[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tędy.Nie wychodz na ulicę.Kobieta złapała banknoty istukając obcasami pobiegła w głąb zaułka.Jej postać rozpłynęła się w półmroku.Bournepatrzył za nią, dopóki nie zniknęła, a potem odwrócił się i szybko ruszył w stronę wyjścia, kuschodkom.Przybrawszy znowu zgarbioną sylwetkę wyszedł na ulicę.Trzech goryli izarządca.Wiedział, co ma robić, i musiał się z tym szybko uwinąć.Była 9.36.%7łona zataipana.Dostrzegł pierwszego członka ochrony, który wypytywał podniesionym tonemsprzedawcę ryb, dzgając go przy tym palcem w pierś.Zgiełk był tak wielki, że Jason niesłyszał ani słowa.Przekupień wytrwale potrząsał głową.Bourne wybrał potężnego, stojącegonie opodal, nie spodziewającego się niczego mężczyznę, po czym ruszył do przodupopychając go na członka obstawy, a kiedy ten uskoczył, podstawił mu nogę.W krótkiejbijatyce, jaka się wywiązała, Jason odciągnął oszołomionego ochroniarza na bok i wbił mupięść w gardło.Tamten runął na ziemię.Bourne obrócił go i trzasnął prawą dłonią w kark, tużnad kręgiem szyjnym.Powlókł nieprzytomnego mężczyznę po chodniku, przepraszając pochińsku tłoczących się ludzi za swego pijanego przyjaciela.Zostawił go przy opuszczonymstraganie rozbijając przedtem na kawałki jego radio.Drugi człowiek taipana nie wymagał aż tak skomplikowanych podchodów.Stał nauboczu i krzyczał głośno do mikrofonu.Bourne zbliżył się do niego w postawie pełnejuniżenia, wyciągając rękę w żebraczym geście.Na pozór nie stanowił żadnego zagrożenia.Goryl machnął nań, żeby się wynosił; był to ostatni ruch, jaki zapamiętał.Bourne złapał go zanadgarstek, wykręcił i złamał mu rękę.Po czternastu sekundach drugi człowiek taipana legł wcieniu sterty śmieci, w którą ciśnięte zostało jego radio.Trzeci członek ochrony konferował właśnie z  dziwką z wężem".Ku zadowoleniuBourne'a ona także, podobnie jak sprzedawca ryb, potrząsała głową; kiedy w grę wchodziłyłapówki, w Mieście za Murami obowiązywała szczególnego rodzaju lojalność.Mężczyznawyciągnął radio, ale nie zdążył już z niego skorzystać.Jason podbiegł do niego, złapałwiekową, bezzębną kobrę i cisnął jej płaski łeb prosto w twarz ochroniarza.Ten wytrzeszczył szeroko oczy i wrzasnął.Takiej właśnie reakcji oczekiwał Bourne.W szyi umiejscowiony jestmisterny i łatwy do zablokowania splot cienkich jak szpagat włókien, łączących wszystkienarządy z centralnym układem nerwowym.Bourne szybko go zlokalizował i po raz któryś zrzędu powlókł swą nieprzytomną ofiarę przez tłum gęsto się przy tym tłumacząc.Zostawił jąw mroku, na betonowej płycie.Podniósł do ucha radio; w tym momencie nikt nie nadawał.Była 9.40.Pozostał mu tylko zarządca.Nieduży Chińczyk w drogim garniturze i lśniących butach ciągle zadzierał nosabiegając od jednego posterunku do drugiego i szukając swoich ludzi, wystrzegając się przytym najmniejszego fizycznego kontaktu z hordami oblegającymi stragany i stoły.Przy takniskim wzroście niełatwo było mu cokolwiek dostrzec.Bourne zaobserwował, w którymkierunku zmierza Chińczyk, wyprzedził go, a potem nagle się odwrócił i zadał mu potężnycios pięścią w brzuch.Kiedy Chińczyk zwijał się wpół, Jason złapał go lewą ręką w pasie.Doprowadził słaniającego się na nogach do krawężnika, przy którym siedziało dwóchoprychów kiwając się i podając sobie z rąk do rąk butelkę.Bourne zdzielił zarządcę przezkark ciosem Wushu i posadził między jego nowymi kumplami.Pijacy, chociaż odurzeni, zpewnością zadbają o to, by ich nowy towarzysz pozostał nieprzytomny przez odpowiedniodługi czas.Mieli bowiem do przetrząśnięcia liczne kieszenie, musieli też uwolnić go z ubraniai butów.Wszystko można sprzedać, a znaleziona gotówka będzie dodatkową premią za ichstarania.9.43.Bourne już się nie garbił, kameleon gdzieś się ulotnił.Przedarł się przez zalewającyulicę tłum i zbiegł po schodkach do zaułka.Dokonał tego! Pokonał gwardię pretorianów.%7łona za taipana! Dotarł do klatki schodowej - trzeciej po prawej stronie - i wyciągnąłznakomitą broń, którą nabył od handlarza w Mongkoku.Tak cicho, jak tylko potrafił,sprawdzając stopień po stopniu, wspiął się na drugie piętro.Stanąwszy pod drzwiamizmobilizował się, odpowiednio ustawił, po czym uniósł lewą nogę i roztrzaskał kopnięciemcienkie drewno.Drzwi otworzyły się na oścież.Bourne wskoczył do środka i przykucnął, trzymającbroń w wyciągniętej ręce.Miał przed sobą trzech mężczyzn ustawionych w półkolu.Każdy z nich trzymałwycelowany w jego głowę pistolet.Za nimi siedział na krześle olbrzymi Chińczyk, odziany wbiały, jedwabny garnitur.Grubas skinął na swoich strażników.A więc przegrał.Bourne pomylił się w obliczeniach i Dawid Webb umrze.O wielebardziej bolała go jednak świadomość, że wkrótce po nim zginie Marie.Niech strzelają,pomyślał Dawid.Niech pociągną za spust, niech wyświadczą mu tę łaskę i przyniosą wyzwolenie.Zniszczył tę jedną jedyną rzecz, która liczyła się w jego życiu.- Niech was wszyscy diabli, strzelajcie! Strzelajcie! ROZDZIAA 11Witamy, panie Bourne - odezwał się grubas w białym, jedwabnym garniturze, dającznak gorylom, żeby się odsunęli.- Chyba zgodzi się pan ze mną, że rozsądniej będzie odłożyćpistolet na podłogę i podsunąć go w naszą stronę.Naprawdę, nie ma żadnej innej alternatywy,wie pan o tym.Webb przyjrzał się trzem Chińczykom; ten w środku odbezpieczył broń.Dawidschylił się, położył pistolet na podłodze i pchnął go do przodu.- Spodziewaliście się mnie, prawda? - spytał cicho i wyprostował się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • ?>