[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Demonstracyjnie ułożyła na wierzchu zakupów kilka paczek podpasek.Zdecydowała, że jeśli agent ośmieli sięsięgnąć po środki higieny intymnej, na cały głos nazwie go zboczeń-cem i postawi na nogi całą ochronę sklepu.Lowell zbliżał się nieubłaganie.Rachel zaczekała na odpowiedni moment, po czym gwałtownie zakręciła iuderzyła go wózkiem w kolano.- O Boże, strasznie przepraszam! - zawołała. Nie zauważyłam pana! - powiedziała, jak gdyby naglerozpoznając, z kim ma do czynienia - Ag.- urwała, rozejrzała się i zniżyła głos do szeptu - agent Lowell.Za tę scenę powinna dostać Oscara.Niestety, Lowell nie mógł docenić jej talentu aktorskiego, masował bowiemkolano.Wreszcie wyprostował się i spojrzał zbolałym wzrokiem.- Witam ponownie, pani.Chyba nie usłyszałem wczoraj pani nazwiska.- Jones.- Wyciągnęła rękę.- Rachel Jones.Miał twardą, lekko wilgotną dłoń.Prysnął mit o agencie pozbawionym wszelkich emocji.- Wcześnie pani wstała.- Przy takim upale najlepiej załatwić zakupy rankiem albo zaczekać do zachodu słońca.Jeśli zamierza pandużo chodzić w słońcu, tak jak wczoraj, powinien pan nosić kapelusz.Spózniła się z tą poradą.Lowell zdążył już niezle przypiec sobie twarz.Pozornie beznamiętnie zerknął na zawar-tość jej wózka, lecz natychmiast podniósł wzrok.Rachel poczuła ponurą satysfakcję.Jego obecność w sklepie, tu i teraz, mogła wynikać zarówno ze zbiegu okoliczności, jak i z celowego działania.Lowell był ciekawski z zawodowego przyzwyczajenia.Wystudiowana nonszalancja i niewinny głosik Rachel prawdopodobnie zbiły go z tropu w mniejszym stopniuniż innego agenta na jego miejscu.- Chyba musi pani wziąć kredyt, żeby zapłacić za taką górę zakupów - zażartował po chwili milczenia.Rachel westchnęła i ze smutkiem spojrzała na wybrane towary.- Chyba ma pan rację.Zawsze kiedy gdzieś wyjeżdżam, nie potrafię zdecydować, co może mi się przydać.W oczach Lowella natychmiast pojawiło się czujne zainteresowanie.- Wybiera się pani w podróż?- Za parę tygodni.Jadę na Wyspy Keys w Zatoce Meksykańskiej, rozejrzeć się, poczuć atmosferę, porobić no-tatki.- Notatki?Wzruszyła ramionami.- Do książki.Zajmuję się różnymi rzeczami.Prowadzę sklepiki z pamiątkami, trochę piszę, wykładam nastudiach wieczorowych.Dzięki temu nie jestem znudzona sobą.- Zobaczyła, że ogonek do kas się wydłuża.-Lepiej stanę w kolejce - rzuciła beztrosko.- Aha, znalezli coś panowie wczoraj?Zachowując kamienną twarz, Lowell raz jeszcze zerknął na zawartość wózka Rachel.- Nie, nic.To chyba był fałszywy trop.- No cóż, życzę powodzenia.I proszę nie zapominać o nakryciu głowy!- Oczywiście.Dziękuję.Ze stojaka z prasą wzięła kolorowy magazyn i kartkowała go w oczekiwaniu na swoją kolej, obserwując ukradkiempoczynania Lowella.Agent tymczasem przystanął przy stoisku z książkami.Do diabła, czy on nigdy stąd nie pójdzie?- pomyślała.Wyładowując zakupy, starała się zasłonić plecami widok wścibskiemu agentowi.Kasjerka przesunęła właśnie nad czytnikiem kodów paczkę ze slipami i sięgnęła po koszulki, gdy Lowell znów się zbliżył.- Sto czterdzieści sześć dolarów i osiemnaście centów- obwieściła kasjerka, podając dużą reklamówkę. Rachel zajrzała do portfela i skrzywiła się.Raczej nie nosiła przy sobie tyle gotówki.Niezadowolona, wygrzeba-ła z torebki kartę kredytową.Kiedy trwały formalności finansowe, Lowell dotarł do bramek kontrolnych przydrzwiach.Rachel chwyciła reklamówkę i błyskawicznie zapakowała zakupy.Podpisała rachunek, przełożyłatorbę do wózka i ruszyła energicznie do wyjścia.- Może coś pani ponieść? - zaproponował Lowell, zrównując krok z Rachel.- Nie, tak jest o wiele wygodniej.Dzięki za dobre chęci.Kiedy opuścili chłodne wnętrze sklepu, gorące, wilgotne powietrze oblepiło ich niczym macki ośmiornicy.Ośle-piona słońcem Rachel zmrużyła oczy.Otworzyła bagażnik, załadowała sprawunki i z niewymowną ulgą zatrzas-nęła klapę.Przez cały czas czuła na sobie czujny wzrok Lowella.Odprowadziła wózek na miejsce i wróciła do samochodu.- Do widzenia - powiedziała obojętnym tonem na pożegnanie.Lowell patrzył, jak wyjeżdża z parkingu.Rachel otarła pot z twarzy.Wyszła z wprawy! Jako reporterka musiaławciąż kluczyć i udawać.Miała tylko nadzieję, że Lowell nie okaże się zbytnio podejrzliwy. ROZDZIAA 5Miał tak intensywne sny, że dobre kilka minut trwało, zanim zorientował się, że już nie śpi.Co gorsza, swiatjawy wcale nie wydawał się bardziej zrozumiały niż kraina marzeń sennych.Leżał spokojnie, rozglądając się pochłodnym, mrocznym, nieznajomym wnętrzu i usiłując wygrzebać z pamięci jakiś szczegół, który podsunąłbyodpowiedz na pytanie, gdzie się właściwie znalazł i z jakiego powodu.Między okruchami wspomnień a obcympokojem zdawał się nie występować żaden związek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl