[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasłona natychmiast się zapaliła.Jim cofnął się, zapalił następną, potemkolejną. Zapłacisz za to!  zawyła postać głosem, jakim mogłoby wykrzyknąć tysiąc torturowanychnaraz więzniów. Zapłacisz za to razem z każdą osobą, którą kochasz!Jim rzucił Jackowi drugą palącą się nogę od krzesła i chłopak podpalił kanapę orazoszkloną szafkę, w której wystawione były wypchane arktyczne mewy i wielkie zielone jaja.Po kilkusekundach jadalnia buchała ogniem  płonęły krzesła, stoliki, lampy, nawet obrazy na ścianach.Natej wysokości było tak sucho, że wszystko zapalało się jak zanurzone w benzynie. Nie!  ryknęła postać, machając na oślep laską. Dostanę, co jesteś mi winien!Dostanę także ciebie, bez względu na to, co mój pan każe!Jim i Jack odsuwali się od macającej laską postaci.Wyglądało na to, że im jaśniej się robiło,ślepła coraz bardziej  dlatego niczego nie widziała w Kalifornii.Równocześnie jednak, wraz zpodnoszeniem się temperatury z minus pięćdziesięciu stopni do plus czterech, pięciu, zaczęła znikać.Gołym okiem można ją było dostrzec jedynie w silnym zimnie.Gdy temperatura jeszcze siępodniosła, zniknęła całkiem. Uważaj na siebie!  ostrzegł Jacka Jim. Kiedy widziałem go po raz ostatni, okrążałstół, by iść na ciebie.Bądz ostrożny, ciebie zechce na początek!Przy trzasku i strzelaniu płomieni było niemożliwością usłyszeć stukanie laski Demona Zimna.Jim złapał Jacka za ramię i prowadził go przez pokój ku drzwiom, by mogli uciec.Gorąco robiło sięnie do wytrzymania i nagle  po dwa i trzy  zaczęły eksplodować stojące na kominku szklanewazony.Wielki olejny obraz  portret kobiety w stylu włoskim  nagle przekręcił się w bok, naramie pojawiły się drobne płomyczki.Okrążali stół, by dojść do drzwi, Jim macał przed sobą ręką na wypadek, gdyby mieli wpaśćna niewidzialnego demona.Byli prawie przy drzwiach i dotąd nie poczuli ani ukłucia zimna, aninawet chłodnego powiewu. Jeszcze dwa kroki, panie Rook, i jesteśmy wolni.Jadalnia wypełniała się gęstym czarnym dymem, szybki w witrynie pękały.Tibbles Dwa zeskoczyła z krzesła i ruszyła ich tropem.Może była mistycznym kotem, ale najwyrazniej jej karty nie przewidywały śmierci, więc nie zamierzała w nieodpowiedzialny sposóbryzykować żadnego ze swych dziewięciu żywotów. Zciany jadalni były płaszczyznami płomieni.Olbrzymi mahoniowy kredens płonął, książkipłonęły, stół płonął.Płonął także biedny, stary kapitan Oates  pochylał się ku stołowi, temperaturawykręcała jego zmumifikowane ciało. Uciekajmy stąd  powiedział Jim. %7ładen duch tego nie przeżyje.Kiedy znalezli się w hallu i biegli do frontowych drzwi, Jack nagle głośno zawył i padł nakolana.Następne, co zauważył Jim, to, że Jack sunie na boku po podłodze, jakby coś go ciągnęło.Oczywiście, że go ciągnęło, ale przy panującej temperaturze Demon Zimna nie był widoczny. Jack!  wrzasnął Jim, lecz chłopak był ledwie przytomny.Sunął ku schodom i po chwili w dalszym ciągu leżąc na boku  zaczął pokonywać jeden stopień po drugim  do góry.Jego ciało podskakiwało przy tym, ręce i nogi bujały się bezwładnie.Wyglądało to jakabsurdalny pokaz łewitacji, Jim doskonale jednak wiedział, że to sprawka Demona Zimna.Chyba że.Zdjął plecak, rozpiął go i ostrożnie wyjął lusterko Laury.Szybko przetarł je łokciem, splunął napółnoc, na południe, na wschód i na zachód.Na koniec plunął na lusterko i powiedział własnezaklęcie:  Lustro, lustro  pluję ci, a ty pokażesz.tego gnoja mi!".Odwrócił się, podniósł lusterko i.lak  choć jedynie na chwilę  zobaczył Demona Zimna naschodach, ciągnącego Jacka w kierunku któregoś z pokoi na piętrze.Na dole musiało być zbytgorąco, by mógł próbować go zamrozić.Jim złapał płonącą nogę od krzesła i pognał w górę schodów.Jack leżał na korytarzu, byłpółprzytomny, odruchowo mrugał oczami.Demon musiał go puścić na widok nadbiegającego Jima ipróbował się ukryć.Jim podniósł lusterko, szybko przepatrzył schody.Stwór stał w oddalonymkącie, podobne do suszonych śliwek, niewidzące oczy kierował na Jima i choć go nie widział,wyczuwai każdy jego ruch. Nie ujdziesz mi teraz!  wrzasnął Jim. Wiem, kim jesteś, i wiem, co musisz zrobić,bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie! Najpierw wezmę duszę tego chłopca  ostrzegł stwór. Należy do mnie odbardzo dawna.Zamiast odpowiedzieć, Jim wszedł do znajdującej się tuż przed nim sypialni.Stało tu wielkiełoże z postrzępionym i zamarzniętym starym baldachimem.W oknach wisiały grube zasłony ikoronkowe firanki.Pod ścianą znajdowała się wielka szafa pełna starych ubrań.Jim zakręcił wokółgłowy swoją pochodnią, aż zapłonęła jasnym płomieniem.Potem zaczął dotykać materiałów,baldachimu, firanek i wszystkiego, co mogło się zapalić.Stał na środku buchającego płomieniamipokoju, plecami do Demona Zimna, ale z tak podniesionym lusterkiem, by widzieć, gdy nadejdzie.Ogień rozprzestrzeniał się jeszcze szybciej niż w jadalni na parterze.Sekundy i łóżko buchałoogniem niczym stos całopalny z drewna, końskiego włosia i strzelających sprężyn, a zasłony pożerałnajgwałtowniejszy ogień, jaki Jim widział w życiu.Temperatura robiła się nie do wytrzymania, dymtak zgęstniał, że Jim nie oddychał, lecz kaszlał i pojękiwał.Choć pokój palił się coraz gwałtowniej, Jim nie wychodził.W lusterku widział stojącego naschodach Demona Zimna, rozrywanego między żądzą nakarmienia się nieśmiertelną duszą Jacka aobowiązkiem uratowania Jima z niebezpieczeństwa.Jim był wędrowca po Alasce i nie liczyło się, jakiegroziło mu niebezpieczeństwo  warunki nałożonej na demona kary wyraznie nakazywały muratować jego życie.Stwór ciągle się wahał.Zrobiło się tak gorąco, że zewnętrzna powłoka wiatroszczelnej kurtkiJima zaczynała mięknąć i topić się, do tego zaczynały dymić sznurowadła.Po twarzy spływał mu pot.czuł zapach nadpalonych włosów.Jego policzki zdawały się płonąć, ale nie cofał się.Gdyby teraz się poddał, stwór dostałbyich obu.Demon Zimna zbliżył się do sypialni.Stał, zasłaniając dłońmi twarz, jakby czynił tajemnyznak  a może po prostu osłaniał się przed żarem? Jim widział to w lusterku, jednak i ono robiło siępowoli zbyt gorące, by je utrzymać.Dywan pod jego nogami migotał drobnymi iskrami, wełnazwęglała się jak stare, spalone mięso.Jack oprzytomniał.Uniósł się na łokciu i z przerażeniem wbił wzrok w Jima. Jim! Wychodz stamtąd! Palą ci się włosy!Jim poczuł płomień na głowie i przyklepał włosy dłonią.Kiedy odjął dłoń, miał w niej pełnospalonych kosmyków. Jezu, tym razem przesadziłem  pomyślał. Zaraz się upiekę żywcem.Wysoka postać w dalszym ciągu czekała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl