[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na kanale roiło się także od łódek, dużych jachtów,innych promów i różnych typów barek.Przeprawa nie trwała długo, więc zaledwie kilka minut pózniej chłopak znalazł się nabetonowej kei, gdzie stały wiaty z grubego plastiku, osłaniające od wiatru i deszczu ławki dlaoczekujących na prom pasażerów.Większość współtowarzyszy podróży Richiego już zdążyławsiąść na rowery i rozjechać się we wszystkie strony.Na szczęście kilkoro z nich było pieszo.Tuż przed Richiem człapała starsza pani, obładowana zakupami.- Przepraszam panią? - zaczepił ją chłopak.Kobieta odwróciła się w jego stronę.Miała rumiane policzki i całkiem siwe włosy,wymykające się pod dziwnymi kątami spod chustki zawiązanej na głowie.- Tak?- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak znalezć ten adres? - wyciągnął kartkę w jejstronę, by sama mogła przeczytać nazwę ulicy.- Widzisz to odgałęzienie w lewo?Richie powędrował wzrokiem za jej wyciągniętym palcem.- Uhm.- Skręcisz w nie, a po przejściu kilku kroków zobaczysz małą przecznicę w prawo.Tojej właśnie szukasz.- Dziękuję pani serdecznie.Kobieta skinęła głową i ciężko ruszyła przed siebie, a Richie szybko ją wyminął.Wzdłuż kanału stały różnego typu łodzie - od kosztownych, pełnomorskich jachtów, porybackie krypy, aż proszące się o nową warstwę farby.Na jednej z motorowych żaglówekmałżeństwo w średnim wieku właśnie zasiadło do lunchu przy ustawionym na pokładziestole.Zgodnie ze wskazówkami Richie skręcił w lewo i w oddali ujrzał potężny kompleksprzemysłowy.Zaczął się zastanawiać, co to mogą być za zakłady i niemal w tym samymmomencie dostrzegł znajome logo Sheila umieszczone na jednym z wysokich biurowców.Chwilę pózniej, po prawej stronie, dostrzegł brukowaną uliczkę.Była tak wąska, żegdyby jej nie wypatrywał, na pewno by ją przeoczył.Na niewielkim domku, gdzie mieścił siębar dostrzegł nazwę: BUIKSLOTERWEC.Poniżej znajdowała się tabliczka z napisem:AMSTERDAM NOORD.Richie spojrzał w głąb uliczki.Więc to tu, pomyślał i ogarnęło go radosne podnieceniepomieszane z lękiem.Po lewej stronie, za barem, zobaczył kilka wolno stojących, zaniedbanych budynków,dalej zaś rząd schludnych, wąskich dwu - i trzypiętrowych ceglanych kamienic o białomalowanych krawędziach.Po prawej, na wąskim skrawku pomiędzy ulicą a kanałem, stałokilka drewnianych domów.Od ulicy do kanału biegły liczne ścieżki, rozszerzające się przedwejściem do mieszkalnych barek w małe, przydomowe ogródki, pełne zielonych roślin,wijącego się dzikiego wina i barwnych kwiatów.To miejsce przywołuje na myśl obrazki z bajek, pomyślał Richie.Wiedział, że mamanazwałaby je magicznym.Wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie.Po jednej stronie stały zaparkowane małeauta, głównie smarty.Był tu też chodnik, nie szerszy niż pół metra, Richie jednak go niedostrzegł i wędrował środkiem ulicy.Nagle z naprzeciwka nadjechał samochód i chłopakuskoczył na bok, niemal wprost pod koła jadącego za nim roweru.Rowerzysta warknął coś gniewnie i obrzucił go nieprzyjaznym spojrzeniem,i Skonsternowany, ponownie czując się całkiem obco, Richie wskoczył do pobliskiegoogródka, by nie blokować ruchu.Przy okazji zerknął na kawałek papieru, który wciążzaciskał w dłoni.Upewnił się, że szuka numeru 29.Schował kartkę do wewnętrznej kieszenikurtki, skąd przy okazji wyjął dwie fotografie.Wiedział, że doskonale zapamiętał widniejącena nich twarze, miał jednak ochotę spojrzeć na nie jeszcze raz.Uważnie popatrzył na zdjęcia.Pierwsze z nich przedstawiało kobietę o jasnych, długich włosach i małą dziewczynkę.Nadrugim obie znajdowały się w towarzystwie jego ojca.Richiego ponownie ogarnął strach.Bardzo chciał poznać swoją siostrę, ale bał się tejkobiety z fotografii.Wiedział, że ona i jego mama walczą o majątek po ojcu.Niewykluczone,że ta Monique serdecznie go nienawidzi.Mimo to muszę się z nimi spotkać, powiedział sobie.Po prostu muszę.Schował zdjęcia z powrotem do kieszeni, rozejrzał się wokół i wówczas dostrzegłstarą kobietę stojącą w oknie drugiego piętra pobliskiego domu.Po chwili zdał sobie sprawę,że ona też go obserwuje i poczuł, jak cierpnie mu skóra.Oczywiście wiedział, że w Holandiitradycyjnie nikt nie zasłania okien od frontu, by udowodnić, że gospodarze nie mają nic doukrycia, a przy okazji pochwalić się własną schludnością.Jednak ta baba-jaga wzbudzałastrach.Teraz odsunęła się w głąb mieszkania, ale Richie i tak wiedział, że wciąż na niegopatrzy.Zerknął w okna raz jeszcze i wtedy kątem oka dostrzegł numer domu: 40.A więc jestpo parzystej stronie ulicy, co oznaczało, że dom, którego szukał, musiał stać nad kanałem.Ruszył przed siebie, klucząc pomiędzy samochodami, skuterami, rowerami i wysokimidrzewami i wypatrując numerów po nieparzystej stronie.Kilka budynków stało za wysokimogrodzeniem, gęsto porośniętym dzikim winem, niemal osłaniającym domy od ulicy.Nafurtce udało mu się jednak dostrzec tabliczkę z numerem 37.Niewykluczone, że już go minąłem, pomyślał zdesperowany i niemal w tym samymmomencie dostrzegł cyfrę 29 wyrytą na małej plakietce przymocowanej do drewnianegoniewysokiego płotu.Podobnie jak sąsiednie ogrodzenia był gęsto obrośnięty dzikim winem.Richie zatrzymał się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, a potknąłby się o wywróconyśmietnik.W płocie nie było żadnej furtki, tylko duże przejście prowadzące do kamiennychschodków w dół.Chłopak stał przez chwilę jak zaczarowany, wbijając wzrok w budynek, który byłdrugim domem jego ojca.Usytuowany tuż nad kanałem, został zbudowanyz impregnowanego, bejcowanego drewna i połyskiwał jak świeżo pomalowana łódz, nawetmimo zachmurzonego nieba.Od tej strony nie było żadnych dużych okien, tylko kilkaświetlików w szarym, łupkowym dachu.Richie zmusił się, by oderwać wzrok od domu i ruszył wzdłuż przykrytego winorośląpłotu, by sprawdzić, czy nie znajdzie miejsca, z którego mógłby zobaczyć dom pod innymkątem.Minął dwa duże drzewa i wówczas ogrodzenie przeszło w wysoki żywopłot,wyznaczający zapewne początek sąsiedniej posesji.Richie zaczął szukać jakiegoś prześwituw krzewach, skąd mógłby zerknąć na drugą stronę.Prześwitu nie znalazł, za to wkrótcedoszedł do wejścia prowadzącego pod dom sąsiadów i teraz mógł wyraznie zobaczyć dom,w którym zmarł jego ojciec.Z tej strony w drewnianej ścianie było kilka sporych okien i oszklone drzwi.Wzdłużdomu, nad kanałem, ciągnął się drewniany taras.Richie stał i wpatrywał się w budynek przezdłuższą chwilę.W końcu jednak przestraszył się, że ktoś - na przykład ta przerażającastarucha z przeciwnej strony ulicy - może go uznać za podejrzanego osobnika.I co teraz?, zapytywał się w duchu chłopak.Przecież ni stąd, ni zowąd nie zapuka dodrzwi tej kobiety i nie powie: Cześć, jestem Richie.Ty byłaś dziewczyną mojego ojca,a twoja córeczka jest moją przyrodnią siostrą.Nagle zdał sobie sprawę, jak fatalniezaplanował całą tę eskapadę.Kiedy znalazł się wreszcie na miejscu, nie wiedział, jakpowinien się zachować.Przeszedł na drugą stronę ulicy i powlókł się noga za nogą w stronę, z którejprzyszedł.Czuł się jak ostatni idiota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Na kanale roiło się także od łódek, dużych jachtów,innych promów i różnych typów barek.Przeprawa nie trwała długo, więc zaledwie kilka minut pózniej chłopak znalazł się nabetonowej kei, gdzie stały wiaty z grubego plastiku, osłaniające od wiatru i deszczu ławki dlaoczekujących na prom pasażerów.Większość współtowarzyszy podróży Richiego już zdążyławsiąść na rowery i rozjechać się we wszystkie strony.Na szczęście kilkoro z nich było pieszo.Tuż przed Richiem człapała starsza pani, obładowana zakupami.- Przepraszam panią? - zaczepił ją chłopak.Kobieta odwróciła się w jego stronę.Miała rumiane policzki i całkiem siwe włosy,wymykające się pod dziwnymi kątami spod chustki zawiązanej na głowie.- Tak?- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak znalezć ten adres? - wyciągnął kartkę w jejstronę, by sama mogła przeczytać nazwę ulicy.- Widzisz to odgałęzienie w lewo?Richie powędrował wzrokiem za jej wyciągniętym palcem.- Uhm.- Skręcisz w nie, a po przejściu kilku kroków zobaczysz małą przecznicę w prawo.Tojej właśnie szukasz.- Dziękuję pani serdecznie.Kobieta skinęła głową i ciężko ruszyła przed siebie, a Richie szybko ją wyminął.Wzdłuż kanału stały różnego typu łodzie - od kosztownych, pełnomorskich jachtów, porybackie krypy, aż proszące się o nową warstwę farby.Na jednej z motorowych żaglówekmałżeństwo w średnim wieku właśnie zasiadło do lunchu przy ustawionym na pokładziestole.Zgodnie ze wskazówkami Richie skręcił w lewo i w oddali ujrzał potężny kompleksprzemysłowy.Zaczął się zastanawiać, co to mogą być za zakłady i niemal w tym samymmomencie dostrzegł znajome logo Sheila umieszczone na jednym z wysokich biurowców.Chwilę pózniej, po prawej stronie, dostrzegł brukowaną uliczkę.Była tak wąska, żegdyby jej nie wypatrywał, na pewno by ją przeoczył.Na niewielkim domku, gdzie mieścił siębar dostrzegł nazwę: BUIKSLOTERWEC.Poniżej znajdowała się tabliczka z napisem:AMSTERDAM NOORD.Richie spojrzał w głąb uliczki.Więc to tu, pomyślał i ogarnęło go radosne podnieceniepomieszane z lękiem.Po lewej stronie, za barem, zobaczył kilka wolno stojących, zaniedbanych budynków,dalej zaś rząd schludnych, wąskich dwu - i trzypiętrowych ceglanych kamienic o białomalowanych krawędziach.Po prawej, na wąskim skrawku pomiędzy ulicą a kanałem, stałokilka drewnianych domów.Od ulicy do kanału biegły liczne ścieżki, rozszerzające się przedwejściem do mieszkalnych barek w małe, przydomowe ogródki, pełne zielonych roślin,wijącego się dzikiego wina i barwnych kwiatów.To miejsce przywołuje na myśl obrazki z bajek, pomyślał Richie.Wiedział, że mamanazwałaby je magicznym.Wziął głęboki oddech i ruszył przed siebie.Po jednej stronie stały zaparkowane małeauta, głównie smarty.Był tu też chodnik, nie szerszy niż pół metra, Richie jednak go niedostrzegł i wędrował środkiem ulicy.Nagle z naprzeciwka nadjechał samochód i chłopakuskoczył na bok, niemal wprost pod koła jadącego za nim roweru.Rowerzysta warknął coś gniewnie i obrzucił go nieprzyjaznym spojrzeniem,i Skonsternowany, ponownie czując się całkiem obco, Richie wskoczył do pobliskiegoogródka, by nie blokować ruchu.Przy okazji zerknął na kawałek papieru, który wciążzaciskał w dłoni.Upewnił się, że szuka numeru 29.Schował kartkę do wewnętrznej kieszenikurtki, skąd przy okazji wyjął dwie fotografie.Wiedział, że doskonale zapamiętał widniejącena nich twarze, miał jednak ochotę spojrzeć na nie jeszcze raz.Uważnie popatrzył na zdjęcia.Pierwsze z nich przedstawiało kobietę o jasnych, długich włosach i małą dziewczynkę.Nadrugim obie znajdowały się w towarzystwie jego ojca.Richiego ponownie ogarnął strach.Bardzo chciał poznać swoją siostrę, ale bał się tejkobiety z fotografii.Wiedział, że ona i jego mama walczą o majątek po ojcu.Niewykluczone,że ta Monique serdecznie go nienawidzi.Mimo to muszę się z nimi spotkać, powiedział sobie.Po prostu muszę.Schował zdjęcia z powrotem do kieszeni, rozejrzał się wokół i wówczas dostrzegłstarą kobietę stojącą w oknie drugiego piętra pobliskiego domu.Po chwili zdał sobie sprawę,że ona też go obserwuje i poczuł, jak cierpnie mu skóra.Oczywiście wiedział, że w Holandiitradycyjnie nikt nie zasłania okien od frontu, by udowodnić, że gospodarze nie mają nic doukrycia, a przy okazji pochwalić się własną schludnością.Jednak ta baba-jaga wzbudzałastrach.Teraz odsunęła się w głąb mieszkania, ale Richie i tak wiedział, że wciąż na niegopatrzy.Zerknął w okna raz jeszcze i wtedy kątem oka dostrzegł numer domu: 40.A więc jestpo parzystej stronie ulicy, co oznaczało, że dom, którego szukał, musiał stać nad kanałem.Ruszył przed siebie, klucząc pomiędzy samochodami, skuterami, rowerami i wysokimidrzewami i wypatrując numerów po nieparzystej stronie.Kilka budynków stało za wysokimogrodzeniem, gęsto porośniętym dzikim winem, niemal osłaniającym domy od ulicy.Nafurtce udało mu się jednak dostrzec tabliczkę z numerem 37.Niewykluczone, że już go minąłem, pomyślał zdesperowany i niemal w tym samymmomencie dostrzegł cyfrę 29 wyrytą na małej plakietce przymocowanej do drewnianegoniewysokiego płotu.Podobnie jak sąsiednie ogrodzenia był gęsto obrośnięty dzikim winem.Richie zatrzymał się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, a potknąłby się o wywróconyśmietnik.W płocie nie było żadnej furtki, tylko duże przejście prowadzące do kamiennychschodków w dół.Chłopak stał przez chwilę jak zaczarowany, wbijając wzrok w budynek, który byłdrugim domem jego ojca.Usytuowany tuż nad kanałem, został zbudowanyz impregnowanego, bejcowanego drewna i połyskiwał jak świeżo pomalowana łódz, nawetmimo zachmurzonego nieba.Od tej strony nie było żadnych dużych okien, tylko kilkaświetlików w szarym, łupkowym dachu.Richie zmusił się, by oderwać wzrok od domu i ruszył wzdłuż przykrytego winorośląpłotu, by sprawdzić, czy nie znajdzie miejsca, z którego mógłby zobaczyć dom pod innymkątem.Minął dwa duże drzewa i wówczas ogrodzenie przeszło w wysoki żywopłot,wyznaczający zapewne początek sąsiedniej posesji.Richie zaczął szukać jakiegoś prześwituw krzewach, skąd mógłby zerknąć na drugą stronę.Prześwitu nie znalazł, za to wkrótcedoszedł do wejścia prowadzącego pod dom sąsiadów i teraz mógł wyraznie zobaczyć dom,w którym zmarł jego ojciec.Z tej strony w drewnianej ścianie było kilka sporych okien i oszklone drzwi.Wzdłużdomu, nad kanałem, ciągnął się drewniany taras.Richie stał i wpatrywał się w budynek przezdłuższą chwilę.W końcu jednak przestraszył się, że ktoś - na przykład ta przerażającastarucha z przeciwnej strony ulicy - może go uznać za podejrzanego osobnika.I co teraz?, zapytywał się w duchu chłopak.Przecież ni stąd, ni zowąd nie zapuka dodrzwi tej kobiety i nie powie: Cześć, jestem Richie.Ty byłaś dziewczyną mojego ojca,a twoja córeczka jest moją przyrodnią siostrą.Nagle zdał sobie sprawę, jak fatalniezaplanował całą tę eskapadę.Kiedy znalazł się wreszcie na miejscu, nie wiedział, jakpowinien się zachować.Przeszedł na drugą stronę ulicy i powlókł się noga za nogą w stronę, z którejprzyszedł.Czuł się jak ostatni idiota [ Pobierz całość w formacie PDF ]