[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matko moja droga, z jakążwdzięcznością wysławiam miłosierdzie Pana!.Czyż nie sprawdzają się na mnie słowaKsięgi Mądrości: “Zabrana zostałam ze świata, zanim złość jego zdołała zepsuć megoducha, i zanim ułuda zdążyła zwieść moją duszę” (30)? Także i Najświętsza Panna czuwała nad swym kwiatkiem i nie chcąc dopuścić, by stracił świeżość w kontakcie ze światem,przeniosła go na swoją górę zanim zdołał się rozwinąć.Oczekując szczęśliwej chwili, wktórej to miało nastąpić, Terenia wzrastała w miłości ku swej Niebieskiej Matce; żeby zaś daćJej dowód tego, spełniła czyn, który ją wiele kosztował, opowiem o tym w kilku słowach, choćto długa sprawa.Prawie natychmiast po swym zgłoszeniu się do opactwa, zostałam przyjęta dostowarzyszenia Św.Aniołów.Bardzo lubiłam pobożne praktyki, które ono nakładało na mnie,gdyż miałam szczególne upodobanie w modlitwie do tych Błogosławionych DuchówNiebieskich, a zwłaszcza do tego, którego Dobry Bóg dał mi za towarzysza mego wygnania.W jakiś czas po mojej pierwszej Komunii św.oznakę stowarzyszenia Św.Aniołów zastąpiławstążka aspirantki do stowarzyszenia dzieci Maryi; opuściłam jednak pensję, nie będącprzyjęta do tego związku Najśw.Panny.Nie miałam prawa do niego należeć, ponieważodeszłam przed ukończeniem nauki.Muszę wyznać, że ten przywilej nie wzbudzał we mniezazdrości, niemniej na myśl, że wszystkie moje siostry zostały “dziećmi Maryi”, czułamobawę, że będę w mniejszym stopniu niż one dzieckiem mej Niebieskiej Matki; poprosiłamwięc z pokorą (mimo że mnie to kosztowało) o przyjęcie do stowarzyszenia Najśw.Pannyprzy opactwie.Kierowniczka nie chciała mi odmówić, ale postawiła warunek, abym dwa razyw tygodniu po południu przychodziła celem sprawdzenia czy jestem godna przyjęcia.Pozwolenie to nie tylko nie sprawiało mi przyjemności, ale w dodatku bardzo mniekosztowało; nie miałam, jak inne byłe uczennice, swej ukochanej nauczycielki, z którąmogłabym spędzać wiele godzin; poprzestawałam więc jedynie na przywitaniu nauczycielki,po czym pracowałam w milczeniu aż do końca lekcji robót.Nikt nie zwracał na mnie uwagi,szłam więc na chór do kaplicy i pozostawałam przed Najśw.Sakramentem aż do chwili,kiedy przychodził po mnie Tatuś; tylko tu znajdowałam pociechę, bo czyż Jezus nie był moimjedynym przyjacielem.Z Nim samym jedynie umiałam mówić; rozmowy ze stworzeniami,nawet pobożne, męczyły moją duszę.Czułam, że lepiej jest mówić do Boga, niż rozmawiaćo Bogu, bo do rozmów duchowych miesza się tak wiele miłości własnej!,.Ach! jedynie dlaNajśw.Panny chodziłam do opactwa.Czasem czułam się samotna, tak bardzo samotna, że— jak w dniach mego pensjonarskiego życia, gdy smutna i chora przechadzałam się po39wielkim dziedzińcu — powtarzałam te słowa, które zawsze odradzały na nowo w mym sercupokój i siłę: “Życie jest twym okrętem, a nie twym mieszkaniem.” (31) Kiedy byłam malutka, słowa te dodawały mi odwagi; i dziś jeszcze, mimo lat, które zatarły wiele wrażeń dziecinnejpobożności, widok okrętu urzeka moją duszę i pomaga jej znosić wygnanie.Czyż i KsięgaMądrości nie mówi, że ,,Życie jest jak okręt, który przecina wzburzone fale i nie pozostawiażadnego śladu swego gwałtownego przejścia.” (32)? Rozmyślając o tych rzeczach, duchem zagłębiam się w nieskończoności i mam wrażenie, że przybijam już do wiecznej przystani.Zdaje mi się, że znajduję się już w objęciach Jezusa.że widzę Moją Matkę Niebieską, jakwychodzi mi na spotkanie wraz z Tatusiem.Mamusią.czterema aniołkami.Zdaje mi się,że cieszę się już na zawsze prawdziwym i wiecznym życiem rodzinnym.Zanim jednak danym mi będzie ujrzeć rodzinę zebraną razem w domu Ojca Niebieskiego,trzeba mi było wprzód zakosztować dobrodziejstwa rozłąki; w roku, w którym zostałamdzieckiem Najśw.Panny, zabrała mi Ona moją drogą Marię (33), jedyne oparcie mojej duszy.Wszak to Maria mną kierowała, pocieszała mnie, pomagała mi w pełnieniu cnoty;ona to była moją jedyną wyrocznią.Nie ulega wątpliwości, że pierwsze miejsce w moimsercu zajmowała nadal Paulina, ale Paulina była daleko, bardzo daleko ode mnie!.Przeszłam prawdziwe męczeństwo, by się przyzwyczaić do życia bez niej, do istnieniamiędzy nami murów nie do przebycia, ale w końcu pogodziłam się z tą smutnąrzeczywistością.Paulina była dla mnie stracona, niemal tak samo, jak gdyby umarła.Nadalmnie bardzo kochała, modliła się za mnie; ale w moich oczach droga moja Paulina stała sięŚwiętą, która nie potrafiła już zrozumieć spraw tej ziemi, a nędze jej biednej Teresy, gdyby jeznała, powinny by ją zadziwić i powstrzymać przed tak wielką miłością, jaką ją darzyła.Gdybym zresztą nawet chciała zwierzyć jej moje myśli, jak to miało miejsce w Buissonnets,nie mogłabym tego uczynić; czas odwiedzin w rozmównicy był tylko dla Marii.Obie z Celiną miałyśmy pozwolenie przychodzić tam dopiero pod koniec, kiedy zostawałoakuratnie tyle czasu, by się nam serca ścisnęły.Tak więc w rzeczywistości miałam jedynieMarię, która była mi, że tak powiem, niezbędna; tylko jej mówiłam o moich skrupułach ibyłam jej posłuszna do tego stopnia, że spowiednik nigdy nie poznał mojej szkaradnejchoroby; mówiłam mu tylko tyle grzechów, ile Maria pozwoliła mi wyznać, ani jednego więcej,toteż mogłam uchodzić za duszę najmniej skrupulatną na ziemi, choć byłam nią wnajwyższym stopniu.Maria wiedziała więc o wszystkim, co działo się w mojej duszy, znałatakże moją tęsknotę za Karmelem, ja zaś tak ją kochałam, że bez niej żyć nie mogłam.Każdego lata ciocia zapraszała nas kolejno do Trouvil e; bardzo lubiłam tam jeździć, ale zMarią! Gdy jej tam nie było, nudziłam się bardzo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • przylepto3.keep.pl