[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli miał on coś do ukrycia a zapewne miał doukrycia niejedno to znajdowało się to daleko od jego willi. Straszne! Okropne! jęczał Marczak, wciąż mając w oczach wizję skrzyńze starodrukami topionych w falach Zniardw. No cóż, trudno.Stało się bezradnie rozłożyłem ręce. Nie będziemypani zabierać czasu.I wstałem z krzesła.A dyrektor Marczak piorunował mnie wzrokiem.Był obu-rzony, że tak lekko przyjąłem wiadomości o zbiorach zatopionych w jeziorze.Alei on zdawał sobie sprawę, że dłużej nie ma co tracić czasu na rozmowę z pannąKrostek.Wsiedliśmy do służbowej wołgi i wróciliśmy do hotelu.Marczak sprawiałwrażenie bardzo przygnębionego i chciał natychmiast jechać do Warszawy.Leczja byłem zdania, że nie wyczerpaliśmy w Aodzi wszystkich naszych możliwości. Nie wierzę, aby zbiory zatopiono w jeziorze oświadczyłem Marczako-wi. Gdyby tak rzeczywiście się stało, Krostek powiedziałby to panu podczaspierwszego spotkania.A tymczasem kluczył, wypierał się, a potem do rozmowyz nami przygotował swoją córkę.Zjedliśmy z dyrektorem obiad w restauracji Malinowa. Nie bardzo rozumiem, po co nadal siedzimy w Aodzi pomrukiwałz odrobiną niezadowolenia. Należy chyba szukać Wągrowskiego.Może on wy-zna, co naprawdę zrobili ze skrzyniami?162 Czekam na Monikę, która miała tu przyjechać popołudniowym pocią-giem wyjaśniłem. Mam pewien plan, w którym Monika będzie mogła na-reszcie odegrać jakąś rolę.Chcę, żeby pozostała w Aodzi i w jakiś sposób zaprzy-jazniła się z panną Krostek.Odniosłem wrażenie, że panna Krostek lubi obracaćsię w podobnych kręgach, co i nasza Monika.Zapewne znajdą wspólny języki w ten sposób będziemy mieli baczenie na dom Krostków. Bardzo to wszystko zawiłe pomrukiwał Marczak ale niech pan robi,jak pan uważa.Zapadł zmierzch, a Monika nie zgłosiła się do hotelu. Nie ma co mówić, panie Tomaszu sarkał mój zwierzchnik. Okazałsię pan znakomitym kierownikiem.Pańscy współpracownicy odznaczają się wy-bitną dyscypliną.Szydził ze mnie, kpił, w ten sposób odbijając sobie ranną porażkę.O jedena-stej w nocy, gdy Marczak udał się nareszcie do swego pokoju, odezwał się telefon. Jak się masz, Tomaszu? usłyszałem głos Batury. Postanowiłem oka-zać ci wdzięczność za uwolnienie mnie z więzów Niewidzialnych i chcę przeka-zać ci dwie informacje.Interesują cię? Oczywiście. Otóż panna Krystyna Krostek wkrótce otrzyma zaproszenie od narzeczo-nego z Frankfurtu nad Menem.Czy ciekawi cię, jak się nazywa ów narzeczony,którego nigdy na oczy nie widziała? Słucham. Heinrich Bucher. Co takiego? A tak, przyjacielu, Bucher.Zdumienie pozbawiło mnie tchu.Batura też nic nie mówił, dlatego w słu-chawce wyraznie zabrzmiały dzwięki muzyki, dolatujące z pomieszczenia, skąddzwonił. A druga informacja? zapytałem. Przyjdz do restauracji Casanova.To dość podły lokal, ale można się tudobrze zabawić.Jestem w bardzo miłym towarzystwie.Nie podchodz do nas, aleobserwacja sprawi ci wielką przyjemność.Batura odłożył słuchawkę.A ja natychmiast poszedłem do dyrektora Mar-czaka, który na szczęście jeszcze nie położył się spać.I mimo jego protestów,wyciągnąłem go na spacer do Casanovy.Dyrektor Marczak nie należał do bywalców nocnych lokali, ja także odwie-dzałem je rzadko, co najwyżej służbowo, gdy obserwowałem jakiegoś handlarzaantykami lub fałszerza dzieł sztuki.Tego pokroju ludzie lubili bowiem właśniew nocnych lokalach zawierać podejrzane transakcje i tracić nieuczciwie zarobio-ne pieniądze.163 Casanova nie wyglądał na lokal wykwintny, przeciwnie, niemal siłą musia-łem wciągnąć do niego Marczaka.Mierziła go atmosfera pijackich śpiewów i wi-dok podejrzanych typów, snujących się między stolikami, tańczących na obszer-nym parkiecie.Ale wielu jest ludzi, którzy lubią podobną atmosferę, bo okazałosię, że nie ma ani jednego wolnego stolika. To nic oświadczyłem grubemu portierowi. Tylko rzucimy okiem nasalę, bo szukamy przyjaciela.I jak myślicie, kogo ujrzeliśmy?Przy sześcioosobowym stoliku obok orkiestry siedzieli: elegancko ubranyWaldemar Batura, Piękny Lolo z gangu Niewidzialnych, Kędziorek, jakaś ładnabrunetka, panna Krostek i.Monika w platynowej peruce. Czy to naprawdę nasza Monika? Marczak nie dowierzał własnymoczom. Tak jest, panie dyrektorze.To Monika. Razem z Baturą i panną Krostek? Tak jest, panie dyrektorze.Waldemar Batura zauważył nas, dyskretnie trącił łokciem Monikę.Po chwiliMonika wzięła torebkę i wstała od biesiadnego stołu, kierując się ku toalecie,która znajdowała się obok szatni w korytarzu.Idąc tam musiała przejść obok nas. Przepraszam panią, ale my się skądś znamy zaczepiłem dziewczynęw korytarzu.Zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem. Nie rozumiem po polsku rzekła w języku niemieckim. A poza tymnie zawieram znajomości w korytarzach nocnych lokali.To mówiąc dumnie zniknęła w drzwiach toalety.Wolnym krokiem wracaliśmydo hotelu ulicami pogrążonymi w półmroku.Aódz bowiem nie należy do najlepiejoświetlonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Jeśli miał on coś do ukrycia a zapewne miał doukrycia niejedno to znajdowało się to daleko od jego willi. Straszne! Okropne! jęczał Marczak, wciąż mając w oczach wizję skrzyńze starodrukami topionych w falach Zniardw. No cóż, trudno.Stało się bezradnie rozłożyłem ręce. Nie będziemypani zabierać czasu.I wstałem z krzesła.A dyrektor Marczak piorunował mnie wzrokiem.Był obu-rzony, że tak lekko przyjąłem wiadomości o zbiorach zatopionych w jeziorze.Alei on zdawał sobie sprawę, że dłużej nie ma co tracić czasu na rozmowę z pannąKrostek.Wsiedliśmy do służbowej wołgi i wróciliśmy do hotelu.Marczak sprawiałwrażenie bardzo przygnębionego i chciał natychmiast jechać do Warszawy.Leczja byłem zdania, że nie wyczerpaliśmy w Aodzi wszystkich naszych możliwości. Nie wierzę, aby zbiory zatopiono w jeziorze oświadczyłem Marczako-wi. Gdyby tak rzeczywiście się stało, Krostek powiedziałby to panu podczaspierwszego spotkania.A tymczasem kluczył, wypierał się, a potem do rozmowyz nami przygotował swoją córkę.Zjedliśmy z dyrektorem obiad w restauracji Malinowa. Nie bardzo rozumiem, po co nadal siedzimy w Aodzi pomrukiwałz odrobiną niezadowolenia. Należy chyba szukać Wągrowskiego.Może on wy-zna, co naprawdę zrobili ze skrzyniami?162 Czekam na Monikę, która miała tu przyjechać popołudniowym pocią-giem wyjaśniłem. Mam pewien plan, w którym Monika będzie mogła na-reszcie odegrać jakąś rolę.Chcę, żeby pozostała w Aodzi i w jakiś sposób zaprzy-jazniła się z panną Krostek.Odniosłem wrażenie, że panna Krostek lubi obracaćsię w podobnych kręgach, co i nasza Monika.Zapewne znajdą wspólny języki w ten sposób będziemy mieli baczenie na dom Krostków. Bardzo to wszystko zawiłe pomrukiwał Marczak ale niech pan robi,jak pan uważa.Zapadł zmierzch, a Monika nie zgłosiła się do hotelu. Nie ma co mówić, panie Tomaszu sarkał mój zwierzchnik. Okazałsię pan znakomitym kierownikiem.Pańscy współpracownicy odznaczają się wy-bitną dyscypliną.Szydził ze mnie, kpił, w ten sposób odbijając sobie ranną porażkę.O jedena-stej w nocy, gdy Marczak udał się nareszcie do swego pokoju, odezwał się telefon. Jak się masz, Tomaszu? usłyszałem głos Batury. Postanowiłem oka-zać ci wdzięczność za uwolnienie mnie z więzów Niewidzialnych i chcę przeka-zać ci dwie informacje.Interesują cię? Oczywiście. Otóż panna Krystyna Krostek wkrótce otrzyma zaproszenie od narzeczo-nego z Frankfurtu nad Menem.Czy ciekawi cię, jak się nazywa ów narzeczony,którego nigdy na oczy nie widziała? Słucham. Heinrich Bucher. Co takiego? A tak, przyjacielu, Bucher.Zdumienie pozbawiło mnie tchu.Batura też nic nie mówił, dlatego w słu-chawce wyraznie zabrzmiały dzwięki muzyki, dolatujące z pomieszczenia, skąddzwonił. A druga informacja? zapytałem. Przyjdz do restauracji Casanova.To dość podły lokal, ale można się tudobrze zabawić.Jestem w bardzo miłym towarzystwie.Nie podchodz do nas, aleobserwacja sprawi ci wielką przyjemność.Batura odłożył słuchawkę.A ja natychmiast poszedłem do dyrektora Mar-czaka, który na szczęście jeszcze nie położył się spać.I mimo jego protestów,wyciągnąłem go na spacer do Casanovy.Dyrektor Marczak nie należał do bywalców nocnych lokali, ja także odwie-dzałem je rzadko, co najwyżej służbowo, gdy obserwowałem jakiegoś handlarzaantykami lub fałszerza dzieł sztuki.Tego pokroju ludzie lubili bowiem właśniew nocnych lokalach zawierać podejrzane transakcje i tracić nieuczciwie zarobio-ne pieniądze.163 Casanova nie wyglądał na lokal wykwintny, przeciwnie, niemal siłą musia-łem wciągnąć do niego Marczaka.Mierziła go atmosfera pijackich śpiewów i wi-dok podejrzanych typów, snujących się między stolikami, tańczących na obszer-nym parkiecie.Ale wielu jest ludzi, którzy lubią podobną atmosferę, bo okazałosię, że nie ma ani jednego wolnego stolika. To nic oświadczyłem grubemu portierowi. Tylko rzucimy okiem nasalę, bo szukamy przyjaciela.I jak myślicie, kogo ujrzeliśmy?Przy sześcioosobowym stoliku obok orkiestry siedzieli: elegancko ubranyWaldemar Batura, Piękny Lolo z gangu Niewidzialnych, Kędziorek, jakaś ładnabrunetka, panna Krostek i.Monika w platynowej peruce. Czy to naprawdę nasza Monika? Marczak nie dowierzał własnymoczom. Tak jest, panie dyrektorze.To Monika. Razem z Baturą i panną Krostek? Tak jest, panie dyrektorze.Waldemar Batura zauważył nas, dyskretnie trącił łokciem Monikę.Po chwiliMonika wzięła torebkę i wstała od biesiadnego stołu, kierując się ku toalecie,która znajdowała się obok szatni w korytarzu.Idąc tam musiała przejść obok nas. Przepraszam panią, ale my się skądś znamy zaczepiłem dziewczynęw korytarzu.Zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem. Nie rozumiem po polsku rzekła w języku niemieckim. A poza tymnie zawieram znajomości w korytarzach nocnych lokali.To mówiąc dumnie zniknęła w drzwiach toalety.Wolnym krokiem wracaliśmydo hotelu ulicami pogrążonymi w półmroku.Aódz bowiem nie należy do najlepiejoświetlonych [ Pobierz całość w formacie PDF ]