[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez kilka następnych sekund ci, którzy stali w drugim końcusali, mogli się przyjrzeć czarnemu, niszczącemu żywiołowi, wciągającemu żarłoczniew swą nienasyconą otchłań generałów, służbę, majętne wdowy i stoły zastawione pobrzegi.Casanova zaśmiał się głośno i wydał z siebie krótki, głuchy okrzyk.Rzeka samaprzyszła po niego! Ranelagh nie miało dostojeństwa Tower, z drugiej jednak strony,czyż nie powinien zakończyć życia w ogrodach rozkoszy? Czarny jęzor fali jużniemal go dosięgał.Usztywnił całe ciało, wykonał półobrót, a potem poczuł, że cośgo unosi, kołysze nim niczym dzieckiem, i nagle zobaczył, że znajduje się nawysokości kandelabrów.Instynktownie nabrał w płuca powietrza; ostatni haust życia.Coś uderzyło go w ramię - butelka? czyjś but? Czuł, że jakaś siła ciągnie go w dół,zasysa, zdziera mu z ramion płaszcz, pozbawia butów.Rzeka obnażała go jaktopielca na moście przy Blackfriars, wrzucała w wiry, obracała, zniewalała 16Casanova zakochany 242 Casanova zakochany potęgą fali, a mimo to było cicho;kawaler słyszał teraz jedynie bicie własnego serca i szum wody naciskającej nabębenki jego uszu.Otworzył oczy.Woda nie była tak czarna, jak sobie wyobrażał.Ponad sobą widział jeziorka mlecznej świetlistości - to kandelabry wciąż rozsiewałyswój blask.Lewą rękę zaciskał na prawej dłoni Charpillon; a może to ona trzymała gokurczowo? Woda ściągnęła jej obcisłe różowe rękawiczki, jak się ściąga skórkę zowocu.Ramiona dziewczyny pobłyskiwały teraz jakąś tajemniczą bielą, jej spódnicepulsowały jak olbrzymie meduzy, a wokół głowy włosy falowały niczym przedziwnakrwistordzawa chmura.Bijąc dłonią wodę, kawaler przysunął się ku Marie.Czyż nie byłby to wspaniałyakt sprawiedliwości, gdyby umarła tu razem z nim, gdyby przyjął na siebie rolęsamobójcy i kata jednocześnie? Jakże się teraz cieszył, że nigdy nie nauczył się pływać! Charpillon wpatrywała się weń teraz oczami, w których widział kolejnooszołomienie, czułość i przerażenie.Próbowała mu się wyrwać; odgadła bowiemnatychmiast jego zamiary.Gdy walczyli ze sobą, przepłynął koło nich stół;mężczyzna, wciąż siedzący na krześle, z kieliszkiem szampana w dłoni, zapadał sięcoraz głębiej w otchłań wodną.Z kącika ust Charpillon sączyły się bąbelki - niczymsznureczek pereł.Casanova czuł, że powietrze w płucach zaczyna mu rozrywać pierś.Już za moment będzie musiał otworzyć usta i zaczerpnąć pierwszy głęboki haustrzeki.Dla chłopaka z Serenissimy nie powinno to być trudne.Teraz trzymał ją mocno w uścisku.Charpillon już się poddała; już nie próbowałaz nim walczyć.Jej włosy pieściły mu twarz, a ręce spoczywały bezwładnie na jegoramionach.Podniósł jej twarz i zobaczył - wciąż szeroko otwarte - oczy, które terazzapadały się gdzieś w głąb głowy; oglądały już zapewne przecudne obrazy.Potężnyszloch wyrwał się z ust Casanovy - i odpłynął jak połyskująca srebrzystą rtęciądrżąca bańka, w której zawarło się całe jego nieszczęście.Chwycił Charpillon wpasie, uniósł wysoko i - ach, ta jego słynna fizyczna siła! - wyrzucił z wielką mocą wgórę.Patrzył, jak Marie wznosi się w chmurze kremowych spódnic, aż w końcupochłonęły ją kręgi jasnego światła i stracił ją już na zawsze.Wyrzucił z płuc resztki powietrza, rozluznił się cały i zaczął opadać.- Oddychaj, signore!Złapał oddech; był niczym suchy trzask przecinający powietrze; niczym głęboka,ciemna noc w samym środku zimy.Finette się zbudziła, otrząsnęła i podniosła nańwzrok - na swego jedynego, tajemniczego boga.Gdy już przestał się dusić, wyciągnąłrękę w kierunku swej wiernej towarzyszki, aby podrapać ją między uszami.- Jeszcze nie - zapewnił ją szeptem.Suczka znów się położyła; z jakąż łatwością i wdziękiem zwierzęta poruszają sięmiędzy dwoma światami: jawy i snu.- Czy tak wygląda śmierć? - spytał swej rozmówczy ni.Wydawało mu się przytym, że kobieta tymczasem przysunęła krzesło nieco bliżej miejsca, gdzie siedział.-Czy po prostu pewnego dnia zapominamy zaczerpnąć od dechu, zapominamy nakazać naszemu sercu, by biło, a naszej krwi, by krążyła?- To jedynie śmierć połowiczna, signore, albowiem śmierć daje namzapomnienie, niosąc także pamięć.Starzec skłonił głowę w kierunku tajemniczejdamy, po czym podjął przerwaną opowieść.Cóż innego jeszcze mu pozostało? - Byłato wielka powódz roku 1764, signora.Większe go potopu nie doświadczono w owymkraju ani przedtem, ani potem.Wiatr, przypływ, a nawet księżyc zawiązały międzysobą spisek.Zapewne myślisz, pani, że przesadzam, lecz przysięgam na pamięćmojego ojca - wszystkie nisko położone dzielnice znalazły się pod wodą! Jedyniedachy i iglice kościołów wystawały ponad powierzchnię.Ilu ludzi zginęło, nikt niezliczył.Setki.tysiące.Najbardziej ucierpieli biedacy - bogacze jak gdybywykazywali większą zdolność do utrzymywania się na falach.Mnie uratował Jarba -wyciągnął z zatopionej rotundy niemal pozbawionego ducha i złożył w mej sypialni,bym odzyskał równowagę.Na Pali Mali woda przepływała tuż pod naszymi oknami -nie dalej niż na szerokość dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl