[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego dnia odwołała mnie nastronę, w ciemny zakątek.Moje dziecię  powiada żywo  posłał mnie zatobą pan Lassota, niebezpieczeństwo grozi ci wielkie: Krzysztoporskiprzez zemstę nad dziadem chcę cię zabić.Krzyknęłam strasznie, a ona:ale chodz tylko, ja cię schowam, że cię nikt nie znajdzie, nikt niezobaczy, chodz tylko prędko ze mną! Ja, przelękniona, nie wiedząc, cosię to dzieje, poszłam za nią; zaprowadziła mnie na górkę, zamknęła wciemnej izdebce o jednym okienku i tam mi jeść nosiła, pilnowała mnie,aż dopierom dziś rano.Nie dokończyła, gdy Konstancja wpadła, kij rzucając u progu. Dziecko moje! Dziecko moje!  krzyczała, biegnąc ku Hannie.Stary Lassota na głos ten, przypominający mu dawniej znany,porwał sięz łoża zdziwiony i przelękły.Hanna uśmiechem powitała starą.Ksiądz Piotr Lassota, zgorszony tą poufałością żebraczki, z ukochanymich dziecięciem obchodzącej się jak z własnym: A ty tu po co?  spytał markotny.Pomiarkowała się żebraczka i cofnąć chciała, gdy Jan Lassota odezwałsię żywo: To ona!.To Konstancja!.W takim stanie!Na te słowa z niejaką dumą odwróciła się kobieta. Tak jest  odparła. To ja! Pierwej żona twoja, potem żona drugiego,ta, co ci zatruła życie, co za nie odpokutowała z pózną skruchą swoimżyciem całym; zaparła się świata, mienia, nazwiska, w dobrowolnymubóstwie, we łzach i poniewierce starała się przebłagać Boga.To ja,com się dziecięcia mojej córki u wszystkich wyprzeć musiała, aby tąofiarą uprosić sobie przebaczenie; i dziś nie godnam was jeszcze, ani tejradości, na którą tylko przyszłam spojrzeć, pobłogosławić to dziecię ipójść, gdzie oczy poniosą.gdzie nikt z was więcej mnie nie zobaczy.To mówiąc, gdy wszyscy milczeli, Konstancja wyjęła z lichej odzieżykawałek chleba i pokazała go Hannie.322  Ten to chleba złomek, którym mnie wnuczka, nie znając, obdarzyła, tomój skarb drogi!.połowę jego złożyłam na ołtarzu Matki Bożej, połowęna sercu noszę.I ręką wyciągnioną błogosławiła Hannę, która się ku niej zbliżyła, trochęzlękniona, trochę zmieszana i rozweselona.Lassota zaniemiał z podziwui wzruszeń tylu; wtem żebraczka, jakby ją ofiara dobrowolna zmuszałaoddalić się od nich  wzięła kij leżący na podłodze, rzuciła jeszcze razokiem na wnuczkę, na męża  i znikła, nim się za nią gonić i chwytać jąopamiętali.W podwórzu słychać było nieskładną jej piosnkę, łzawą i śmieszną,dziwną mieszaninę wesela i obłąkania; brama się otworzyła  wyszła inie wróciła już do Częstochowy.323 XXXNazajutrz, gdy mieszczanie z Częstochowy pod wodzą JackaBrzuchańskiego i lud okoliczny zastukał do bram klasztoru, tłumami idącpowitać Matkę swoją, za którą przetęsknił tak długo, gdy szerokootworzono im wrota, wielka radość napełniła serca.Wszyscy łzy mieli woczach, znajomi i nieznajomi witali się i ściskali, winszując sobie; abojazliwsi ze sromem, po cichu wynosić się poczęli do domów,obejrzawszy się na puste wprzód drogi.Pan Zamojski, bojąc się jeszcze, by klasztoru nie napadnięteniespodzianie, pozostał, a Czarniecki także, bo się gorliwością nie dawałuprzedzić; kilku też z nimi przysiedli u księdza przeora.Kordecki, zwycięzca, kapłan, wrócił do zakonnej pokory, choć gowytrzymane oblężenie wiekuistą okrywało sławą w oczachwspółczesnych i potomnych.Rozesłano zaraz, oznajmując o odejściuSzwedów, na wszystkie strony z radosną nowiną oswobodzenia; do króla,do prowincjała, do opiekunów klasztoru, hrabiego Cellari, kasztelanaWarszyckiego i innych życzliwych zakonnikom, a przeor wśród uniesieńi powinszowań bez liku przybywających gości, schylając głowęskromnie, odpowiadał: Nie my, nie my, lecz Bóg zwyciężył!* * *Tak się skończyło to oblężenie pamiętne i piętnem cudu naznaczone: byłto jedyny może obraz rzucenia się ludzi przeciwko sile niebios, wiarywalczącej uczuciem swej potęgi z stokroć silniejszym cieleśnienieprzyjacielem, którego zmogła; obraz garści duchem wzniesionej nadtłumy i duchem je zwyciężającej.W tejże chwili, jakby zbudzony ze snu iodrętwienia, kraj cały ujrzał upokorzenie swoje, wziął oręż i potargałwięzy, które sam sobie włożyć pomógł.Dnia tego wszyscy Szwedzi ustąpili spod Jasnej Góry  strwożeni, niewiedzieli, co ich gnało, zawstydzeni, a w głębi przekonani, że ludzkąpokonano ich siłą.Siłę tę nazwali czarami, bo ślepi na wiarę.324 Miller odjeżdżał gniewny; im bezsilniejszy, tym mocniej rozjątrzony,gotów mścić się na kraju za Częstochowę, która mu się tak zuchwaleśmiała opierać.Jakie Szwedzi pod Częstochową otrzymali cięgi i jak się im to oblężeniedało we znaki, świadczą najlepiej przysłowia, którymi sobie Szwedzidługo jeszcze dokuczali:  Takiś ty zuch  idzże zdobywaćCzęstochowę! lub:  Bodajeś Częstochowy dobywał! Zwali teżCzęstochowę  grobem walecznych.Główny doradca i moralny sprawca oblężenia Jan Wejhard hrabiaWrzeszczewic niedługo już potem cieszył się życiem; w niespełna rok(we wrześniu 1656 r.), napadnięty w Kaliskiem przez wojewodęGrudzińskiego, stracił 800 ludzi ze swej komendy i, uciekłszynikczemnie z pola bitwy w lasy, błąkał się kilka dni po okolicy, ażwytropiony przez chłopów zginął śmiercią sromotną, jak pies, ubitykijami.Zwycięska obrona Częstochowy wywarła w całej Polsce, jak długa iszeroka, wrażenie ogromne.Pokazało się, że Szwedzi tam tylkozwyciężali, gdzie nie trafili na opór.Zły przykład i zgorszenie, jakie dałdumny magnat, zdrajca Radziejowski, naprawił pokorny zakonnik,maluczki w oczach świata, bo syn włościańskich rodziców, ksiądzAugustyn Kordecki.Ale łatwiej stracić, niż odzyskać, zepsuć, niżnaprawić.Jeszcze przez całe cztery lata grasował Szwed po kraju, paląc,niszcząc, rabując i wywożąc ogromne łupy do Szwecji.Dopiero napoczątku roku 1660 stanął pomiędzy Polską a Szwecją pokój w Oliwiepod Gdańskiem, mocą którego zupełnie ustąpili z Polski.325 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl