[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasyczały węgle, buchnął kłąb pary.Nie przejmując się obecnością Skowronka, blizniacyz Tours starannie zasikiwali ognisko.Straszliwie brzydka dziewczyna nie zwróciła na to uwagi.Mimo chłodu rozebrana doskórzanego kubraka bez rękawów przenosiła juki.Na lśniących od wilgoci barkach iramionach napinały się postronki mięśni.Pakunki były ciężkie, Ramirez wiedział, żenajemnicy wożą ze sobą wiele sprzętu.Zafascynowany patrzył, jak dziewczyna przerzucasakwy przez koński grzbiet, lekko, pozornie bez wysiłku.I jak koń przysiada ze stęknięciem.Claymore poczuł, że ktoś trąca go w ramię.Wilfried zwany Gwiazdeczką mrugnął obleśnie, wskazując dziewczynę. Chciałbyś, Ramirez, no nie?  mlasnął. Niezła dupa, powiadam ci.Ramirez spojrzał na wielką, prawie kwadratową sylwetkę, równie szeroką w biodrach i wtalii, na szopę jasnych, pozlepianych włosów i barki jak u portowego tragarza.Nie widziałbrzydkiej, nielitościwie w dodatku okaleczonej twarzy, Skowronek była odwrócona.I tylko nieznaczne drgnięcie ramion uświadomiło Ramirezowi, że usłyszała.Popatrzył na Wilfrieda. Czy chciałbym?  powiedział wolno. Naturalnie.Tobie tylko nie radzę, nie wydolisz.Najemnik wybałuszył oczy.Morgensternem wprawdzie machał szybko, myślał wolniej.Zamiast odgryzć się Ramirezowi, zawołał do dziewczyny: Hej, Skowronek, wziął cię ktoś kiedyś za chłopa? Dziewczyna odwróciła się.Na jejtwarzy pojawił się osobliwy grymas, który, jak wiedzieli lepiej ją znający, był uśmiechem. Owszem  odpowiedziała wolno, starając się mówić jak najwyrazniej. A ciebie?Wilfried nie załapał.Nie uskoczył, gdy Skowronek podeszła wolno, wciąż z grymasemimitującym uśmiech.Wadą Gwiazdeczki była nieprzeparta chęć popisywania się.Zwłaszcza przyzleceniodawcach. No, masz jaja, Skowronek  zaczął niby pojednawczo.Przecięta blizną maska nieco sięwygładziła. Szkoda, że zamiast cycków  wypalił szybko, widać musiał tę kwestięprzygotowywać od dawna.Wyprostował się, czekając na aplauz.Nie doczekał się.Zamiast tego ramię dziewczyny wystrzeliło do przodu, wielka dłoń wrękawiczce bez palców, okutej na kostkach żelaznymi płytkami ścisnęła krocze najemnika. A ty masz?  syknęła dziewczyna.Claymore usłyszał, jak Gwiazdeczka wciąga gwałtownie powietrze, zobaczył, jakczerwienieje na gębie.Jak staje na czubkach palców.Skowronek przybliżyła twarz do jegotwarzy, nie zwalniając uścisku.Okaleczone, ściągnięte wargi dziewczyny przylgnęły do ustWilfrieda.Najemnik zagulgotał i poczerwieniał jeszcze bardziej.Zapadła cisza. No, dość tych pieszczot, dzieciaki  krzyknął ostro Marcel po nieskończenie długiej,zdało się, chwili. Kurwa, Skowronek, zostaw go, bo na kulbakę nie wsiądzie!Wydawało się, że dziewczyna nie słyszy.Ramirez pomyślał mętnie, że za chwilę trzebabędzie ją odrywać od Wilfrieda siłą.Nie miał na to najmniejszej ochoty.A i wątpił wrezultaty.Wreszcie Skowronek odjęła wargi od ust najemnika.Nie mogła się jednak powstrzymać,przejechała językiem po zarośniętym policzku, potem szybkim, niczym żmija, ruchem wpiłasię jeszcze raz w jego wargi.Wilfried krzyknął.Odgłos był dość przykry, bo uczynił to nawdechu.Dopiero wtedy dziewczyna otwarła zaciśniętą pięść.Najemnik padł na kolana, tymrazem własnymi dłońmi obejmując sponiewierane przyrodzenie.Z przegryzionej wargisączyła się krew. Na zniekształconych ustach dziewczyny lśniła karminowa kropla.Zlizała ją powoliczubkiem języka. Wszystko w porządku?  spytał Marcel.Pytanie było skierowane do Skowronka, najęczącego Gwiazdeczkę nikt nie zwracał uwagi.Zachichotała piskliwie. W poządku. Znów sepleniła, jak zwykle.Uniosła dłoń. Musiałam dobrze posukać pokazała pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.Skulony Gwiazdeczka, wciąż z dłońmi wciśniętymi między uda, zabełkotał cośniewyraznie. No, kompania, pożartowaliśmy, pofiglowaliśmy, a teraz na koń  oznajmił Marcelgłośno.Claymore wyczuł w jego głosie coś w rodzaju ulgi. A ty co tak siedzisz, Wilfried?Wstawaj, zimno jest, jeszcze wilka złapiesz!Kopnął skulonego najemnika w biodro, wcale nielekko.Gwiazdeczka zamamrotał niecogłośniej, stękając, gramolił się z mokrego mchu.Krzątanina zaczęła się znowu.Bianco odłożył kuszę, pomagał juczyć konie.Gwiazdeczka, wciąż blady, odszedł na stronę.Dwaj pozostali, których Claymore nie znał,zwijali rozłożone derki.Jean-Pierre ze stoickim spokojem siedział przy parującym, zasikanymognisku. Skaranie boskie z tą dziewuchą  mruknął niechętnie Marcel, przerzucając przez barkobciążony pochwą z sejmitarem pas. Co rusz, to kręci wora temu durniowi.A on to chybalubi, bo wciąż się podkłada. Splunął, o włos omijając własne buty. Eh, przepędziłbymjedno albo drugie, ale gdzie ja takich znajdę?  narzekał dalej. Trudni do zastąpienia, nie to,co. Wskazał na dwóch młodych.Ramirez zrozumiał.W każdej akcji były straty.Ale doświadczeni najemnicy nie ginęli.Oni byli do zabijania,do wypełniania głównych zadań.Ktoś musiał zwyciężać, ktoś musiał zabijać.%7łeby mógł torobić skutecznie, inni musieli osłaniać mu plecy.Posuwać się za nim, odbijać przeznaczonedlań ciosy.Oprócz tych przeznaczonych dla siebie.Blizniacy, Gwiazdeczka, Bianco, nawet Skowronek walczyli już długo, pewni, że za sobąmają tych, których zadaniem jest tylko osłona i wsparcie.Ci drudzy przeciętnie zaliczali dwieakcje.Potem przychodzili nowi.I nigdy ich nie brakowało.Sława blizniaków przyciągała wciąż następnych chętnych, zktórych każdy roił sobie łatwe, ciekawe życie, bliską fortunę.I niektórzy pewnie myśleli, żewkrótce to oni będą mieli za plecami osłonę, że to dla nich będą walczyć i ginąć inni.Na ogółsię mylili. Tylko dwóch?  mruknął Claymore.Marcel zaklął.Strzyknął śliną spomiędzy zębów. Tak  odparł po chwili niechętnie. Tylko dwóch.Reszta zużyła się przy poprzedniej robocie, nie starczyło czasu, żeby uzupełnić.Strasznie poganiałeś, myślałem, że to coś naszybko, a tu tymczasem taki pierdolony pasztet. Uśmiechnął się niewesoło. Gdybym cięnie znał, pomyślałbym, że oszalałeś.Ale zawsze byłeś rozsądny, nie wpuszczałeś nas w bylegówno.Więc i tym razem.Urwał.Nie patrzył na szczęście na Claymore a, który zastanawiał się, czy widoczne jestbijące na twarz gorąco wstydu.Marcel, przyjacielu, pomyślał Claymore [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl
  • p") ?>