[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naród to zrozumie.Nie wolno odsłaniać taktyki przed tymi arabskimiszumowinami.- Bez wielu Arabów daleko bym nie zaszedł i dobrzepan, do cholery, o tym wie powiedziałKendrickprzeszywając szefa personelu gniewnymspojrzeniem.- Och, wiemy o tym, Evan - wtrącił Jennings,najwyrazniej rozbawiony tym, co zaszło międzydwoma panami.- Przynajmniej ja wiem.A tak przyokazji, Herb, dzwonił dziś po południu Sam Winters.Ma chyba piekielnie dobry pomysł, który nie naruszy \adnych względów bezpieczeństwa, a mo\eje nawet wyjaśni.- Samuel Winters niezupełnie jest moimprzyjacielem - zaoponował Dennison.- Odmówiłpoparcia ładnych kilku pociągnięć politycznych,które przydałoby się nam w Kongresie.- To znaczy, \e się z wami nie zgadzał.Ale czydlatego musi być od razu wrogiem? Cholera, gdybytak było, trzeba by wysłać połowę stra\ników zpiechoty morskiej do naszych kwater rodzinnych.Daj\e spokój, Herb, odkąd pamiętam Sam Wintersjest doradcą prezydentów z obu partii.Tylko dureńnie odbierałby od niego telefonów.- Powinien byłnajpierw zameldować się u mnie.- Widzisz, Evan? - skomentował prezydentprzekrzywiający głowę, z figlarnym uśmiechem.-Mogę się bawić w piaskownicy, ale nie mogę sobiedobierać kolegów.- Zupełnie nie to miałem.- Dokładnie to miałeś na myśli, Herb, ale wcale mi tonie przeszkadza.Działasz skutecznie, o czym bezprzerwy mi przypominasz, i te\ mi to nieprzeszkadza.- I co takiego pan Winters.profesor Winters.zaproponował? - spytał Dennison, wymawiającsarkastycznie tytuł naukowy.- śebyś wiedział, Herb,jest profesorem, ale nie takim sobie zwykłymwykładowcą.Gdyby tylko zechciał, mógłby, jaksądzę, kupić kilka niezłych uniwersytetów.Z pewnością ten, z którego sam wyszedłem, i to zasumę, której nawet by nie zauwa\ył.- I co takiego podsunął? - nalegał szef personelu.- śebym przyznał swojemu przyjacielowi, Evanowi,Medal Wolności.Prezydent zwrócił się doKendricka.- To cywilny odpowiednik MedaluHonoru, Evan.- Wiem, panie prezydencie.Ani na niego niezasłu\yłem, ani go nie potrzebuję.- Widzi pan, Sam uzmysłowił mi kilka rzeczy i chybama rację.Przede wszystkim, zasłu\ył pan, i czy panusię podoba, czy nie, wyszedłbym na skąpego,pospolitego drania, gdybym go panu nie przyznał.Ana to, moi drodzy, sobie nie pozwolę.Zrozumiano,Herb? - Tak jest, panie prezydencie - odparłDennison ze ściśniętym gardłem.- Powinien panjednak wiedzieć, \e chocia\ kongresman Kendricknie ma konkurentów przy wyborach na następnąkadencję, co gwarantuje pańskiej partii miejsce wKongresie, zamierza wszak\e w najbli\szejprzyszłości zrezygnować z tego stanowiska.Po cowięc, przy jego własnych obiekcjach, skupiać na nimwiększą uwagę?- Po to, Herb, \e nie mam zamiaru wyjść napospolitego drania.Tak czy owak, wygląda, jakbybył moim młodszym bratem.moglibyśmy zrobić ztego u\ytek.Uprzytomnił mi to właśnie SamWinters.Powstanie obraz rzutkiej amerykańskiejrodziny, jak to określił.Chyba nam to wyjdzie nakorzyść, jak sądzisz? - Nie widzę takiej potrzeby, panie prezydencie -włączył się Dennison, całkiem ju\ sfrustrowany, ajego chrapliwy głos wskazywał, \e zdaje sobiesprawę z faktu, \e prezydent podjął ju\ decyzję.-Liczą się te\ obawy kongresmana.Uwa\a, \e mo\e topociągnąć za sobą akcje odwetowe wobec jegoprzyjaciół w arabskim świecie.Prezydent odchylił sięw krześle, wbijając wzrok w szefa personelu.- To mnie nie przekonuje.śyjemy w świecienajerzonym niebezpieczeństwami, ale uczynimy gojeszcze bardziej niebezpiecznym, je\eli będziemy siępoddawać takim idiotycznym domysłom.Właśnie wtym duchu wyjaśnię całemu narodowi, i to z pozycjisiły, a nie strachu, \e nie dopuszczę do całkowitegoujawnienia szczegółów operacji w Omanie zewzględu na strategię antyterrorystyczną.Co do tego,Herb, miałeś rację.W istocie Sam Winters pierwszymi to uzmysłowił.Ale naprawdę nie mam zamiaruwyjść na pospolitego drania.To się po mnie niepoka\e.Zrozumiano, Herb?- Tak jest.- Panie Evan - zwrócił się do kongresmana Jenningsz tym swoim zarazliwym uśmiechem na twarzy.-Jest pan człowiekiem mojego pokroju.Z tego, coczytam, dokonał pan wspaniałego czynu, i jakoprezydent nie oka\ę się niewdzięczny! A taknawiasem mówiąc, Sam Winters napomknął te\, \ewarto by wspomnieć, i\ działaliśmy razem.Co, docholery, w końcu pracowali z panem moi ludzie, a toświęta prawda. - Panie prezydencie.- Zorganizuj to, Herb.Zerknąłem właśnie doswojego kalendarza, jeśli się nie obrazisz.Wnajbli\szy wtorek, o dziesiątej rano.W ten sposóbdotrzemy do wieczornych wiadomości wszystkichstacji telewizyjnych, a wtorek to dobry wieczór.- Ale, panie prezydencie.- znów zaczął wzburzonyDennison.- I jeszcze jedno, Herb, chcę, \eby sięstawiła orkiestra wojskowa.W Błękitnej Sali.Niechmnie licho, jeśli wyjdę na pospolitego drania.To siępo mnie nie poka\e! - Wściekły Herbert Dennisonwrócił z Kendrickiem do swojego gabinetu, \ebyspełnić polecenie prezydenta - omówić szczegółyceremonii wręczenia medalu w Błękitnej Sali wnajbli\szy wtorek.Z orkiestrą wojskową.Złość szefapersonelu była tak niepomierna, \e zaciskał tylko wmilczeniu swoją wydatną, \elazną szczękę.-Naprawdę zalazłem panu za skórę, co, Herbie?zagadnął Evan dostrzegłszy zamaszysty krokDennisona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl