[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pierwszym odruchu zakryłem zdjęcie po-nownie satynową szmatką, jakbym chciał ustrzec oblicze zmarłegoprzed spojrzeniem żywego albo jakbym uświadomił sobie nagle, że nieponosi się odpowiedzialności za to, co się widzi, ale jest się odpowie-dzialnym za to, na co się patrzy, bo patrzenia zawsze można odmówić -można dokonać wyboru - po pierwszym nieuniknionym spojrzeniu, potym spojrzeniu, które jest zdradzieckie, bezwolne, szybkie, nieoczeki-wane, potem zawsze można zamknąć oczy albo natychmiast zasłonić jesobie dłonią, albo odwrócić głowę, albo zdecydować się na szybkieprzewrócenie kartki ( Przewróć ją, przewróć, nie chcę twego strachuani cierpienia.Przewróć ją i tym sposobem się ocal ).Z bijącym mocno sercem zacząłem się w końcu zastanawiać i po-myślałem wówczas, że skoro matka wyprosiła to makabryczne zdjęcie,zabrała je i przechowywała całe życie, to z pewnością nie z powodujakichś niezdrowych skłonności ani nie po to, by pielęgnować w sobieurazę, która w sposób oczywisty nie mogła być skierowana do nikogokonkretnego, nic z tych rzeczy nie pasowało do jej charakteru.Chciałaje pewnie mieć jako swego rodzaju potwierdzenie, ilekroć wyda jej sięniemożliwe, nierealne jak zły sen, że Alfonso umarł w tak bezsensownysposób i że nigdy już nie wróci do domu od tamtej nocy, gdy szukałago w mieście', na komisariatach i w cheka.Tak, żeby poczucie194 nierzeczywistości wobec wszystkich trwałych strat nie mogło zawład-nąć jej wyobraznią.A może i dlatego, by nie zostawić tej fotografii warchiwach śmierci podległych administracji, bo to by było niczym zo-stawienie zwłok na ulicy - nigdy się nie dowiedziała, gdzie spoczęły -niczym odmówienie im pochówku.Dobrze też rozumiem, dlaczego niezniszczyła zdjęcia pózniej, mimo że - jestem przekonany - nigdy więcejnie spojrzała na nie, zawinęła je w tę czerwono-czarną szmatkę, byuniknąć ryzyka, jakby materiał przestrzegał:  Pamiętaj, że jestem tu.Pamiętaj, że nadal jestem i dlatego na pewno byłem.Pamiętaj, że mo-głabyś na mnie spojrzeć i że mnie widziałaś.Niemal na pewno niko-mu nie pokazała tej fotografii, nie sądzę, by to zrobiła.Z pewnością niepokazała jej swoim rodzicom, swojej delikatnej bojazliwej matce przy-tłoczonej dużą gromadką dzieci i ciągłymi wymaganiami męża, którychciał tak bardzo mieć ją tylko dla siebie, że niemal była jego więz-niem; nie pokazała swemu tyleż sympatycznemu co autorytarnemuojcu, z pochodzenia Francuzowi, za którego przyczyną moje prawdzi-we imię nie brzmi Jacobo ani Jaime, ani Santiago, ani Diego, ani Yago- wszystkie są tym samym imieniem - lecz Jacques, choć tylko matkazwracała się tak do mnie za życia, pomijając paryskich przyjaciół, jeże-li o nikim nie zapomniałem.Nie, rodzicom nie pokazałaby tego zdjęcia,choć przypadł jej obowiązek zawiadomienia ich i zdania relacji ze swe-go znaleziska, nie pokazałaby też braciom i siostrom, wszystkim młod-szym od niej i bardzo wrażliwym, tylko najstarszy z braci, ten, któryurodził się zaraz po niej, był twardszy, ukrywał się gdzieś w mieście,ciągle zmieniając miejsca pobytu w nadziei, że uda mu się w końcuschronić w ambasadzie jakiegoś neutralnego lub niezaangażowanegooficjalnie państwa.Mogła pokazać zdjęcie tylko memu ojcu, nieod-łącznemu przyjacielowi, kto wie, czy wtedy już ukochanemu, a może toon znalazł zdjęcie na komisariacie i wstrząśnięty wyjął je z kartoteki,195 dusząc w gardle przekleństwo, w takiej sytuacji to on musiałby jej po-kazać fotografię, choć była to ostatnia rzecz, jakiej pragnął.Myślę, żetowarzyszył matce całą noc i dzień podczas owej długiej, trwożnej iostatecznie beznadziejnej wędrówki.Chyba najgorsze na tej fotografii są numery i karteczki na szyi ipiersi chłopca zabitego bez powodu, winy i sądu, tego chłopca, którybył i nie był - albo byłby - moim wujem Alfonso.Numer 2, a niżej 320,nie wiadomo, co oznaczały te liczby, jakiej to wymyślonej naprędceklasyfikacji używano w przypadku bezimiennych i niepotrzebnychofiar, tyle ich było przez te wszystkie lata, że do tej pory nikt nie potrafiich zliczyć ani nazwać, tylu zabitych w całym kraju, na północy, połu-dniu, zachodzie i wschodzie.Ale nie, nie to jest najgorsze, jakże mo-głoby być, skoro na młodej twarzy są ślady krwi, najwięcej na uchu,można przypuszczać, że stamtąd właśnie pociekła, ale jest też krew nanosie i na policzku, i na czole, i na zamkniętej lewej powiece, jakby sięrozprysła, ta twarz niemal nie przypomina twarzy żywego chłopca zinnej, nie zawiniętej w gałganek fotografii, chłopca w krawacie.Naj-bardziej podobne są widoczne na obu fotografiach odrobinę wystająceprzednie zęby, także lewe ucho, u zmarłego zakrwawione, wydaje siętakie samo jak u żywego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl