[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet her-bata wcześniej czy pózniej zaczyna pleśnieć - Jensen starał sięnie oglądać dokładnie torebeczki.Nalał do czajnika wody z na-dzieją, że minie trochę czasu, zanim zacznie wrzeć.Gdy wpatrywał się w wodę, nagle ogarnęło go obrzydzenie.Wyjrzał przez okno.Zmusił się, by patrzeć na świat, na rabatęz ziołami w swoim małym ogródku, na tonący w deszczu tymia-nek.Pokryte igłami gałązki rozmarynu dumnie prężyły się tegoposępnego dnia, który rozpoczął się od złego snu, proroczegosnu, zapowiadającego zbliżającą się przeszłość.Właściwie onasię nie zbliżała, zataczała jedynie kolejny krąg.Tor, po którymsię poruszała, był orbitą.Człowiek myśli, że w końcu przezwy-ciężył przeszłość, ale w rzeczywistości znajduje się ona tylkow najbardziej oddalonym punkcie orbity.Odtąd znów zaczynasię nieubłaganie zbliżać, coraz bardziej mieszając się z terazniej-szością, by w szczytowym punkcie stopić się z nią, tak jak teraz.Woda wrzała, jednak Jensen nie zwracał na to uwagi.Ta ko-bieta w salonie, niewidoma O'Hara, przyszła mu powiedzieć,że do gry wkroczyła uzdrowicielka, Meksykanka, która modli-twą uzdrawiała chorych, a dzieci Rittera uczyła, jak się modlić.Modlimy się, żeby zostawił nas w spokoju.Na zawsze" - po-wiedział Rick, a w uszach Jensena brzmiało też zdanie Ritte-ra: Modlą się potajemnie do swojego Boga na chmurce, aleja mogę im powiedzieć, że gdyby ich Bóg naprawdę istniał,od dawna byłbym już martwy".To brednie.Absurdem było-by wierzyć, że w tym wszystkim tkwi ziarno prawdy, Jensenteż nie zamierzał tego robić.Ale były też ziarna nieprawdy i towłaśnie one kłuły go w kark, przypominały o dręczącym po-czuciu winy, o porozumiewawczym spojrzeniu Ukrzyżowane-go, patrzącego z góry na matkę.Przypominały o nieprawdzie,79która długo była prawdą, potem została uznana za nieprawdęi wycofała się w sny.I tam, kiedy rozum zaśnie, rozkłada ogonjak paw, znów przybiera pozór prawdy.- Czy woda nie za długo się gotuje? - zawołała O.CHara.-Powinna tylko wrzeć.Herbata będzie bez smaku.- Tak - odkrzyknął Jensen.- Zaraz przyniosę.Anuluję lot do Arizony, pomyślał.Ta sprawa ma zbyt wielewspólnego ze mną.Jednak w tej samej chwili odwołał własne postanowie-nie.Nie, musi świadomie zmierzyć się z tym przypadkiem,z uzdrowicielką, z tajemniczą śmiercią, musi spojrzeć tej spra-wie w oczy, właśnie dlatego, że budzi osobiste wspomnienia.Spojrzeć w oczy, a potem zdemaskować: jeszcze nikt nie umarłz powodu jakiejś modlitwy.Tak, pomyślał Jensen, kto w to wątpi oprócz ciebie?Wrzucił torebkę do gorącej wody, po chwili zaniósł gościo-wi herbatę w wielkiej śmiesznej filiżance z napisem I love biggirls".Kiedyś tę filiżankę podarował mu z okazji urodzin Stas-sen, napominając go, że wreszcie powinien rozejrzeć się za ja-kąś kobietą - już tyle lat minęło od śmierci Margarete.O'Hara wciąż siedziała na sofie w pozie egipskiej księżnicz-ki, wyprostowana jak struna, nogi złączone, dłonie spoczywałyna kolanach.Mimo że Jensen był prawie pewien, że nie mo-głaby zobaczyć napisu na filiżance, w ostatniej chwili opuściłago odwaga.Odwrócił filiżankę tak, by napis znajdował się podrugiej stronie, i podsunął uszko do jej dłoni.Dłoń leżała nakolanie, musiał się więc ceremonialnie pochylić.- Oto pani herbata.Wsunęła palce w uszko; szczupłe, białe palce z pomalowa-nymi na czerwono paznokciami.- Dziękuję - powiedziała, ale po pierwszym łyku wykrzy-wiła twarz.- Przepraszam, zapomniałem cukru.Zaraz przyniosę.80- Jest pan żonaty? - zapytała O'Hara, szukając ręką stolika,żeby odstawić filiżankę - na zawsze.-Nie.- Tak myślałam.To jest herbata kawalera.Pan nigdy nie pijeherbaty, czasem kupuje pan pudełko dla gości, oczywiście her-batę ekspresową.Długo mieszkałam w Chinach, w Szangha-ju - powiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.Jensen znów zasiadł w fotelu.O'Hara milczała, on też niepodejmował rozmowy.O czym rozmawiali, zanim poszedł dokuchni?- A zatem teraz mieszka pani w Brugii?- Tak, ale niedługo wyjadę, może na dłużej.- Dokąd?- Do Arizony.Chcę się spotkać z Esperanzą Toscano Agui-lar.- Rozumiem - rzucił Jensen, żeby coś powiedzieć.W żad-nym wypadku nie może wspominać o planowanej podróży.- Nie, nie sądzę, żeby pan rozumiał.Ale chętnie to panuwyjaśnię.Mój mąż.- Zawahała się.- Nie wrócił z Meksyku.Umarł w dniu, w którym powinien był wrócić.Od tego czasuminęły dwa lata, lecz dopiero teraz jestem w stanie rozmyślaćo szczegółach.Należy do nich ta kobieta, uzdrowicielka.Byłajedną z ostatnich osób, które widziały mojego męża.Chciała-bym się z nią zobaczyć, bo ma o nim wspomnienia.Wpraw-dzie nie rozmawiali ze sobą, ale przez cały dzień był w jejpobliżu, próbując nawiązać z nią kontakt.Rozumie pan? Cośo nim wie: czy się śmiał, w co się ubrał, czy był odprężony,jak się czuł? Widziała go krótko przed śmiercią, a ja nic niewiem o jego ostatnich dniach.Chciałabym porozmawiać z niąo mężu, to wszystko.Położyła jedną dłoń na drugiej i zamilkła.Jensen nie rozumiał tej potrzeby, przecież było dokładnieodwrotnie, przynajmniej u niego.Po śmierci Margarete unikał81jakichkolwiek rozmów na jej temat, nie był w stanie słuchaćcudzych wspomnień.Podczas pogrzebu szkolni koledzy Mar-garete zarzucili go anegdotami o tym, jak Margarete w klasiematuralnej przed pożegnalną imprezą zwichnęła stopę i potemtańczyła na jednej nodze przy A Whiter Shade ofPale - sametego rodzaju śmieszne rzeczy.Każdy z dawnych znajomychmiał coś na podorędziu.Tak, była taka miła, zawsze pochy-lała się nad troskami innych, i to jej poczucie humoru.Nie-którzy śmiali się nawet na cmentarzu, ledwo trumna zniknęłapod ziemią.Akurat musieli pomyśleć o jej poczuciu humoru:Była taka wesoła, pamiętasz? Wszystko się zgadzało, była miła,miała poczucie humoru, ale teraz nie żyje.Wówczas Jensenowizdawało się, że był jedynym człowiekiem, który to pojął.- Kiedy pani wyjeżdża?- Miałam nadzieję, że dowiem się tego od pana.- Dlaczego pani tak pomyślała?Gdzieś w dali rozległy się grzmoty, nadciągała burza.- Słyszałam w radiu, że śledztwo nie jest jeszcze zakoń-czone.Nie stwierdzono przyczyny śmierci.Nie wygląda to namorderstwo, ale podobno Brian Ritter na krótko przed śmier-cią otrzymał list z pogróżkami.I w związku z tym listem pe-wien funkcjonariusz został zawieszony.To znaczy pan.Głów-ny komisarz, Dupont, chętnie udzielił mi tych informacji przeztelefon.Dupont!, pomyślał z wściekłością Jensen.- Nie zostałem zawieszony - odpowiedział.- Już trzy mie-siące temu złożyłem rezygnację.W piątek i tak odszedłbymze służby.A co do Duponta, nie powinien pani mówić tegowszystkiego.Naruszył tajemnicę służbową.- W każdym razie pomyślałam sobie, że z pewnością cośpan zamierza zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl przylepto3.keep.pl
.Nawet her-bata wcześniej czy pózniej zaczyna pleśnieć - Jensen starał sięnie oglądać dokładnie torebeczki.Nalał do czajnika wody z na-dzieją, że minie trochę czasu, zanim zacznie wrzeć.Gdy wpatrywał się w wodę, nagle ogarnęło go obrzydzenie.Wyjrzał przez okno.Zmusił się, by patrzeć na świat, na rabatęz ziołami w swoim małym ogródku, na tonący w deszczu tymia-nek.Pokryte igłami gałązki rozmarynu dumnie prężyły się tegoposępnego dnia, który rozpoczął się od złego snu, proroczegosnu, zapowiadającego zbliżającą się przeszłość.Właściwie onasię nie zbliżała, zataczała jedynie kolejny krąg.Tor, po którymsię poruszała, był orbitą.Człowiek myśli, że w końcu przezwy-ciężył przeszłość, ale w rzeczywistości znajduje się ona tylkow najbardziej oddalonym punkcie orbity.Odtąd znów zaczynasię nieubłaganie zbliżać, coraz bardziej mieszając się z terazniej-szością, by w szczytowym punkcie stopić się z nią, tak jak teraz.Woda wrzała, jednak Jensen nie zwracał na to uwagi.Ta ko-bieta w salonie, niewidoma O'Hara, przyszła mu powiedzieć,że do gry wkroczyła uzdrowicielka, Meksykanka, która modli-twą uzdrawiała chorych, a dzieci Rittera uczyła, jak się modlić.Modlimy się, żeby zostawił nas w spokoju.Na zawsze" - po-wiedział Rick, a w uszach Jensena brzmiało też zdanie Ritte-ra: Modlą się potajemnie do swojego Boga na chmurce, aleja mogę im powiedzieć, że gdyby ich Bóg naprawdę istniał,od dawna byłbym już martwy".To brednie.Absurdem było-by wierzyć, że w tym wszystkim tkwi ziarno prawdy, Jensenteż nie zamierzał tego robić.Ale były też ziarna nieprawdy i towłaśnie one kłuły go w kark, przypominały o dręczącym po-czuciu winy, o porozumiewawczym spojrzeniu Ukrzyżowane-go, patrzącego z góry na matkę.Przypominały o nieprawdzie,79która długo była prawdą, potem została uznana za nieprawdęi wycofała się w sny.I tam, kiedy rozum zaśnie, rozkłada ogonjak paw, znów przybiera pozór prawdy.- Czy woda nie za długo się gotuje? - zawołała O.CHara.-Powinna tylko wrzeć.Herbata będzie bez smaku.- Tak - odkrzyknął Jensen.- Zaraz przyniosę.Anuluję lot do Arizony, pomyślał.Ta sprawa ma zbyt wielewspólnego ze mną.Jednak w tej samej chwili odwołał własne postanowie-nie.Nie, musi świadomie zmierzyć się z tym przypadkiem,z uzdrowicielką, z tajemniczą śmiercią, musi spojrzeć tej spra-wie w oczy, właśnie dlatego, że budzi osobiste wspomnienia.Spojrzeć w oczy, a potem zdemaskować: jeszcze nikt nie umarłz powodu jakiejś modlitwy.Tak, pomyślał Jensen, kto w to wątpi oprócz ciebie?Wrzucił torebkę do gorącej wody, po chwili zaniósł gościo-wi herbatę w wielkiej śmiesznej filiżance z napisem I love biggirls".Kiedyś tę filiżankę podarował mu z okazji urodzin Stas-sen, napominając go, że wreszcie powinien rozejrzeć się za ja-kąś kobietą - już tyle lat minęło od śmierci Margarete.O'Hara wciąż siedziała na sofie w pozie egipskiej księżnicz-ki, wyprostowana jak struna, nogi złączone, dłonie spoczywałyna kolanach.Mimo że Jensen był prawie pewien, że nie mo-głaby zobaczyć napisu na filiżance, w ostatniej chwili opuściłago odwaga.Odwrócił filiżankę tak, by napis znajdował się podrugiej stronie, i podsunął uszko do jej dłoni.Dłoń leżała nakolanie, musiał się więc ceremonialnie pochylić.- Oto pani herbata.Wsunęła palce w uszko; szczupłe, białe palce z pomalowa-nymi na czerwono paznokciami.- Dziękuję - powiedziała, ale po pierwszym łyku wykrzy-wiła twarz.- Przepraszam, zapomniałem cukru.Zaraz przyniosę.80- Jest pan żonaty? - zapytała O'Hara, szukając ręką stolika,żeby odstawić filiżankę - na zawsze.-Nie.- Tak myślałam.To jest herbata kawalera.Pan nigdy nie pijeherbaty, czasem kupuje pan pudełko dla gości, oczywiście her-batę ekspresową.Długo mieszkałam w Chinach, w Szangha-ju - powiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.Jensen znów zasiadł w fotelu.O'Hara milczała, on też niepodejmował rozmowy.O czym rozmawiali, zanim poszedł dokuchni?- A zatem teraz mieszka pani w Brugii?- Tak, ale niedługo wyjadę, może na dłużej.- Dokąd?- Do Arizony.Chcę się spotkać z Esperanzą Toscano Agui-lar.- Rozumiem - rzucił Jensen, żeby coś powiedzieć.W żad-nym wypadku nie może wspominać o planowanej podróży.- Nie, nie sądzę, żeby pan rozumiał.Ale chętnie to panuwyjaśnię.Mój mąż.- Zawahała się.- Nie wrócił z Meksyku.Umarł w dniu, w którym powinien był wrócić.Od tego czasuminęły dwa lata, lecz dopiero teraz jestem w stanie rozmyślaćo szczegółach.Należy do nich ta kobieta, uzdrowicielka.Byłajedną z ostatnich osób, które widziały mojego męża.Chciała-bym się z nią zobaczyć, bo ma o nim wspomnienia.Wpraw-dzie nie rozmawiali ze sobą, ale przez cały dzień był w jejpobliżu, próbując nawiązać z nią kontakt.Rozumie pan? Cośo nim wie: czy się śmiał, w co się ubrał, czy był odprężony,jak się czuł? Widziała go krótko przed śmiercią, a ja nic niewiem o jego ostatnich dniach.Chciałabym porozmawiać z niąo mężu, to wszystko.Położyła jedną dłoń na drugiej i zamilkła.Jensen nie rozumiał tej potrzeby, przecież było dokładnieodwrotnie, przynajmniej u niego.Po śmierci Margarete unikał81jakichkolwiek rozmów na jej temat, nie był w stanie słuchaćcudzych wspomnień.Podczas pogrzebu szkolni koledzy Mar-garete zarzucili go anegdotami o tym, jak Margarete w klasiematuralnej przed pożegnalną imprezą zwichnęła stopę i potemtańczyła na jednej nodze przy A Whiter Shade ofPale - sametego rodzaju śmieszne rzeczy.Każdy z dawnych znajomychmiał coś na podorędziu.Tak, była taka miła, zawsze pochy-lała się nad troskami innych, i to jej poczucie humoru.Nie-którzy śmiali się nawet na cmentarzu, ledwo trumna zniknęłapod ziemią.Akurat musieli pomyśleć o jej poczuciu humoru:Była taka wesoła, pamiętasz? Wszystko się zgadzało, była miła,miała poczucie humoru, ale teraz nie żyje.Wówczas Jensenowizdawało się, że był jedynym człowiekiem, który to pojął.- Kiedy pani wyjeżdża?- Miałam nadzieję, że dowiem się tego od pana.- Dlaczego pani tak pomyślała?Gdzieś w dali rozległy się grzmoty, nadciągała burza.- Słyszałam w radiu, że śledztwo nie jest jeszcze zakoń-czone.Nie stwierdzono przyczyny śmierci.Nie wygląda to namorderstwo, ale podobno Brian Ritter na krótko przed śmier-cią otrzymał list z pogróżkami.I w związku z tym listem pe-wien funkcjonariusz został zawieszony.To znaczy pan.Głów-ny komisarz, Dupont, chętnie udzielił mi tych informacji przeztelefon.Dupont!, pomyślał z wściekłością Jensen.- Nie zostałem zawieszony - odpowiedział.- Już trzy mie-siące temu złożyłem rezygnację.W piątek i tak odszedłbymze służby.A co do Duponta, nie powinien pani mówić tegowszystkiego.Naruszył tajemnicę służbową.- W każdym razie pomyślałam sobie, że z pewnością cośpan zamierza zrobić [ Pobierz całość w formacie PDF ]