował, a pózniej pisał.Pisząc, ma się do czynienia z Bogiem.Będziesz się z tymdobrze czuł.Pisanie jest cudownym nieszczęściem.Przecieżdokładnie tak lubisz.- Mam lepszy pomysł - powiedział Ludwig.- Zejdz wkońcu na dół i do mnie zadzwoń.I mów do mnie rozsądnie,żebym zobaczył, czy łącze jeszcze działa.Zeszła na dół.Dahlmann wysunął głowę z jadalni.Z radiapłynęła muzyka fortepianowa, dość stare nagranie w mono.- Proszę zdjąć buty i tak nie krzyczeć, proszę - powiedziałi cicho dodał: - Ludwig coś zauważył?- Co miał zauważyć?- No, z walizkami - powiedział Dahlmann i podbiegł dotelefonu, który w tym momencie zadzwonił.- Halo - zawołał.- Halo, kto mówi??! - To ja - powiedział Ludwig, gdy Dahlmann przyłożył jejsłuchawkę do ucha i samymi ustami powiedział:  Lud - wig".- Ożenię się z tobą - powiedział Ludwig.Niestety, śmiałsię.- Nie wyjdę za mąż - odparła i nie śmiała się.- Jestem nato za stara.- Nie widząc go, widziała błękit jego oczu,niepewny, błagalny.Dahlmann stał przed nią i wskazywał najej buty.- Mój Boże - powiedziała.- Co jest?- Mam tego wszystkiego dosyć - odparła - i zakwasy.- Od czego? - spytał głos Ludwiga w słuchawce, w jakiśsposób czulej.- Od czego? - powtórzył Dahlmann jeszcze ciszej.- Nie wiem.Może od noszenia walizek.- Wracaj na górę - powiedział Ludwig.- Telefon działa.Dahlmann wrócił do jadalni.W radio spiker powtarzałwłaśnie zapowiedz ostatniego nagrania.Z 1956 roku.Lenawyszła po schodach.Zawsze tak było.Ludwig cieszył się, że telefon działa.Cieszył się z rzeczy, które mógł wziąć w swoje ręce, także dlaniej.Kiedy życie stawało się trudne, Ludwig zaczynałmajsterkować, jakby w ten sposób można było naprawić każdąszkodę.Dla niego zawsze istniało jakieś rozwiązanie,praktyczne.To, że rozwiązanie zawsze istniało, było po prostunormalne.Dlaczego właściwie nie otworzył sklepu zrowerami albo motorami? Teraz okazało się, że połowę życiaspędził nie na tej budowie, co trzeba.Połowa przeszła.Był wlesie, robiło się coraz zimniej.Zszedł z właściwej drogi.W swoim pokoju otwarła lewe okno, to z widokiem nadolinę.Z ulicy zapachniało lipami.Czarny skuter stałprzypięty grubym łańcuchem do najmniejszego drzewa.Zasunęła kotary. - Rozbierz się - powiedziała, nie odwracając się.Dzwięki za jej plecami mówiły o jego podnieceniu.Myślała o jakichś mężczyznach, jej matka z pewnością by ichnie lubiła, myślała o placach zabaw, samochodach, wejściachdo domów, namiotach, hotelowych prysznicach, garderobach,salach do prób, kościołach, kinach, ziemi w lesie, stołkachbarowych, łóżkach w wagonach sypialnych i innych obcychłóżkach w ciągu ostatnich dwudziestu lat.O zmarnowanymtam pragnieniu.Czy wnętrze człowieka składa się z tego, cozapomniał, ale czego wciąż jeszcze pragnie? Czy woła omiłość, gdy sobie przypomina? A każde pragnienie wywodzisię ze starego nieszczęścia? Strzeż się własnych pragnień,powiadają Chińczycy.Nagle jej serce zabiło, jak gdyby mogłomówić.Odwróciła się.Ludwig klęczał na łóżku.To, co zachwilę się stanie, już raz było.Przez moment pierzyna nałóżku wyglądała jak pęknięty worek od odkurzacza, z któregowysypuje się zawartość.- Ludwig, wydaje mi się, moje łóżko, potargał je ryś -powiedziała.Wtedy chwycił ją za rękę i położył ją na Ludwigu sprzedkłótni.Dotykając go, wiedziała, jaka jest wewnątrz, nic się niezmieniło.Rzuciła się obok niego na łóżko.- Odwróć się - powiedział Ludwig.Nie poruszała się, ani on w niej.Już raz tak było.WtedyLudwig wyszedł ze stołu, zanim naprawdę się pojawił.Widziała ślad po filiżance do kawy na jasnym drewnienocnego stolika.Wieczór przeciągnął czarną woskową kredkąprzez pokój, najpierw wokół przedmiotów, nadając im konturyi ostrość, pózniej przez powietrze, robiąc z niego suchą mgłę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • p include("s/6.php") ?>