[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może prąd zbliży nas trochę dolądu.Wtedy dolecimy — mówił bez przekonania.Burnagiel skinął głową.— Rób jak chcesz — powiedział z wysiłkiem.— Jestem taki zmęczony.Będę spał.Plichta przygryzł wargi.Nie uratuję go — pomyślał ze smutkiem, — Spij — powiedział głośno.— Będziemyteraz lecieli z wiatrem.Za godzinę dolecimy.Ale jeszcze nie zawracał.Jeszcze pięć minut — powiedział sobie.Po pięciu minutach dodał jeszcze pięć.Kra w dole gęstniała ciągle.Ukazywały się niewielkie wyspy lodowe, po pięćset, sześćsetmetrów kwadratowych.Nawet najdłuższa z nich nie wystarczyłaby na lądowanie samolotu,ale Plichta łudził się jeszcze, że znajdzie stały lód.Minęło piętnaście minut.Dalszy lot był oczywistym szaleństwem.Plichta z ciężkim sercem położył ster na burtę.Maszyna pochyliła się i legła w zakręt.Wtem daleko, w ciemnym błękicie nieba na południowym zachodzie zapaliły się dwiedziwne gwiazdy: czerwona i zielona.Błysnęły, zgasły i błysnęły znowu.Potem zaczęłypłynąć na północny wschód, przecinając Plichcie drogę, aż znalazły się nie dalej niż pięćsetmetrów od niego.Dopiero wówczas uświadomi! sobie, co to znaczy: ciemną przestrzeń nad Arktykiemprzegarnialy skrzydła jakiegoś samolotu.7Notatka o zaginięciu na wschód od Ziemi Wrangła jednego ze statków Wielkiej LiniiPółnocnej, podana drobnym drukiem na ostatnich stronach dzienników, uszła uwagi,większości czytelników, jak tego sobie życzyła dyrekcja Towarzystwa.Prasa całego światazajęta była akurat wtedy sprawami wyborów w Stanach Zjednoczonych i wiadomości tegorodzaju nie budziły większego zainteresowania.Dopiero kiedy jakiś radioamator krótkofalowiec spod Myślenic zgłosił się telefoniczniedo Ministerstwa Poczt i Telegrafów z zawiadomieniem o dziwnej depeszy, której część debra!przypadkowo na fali czterdzieści jeden i pięć dziesiątych metra, wybuchła sensacja.Depeszata podawała tylko zachodnią długość geograficzną 170 stopni, sygnały SOS, nazwę statku inazwiska ludzi, do których była skierowana.Nazwiska Jerzego Greya, Stefana Wireckiego,Andrzeja Kramera i Józefa Bielaka w ciągu paru godzin obiegły Polskę, powtarzane przezwszystkie rozgłośnie i redakcje.S/s Junak II, jego załoga o setki mil od brzegu, i pilot Plichtastali się natychmiast bohaterami dnia.W gabinetach dyrektorów departamentów, w kancelariach szefów wydziałówredagowano i uzgadniano pośpiesznie noty i telegramy.Obradowały komitety ratunkowe.Zbierano pieniądze.Organizowano łączność radiową ze stacjami arktycznymi.Dopytywanosię o nowe wiadomości w Moskwie, we Władywostoku, w Osace i w Tokio.Interpelowanodyrekcję Wielkiej Linii Północnej.Potem sensacyjne wiadomości zaczęły się sypać jak z rękawa.W ciągu kilku dni niepisano i nie mówiono o niczym innym tylko o akcji ratunkowej.Wojskowe i komunikacyjne lotnictwo radzieckie, kanadyjskie i amerykańskie przystąpiłodo poszukiwań.Założono kilka baz lotniczych na północnych brzegach Kamczatki i Alaski.Kilkanaście samolotów radzieckich patrolowało Morze Czukockie i przyległe połacie OceanuArktycznego pomiędzy Wyspą Wrangla, Cieśniną Beringa a zachodnimi wybrzeżami Alaski.Wprawdzie pierwsze loty wywiadowcze nie dały żadnych wyników, później zaśuporczywa mgła uniemożliwiła na czas dłuższy poszukiwania, ale za to do Cieśniny Beringazbliżały się lodołamacze Wielkiej Linii Północnej, które wyruszyły przed tygodniem zpółnocnych portów azjatyckich i podążały z pomocą rozbitkom.Tymczasem do redakcji pism, do dyrekcji Wielkiej Linii Północnej, do rozgłośniradiowych napływały listy, zapytania, zgłoszenia ochotników, którzy chcieli bądźbezpośrednio, bądź w jakiś inny sposób przyczynić się do akcji ratunkowej.Spośród polskich lotników pierwszy zgłosił się Józef Bielak, pilot Polskich LiniiLotniczych.Gazety rozpisały się o nim szeroko.Właśnie miał wyjechać na dobrze zasłużony urlop pocałorocznej pracy, gdy doszła go depesza spod bieguna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl